Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak zawiodłem damę

pawile@wp.pl
[email protected]
Dlaczego pełen entuzjazmu uśmiech miłej damy nie zmienił mych zapatrywań politycznych ?

Przechadzałem się onegdaj w okolicach Starego Miasta. Popołudnie było słoneczne, a warszawskie powietrze odzyskiwało swą legendarną, balsamiczną woń, w miarę gdy smog wolno unosił się do góry. Na Podwalu, nieopodal pomnika Kilińskiego, zwróciła moją uwagę grupka rozświergotanych, rozgestykulowanych, zachowujących się jak stadko zakochanych nastolatek, zacnych dam, w wieku, bardzo łagodnie to ujmując, mocno trolejbusowym.

Nagle jedna z nich, zauważywszy mnie, z zadziwiającą lekkością i rozświetlającym ją uśmiechem podbiegła, wcisnęła do ręki barwną ulotkę i przepełnionym entuzjazmem głosem, z jakby lekko matczyną dumą zawołała: "to nasz Michaś, musi pan, ale to koniecznie musi pan na niego zagłosować". Mimika jej starannie i gustownie umalowanej twarzy, w pełni popierała wyrażoną werbalnie sugestię, a pełne żaru i wiary, z niewielką chyba nawet nutą zakochania, oczy, wyrażały rewolucyjną wręcz siłę woli i przekonania o słuszności sprawy.

Podziękowałem, mam nadzieję, z wystarczającą szarmancją i nie składając żadnych wiążących obietnic, pożegnałem, starając ze wszystkich sił sprawiać wrażenie, iż wzywają mnie niezwykle ważne i niecierpiące zwłoki sprawy. Ulotkę na wszelki wypadek ukryłem w kieszeni, gdyż jawne manifestowanie się z jakowymś, nie znanej mi polityczno-społecznej orientacji Michasiem, w zapadającym zmroku i wypełnionych obficie młodzieżą uliczkach, może spowodować nieprzewidziane, możliwe, że zakończone nawet rękoczynami, reperkusje.

Gdy już w domu postanowiłem zapoznać się z, w tak nieoczekiwany i miły sposób, otrzymaną ulotką stwierdziłem, że moje obawy co do ewentualnej reakcji młodzieży nie były płonne, a rozsądek i przezorność wieku dojrzałego, najprawdopodobniej uchroniły mnie przed niechybnie niemiłymi ekscesami.

Umieszczony w centralnym miejscu biało-czerwony napis informował bowiem, iż jest to propagandowy materiał wyborczy polsko-europejskiego Kamińskiego, a na niesamowicie wyretuszowanej fotografii obok, z trudem rozpoznałem najsłynniejszego, bodajże, spin doktora z okolic prezydenckiej kancelarii.

Wpatrując się w szeroko otwarte i z wręcz szwejkowską szczerością i niewinnością spoglądające na mnie zza modnych okularów oczy, zastanowiłem się nawet przez chwilę, czy to nie jakaś reklama nowych specyfików korygujących i odmładzających fizjonomię, bowiem twarz pana Kamińskiego, widzianego uprzednio "na żywo", jawiła mi się w zupełnie innych barwach, fakturze i tonacji.

Zreflektowałem się jednak błyskawicznie, uświadamiając sobie jakich cudów może obecnie dokonać grafik przy użyciu Photoshopa, a prezentowany nam przez wszelakie media obraz świata, ma tyle wspólnego z rzeczywistością, co pan Kamiński ze swą podobizną, przezornie ograniczoną do neutralnych, korzystnych wizualnie bieli i szarości.

Żałując z lekka, że ów przedsiębiorczy młody człowiek kandydując do PE nie zaprezentował się w bojowym hełmie piechoty, w którym to w Afganistanie wyglądał o niebo bardziej bohatersko, niż jakiś tam przereklamowany Rambo, a czym niechybnie zdobyłby jeszcze większe poparcie wśród rozkochanych w wizerunku dzielnego ułana wyborczyń, przystąpiłem do dalszej kontemplacji ulotki.

Już na wstępie rzuciło mi się w oczy, że pan Kamiński do chwalipiętów nie należy. Szczególnie zaś dotyczy to kwestii wykształcenia. Z wielką referencją informuje nas bowiem, że się wychował i studiował, a ja kiedyś wiedziony ciekawością jak się zostaje spin doktorem wyczytałem, że studiował, studiował i niedostudiował, zupełnie jak nasz pewien były prezydent, co to się z tej racji i wstydu objadł, i wielokrotnie musiał z owego faktu tłumaczyć.
Dalej mamy jednak możliwość dogłębnie dowiedzieć się, że braki w formalnym wykształceniu kandydat rekompensuje znajomością trzech języków i to jaką, bo biegłą na dodatek. Jest pracowitym współautorem dzieł wszelakich, pierwszym Polakiem, który dał głos w PE, nie precyzuje jednak czy biegle powiedział "dzień dobry", czy poprosił o uchylenie lufcika, ze względu na dokuczliwą dla zażywnych dostojników duchotę.

Zawsze też twardo broni ważnych spraw, szczególnie niosących korzyść głowie naszego kraju, do której to głowy sukcesu i prezydenckich zaszczytów walnie się przysłużył, za co też i w ministry poszedł.

Wśród licznych zainteresowań zaintrygowała mnie, zbieżna z naszym premierem, pasja do piłki nożnej. Pan Kamiński nie uchyla jednak nam rąbka, czy grywa osobiście, kibicuje "na żylecie", czy też woli wygodny fotel, stosowne napoje, dający poczucie takiej władzy pilot i naturalnie potężny wentylator, chłodzący spotniałe z emocji lico.

Niezwykłej wagi jest też informacja, że "nasz Michaś" jest człowiekiem niebywale zasłużonym dla licznych republik, co wyraża się taką liczbą orderów, krzyży i medali, że za parę lat będzie na paradach śmiało konkurował z emerytowanymi marszałkami byłego ZSSR.

Porażające jednak wrażenie zrobiła na mnie otaczająca naszego kandydata plejada słynnych jak świat długi i szeroki znakomitości z kręgów polityki i kultury, a wszyscy oni wręcz rozpływają się w zachwycie nad "naszym Michasiem". Ach jakie to słodkie.
U szczytu stołu, pardon, ulotki mamy więc świadczącego o niezwykłym oddaniu kandydata, znanego wszem i wszędzie bliźniaczego brata naszego prezydenta, obok świetny satyryk zapewnia o niezwykłej inteligencji, a poniżej eurosceptyk i autor powieści sensacyjno- szpiegowskich twierdzi uparcie, że Kamiński jest odpowiednią osobą do zadań w Brukseli.

Nieodparcie silne wsparcie napływa też z londyńskiego gabinetu cieni, broniącego się rozpaczliwie przed upadkiem gruzińskiego parlamentu, byłych premierów Łotwy i Czech oraz wsławionej występami w obficie upudrowanych spotach byłej minister pracy.

I to już było jak dla mnie nieco za wiele. O mojej decyzji zdecydowało jednak zacytowane zdanie pewnego byłego ambasadora, stwierdzające autorytatywnie, że "mistrz politycznych zawiłości" - Michał Tomasz Kamiński jest świetny w zdobywaniu sympatii. Mojej jednakże, mimo ogromnego z mej strony poświęcenia, jakoś nie zdobył.

Z wielkim więc żalem i przykrością zmuszony będę zawieść przemiłą damę z Podwala i mimo szczerych chęci na "naszego Michasia" nie zagłosuję, a najdrobniejszym z wielu powodem jest to, że nie mam zaufania do ludzi, których medialny wizerunek, tak diametralnie odbiega od tego codziennego i rzeczywistego.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto