Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakub Bednaruk: Nie będę trenerem, który rozkazuje [Wywiad]

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
O tym, jak najmłodszy trener w lidze układa sobie relacje z drużyną, czy Fabian Drzyzga zasługuje na powołanie do reprezentacji i jak wygląda polityka transferowa w ciasnej finansowej rzeczywistości Politechniki opowiada Jakub Bednaruk.

Razem z asystentem Przemysławem Michalczykiem do ciemnego garnituru zakłada białe adidasy. Gdy jego siatkarze wychodzą na rozgrzewkę, zamiast discopolowych przebojów z głośników pobrzmiewają ostre riffy gitarzystów AC/DC i Guns'n'Roses. Zdarzało się, że po wygranych meczach zabierał drużynę na grzyby. Na konferencjach nie odgrywa roli dyplomaty - widać, kiedy jest wniebowzięty, widać, kiedy wściekły, choć sam podobno stara się to ukryć. Mówi tak barwnie, że nie trzeba go dopytywać. Jak rezerwowy Maksymilian Szuleka atakował z nadzwyczajną 70. proc. skutecznością, powiedział, że "może sobie te statystyki powiesić na lodówce".

W Polsce zaliczył 8 klubów, w supermocnym włoskim Trentino grał u boku legendarnego Nikoli Grbicia i pod okiem Radostina Stojczewa. Przez dwa lata był asystentem Radosława Panasa w Politechnice, przed tym sezonem to jemu powierzono pieczę nad drużyną, która mimo ledwie dwumilionowego budżetu i mglistych perspektyw na lepsze jutro dzielnie opierała się mocniejszym i bardziej stabilnym budżetowo firmom. Zaprowadził ją na szóste miejsce w tabeli. Oto Jakub Bednaruk, jedna z najciekawszych osobowości PlusLigi.

Jak zdefiniował pan siebie w roli trenera? Z połową zespołu grał pan po tej samej lub przeciwnej stronie siatki. Niecodziennie zdarza się sytuacja, że trener jest młodszy od jednego ze swoich zawodników.
Na początku wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy, wytyczyliśmy granice, których nie możemy przekroczyć i w których przyjdzie nam pracować. W trakcie sezonu nie miałem problemów z tą częścią drużyny, z którą spotkałem się na boisku, chodziłem na balety i niejedno przeżyłem. Obowiązywała reguła, że to ja jestem szefem. Nikt się z niej nie wyłamał. To duży plus dla chłopaków, że nie próbowali naginać naszej przyjaźni.

Obawiał się pan o swój autorytet? Że ta granica zatrze się do tego stopnia, że nie będzie miał pan wpływu na drużynę?
Oczywiście, że tak. Trzeba pilnować takich spraw, bo potem ciężko wrócić do zdrowych relacji. Nam się to udało.

Uważa pan wzorem sir Alexa Fergusona, że trener jest od tego, żeby rządzić szatnią i mieć absolutnie wszystko pod kontrolą?
Jak będę przez dwadzieścia lat pracował w jednym klubie i wygram dziesięć razy mistrzostwo Polski, to może będę tak robił. Drużyna miała świadomość, że to trener musi być numerem jeden od podejmowania decyzji, ale nie tworzyłem jakiś sztucznych zależności. To są na tyle mądrzy zawodnicy, mądrzy ludzie, że zdawali sobie sprawę - bez wsparcia i wzajemnej pomocy nic nie osiągniemy. W konsekwencji to dzięki nim udało się tak przejść przez ligę, że dziś możemy usiąść i podać sobie ręce. Jeszcze z nikim nie pobiłem się w szatni.

Jest coś w tym, że byłemu rozgrywającemu łatwiej zostać trenerem?
Podobno tak, ale nie wiem, na czym ma to polegać. Słyszałem to od kolegów, którzy grali na innych pozycjach. Może więcej się dostrzega na boisku? Ale chyba nie ma reguły.Załóżmy, że dziś wieczorem (rozmowa odbyła się w środę) dzwoni do pana Andrea Anastazi i pyta: Trenerze, do szerokiej kadry na Ligę Światową chcę powołać czterech rozgrywających: Zagumnego, Żygadło i kogoś z trójki: Woicki, Łomacz i Drzyzga. Czy Fabian jest gotowy, żeby sprawdzić go na poziomie reprezentacyjnym? I to w meczu o stawkę?
Nie chodzi o to, że można dać mu szansę, ale o to, że trzeba. Fabianowi robi się krzywdę - jeszcze na dobrą sprawę nie dotknął piłki, a już miał być następcą Zagumnego, jeszcze nic nie osiągnął, a już miał zbawiać polską siatkówkę. To jest młody, inteligentny facet, którego należy sprawdzić. Ja wystawiłbym go w pierwszym składzie od pierwszego meczu. Wtedy zderzy się z prawdziwym wyzwaniem, zobaczy, gdzie jeszcze ma braki. Jest już na tyle ograny, że stanowi nie przyszłość, a teraźniejszość.

Czy były takie sytuacje, szczególnie w końcówkach meczów, w których sugerował pan Drzyzdze sposób rozegrania, w stylu "teraz uruchom Szymańskiego"?
Nigdy nie podpowiadałem konkretnych rozwiązań. Raczej starałem się przewidzieć, co może zrobić przeciwnik, jak zareaguje na naszą grę. Nie będę trenerem, który rozkazuje swojemu rozgrywającemu, że przy wyniku 13:13 w tie-breaku ma zagrać tak i tak. Styl gry, taktykę wypracowywaliśmy w ciągu tygodnia, nie na meczu. Fabian generalnie spisywał się bez zarzutu, no, może w kilku sytuacjach mógł rozegrać mądrzej.

Dramatyczny mecz ze Skrą przy pięciotysięcznej widowni na Torwarze w fazie zasadniczej to właśnie było to, czego oczekiwał pan od drużyny?
Wówczas cieszyliśmy się naszą grą. Zrobiliśmy maksimum tego, co mogliśmy. Wyszliśmy na mecz z podniesionymi głowami i walczyliśmy ze Skrą jak równy z równym. Jeszcze trzy razy starliśmy się z zespołem Jacka Nawrockiego w tie-breakach i trzy razy brakowało nam naprawdę niewiele. Może zabrakło takich indywidualności jak Mariusz Wlazły, który wykończył nas w pojedynkę w meczach w Bełchatowie, albo Michał Winiarski, którego nie mogliśmy dotknąć w poniedziałek. To są wspaniali zawodnicy, my musieliśmy tworzyć zespół. I szliśmy z nimi łeb w łeb, co jest dla nas sukcesem. W play-offach tylko jeden mecz przegraliśmy wyraźnie - trzecie spotkanie z ZAKSĄ. W pozostałych graliśmy dobrze, dość łatwo poradziliśmy sobie z Effectorem.

Jak pan tłumaczy sobie, że z trzech akademickich drużyn, które mniej lub bardziej boleśnie przechodzą okres rekonstrukcji, to Politechnika wygląda najlepiej?
To na razie jeden sezon, nie wysnuwałbym ogólnych wniosków. Rok temu lepsza od nas była Częstochowa, gorszy Olsztyn. Ale jak będzie w przyszłości? Mamy pewne rzeczy nierozwiązane, przechodzimy proces reorganizacji. Robimy wszystko, by zawodnicy skupili się tylko na grze, a akademicki duch nie upadł. Wiele ludzi bardzo się w to angażuje.

Czy PlusLiga zrobiła krok w przód w porównaniu z poprzednim sezonem? Odeszło wiele gwiazd, by wspomnieć tylko Kurka, Falascę, Grozera i Nilssona.
Gwiazd nie zatrzymamy, bo pieniędzy jest coraz mniej. Prawda jest taka, że kilka lat temu były argumenty finansowe do podpisywania wysokich kontraktów, ale boom się skończył. Kluby oglądają dokładnie każdą złotówkę i przez to uznane nazwiska trafią raczej do Włoch i Rosji, gdzie pieniądze są dwu-lub trzykrotnie wyższe, więc kto dostanie ofertę, nie będzie się długo zastanawiał. To normalne. W skali makro liga idzie do przodu. Nasze drużyny grają lepszą siatkówkę, poziom jest wyższy, mecze ciekawsze, jest więcej emocji. Na pewno trzeba będzie się zastanowić nad limitem obcokrajowców w dwunastoosobowych kadrach, zostawić miejsce dla młodych tak jak w Olsztynie i Częstochowie. Pamiętajmy, że to kadra kreuje ligę.W rankingu CEV zajmujemy czwarte miejsce, za Włochami, Grecją i Rosją. To pozycja na miarę naszego potencjału? W europejskich pucharach trzy nasze ekipy eksportowe zostały wyeliminowane przez kluby z Turcji.
Grecy już się nie liczą. Nie jestem zorientowany na poziomie dziesiątego zespołu ligi tureckiej, ale Fenerbahce może wykupić nasze pięć klubów. Całych klubów! Na polu finansowym nie mamy z nimi żadnych szans. Jeśli chodzi o poziom, to na pewno jesteśmy ze Włochami i Rosjanami. Gdy słyszę opinię, że możemy się z nimi równać, uśmiecham się.

Sezon powoli dobiega końca, karuzela transferowa niebawem rozkręci się na dobre. To chyba nie jest dobry czas dla Politechniki, która w ubiegłych latach traciła kluczowych zawodników?
Inni trenerzy właśnie biorą urlopy i wyjeżdżają na wakacje, ja już zacząłem poszukiwania, penetruję rynek. Nie mamy dyrektora sportowego, który zajmuje się tylko transferami. Wszystkie posunięcia uzgadniam z panią prezes Dolecką. Najpierw przedstawiam zapotrzebowanie. Wiele zależy od zarządu, który mówi, że mamy kwotę "x", dwa "x" lub pierwiastek z "x". To dla mnie naprawdę ciekawy okres. Jeśli mam pięciu zawodników za podobną kwotę, na kogo się zdecydować? Wybór bywa trudny, bo na bok trzeba odłożyć sympatie. Wiadomo, kogoś lubi się bardziej, kogoś mniej, a trzeba wybrać jak najlepiej. Być może uzupełnimy skład zdolną warszawską młodzieżą, by Politechnika była drużyną, która przyciąga najlepszych z MOS-u Wola lub ursynowskiego Metra.

Trener Bednaruk z początku sezonu a trener Bednaruk dziś to inny człowiek?
Proszę zapytać panią Marię na recepcji, ona codziennie mnie widziała jak idę na trening (śmiech). A poważnie, trudno mi jest siebie oceniać, najlepiej niech wypowiadają się moi współpracownicy. Na pewno dużo się nauczyłem przez ten czas.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto