Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Głowacki z ironią i humorem na festiwalu Conrad 2011

Tadeusz Starzyk
Tadeusz Starzyk
Zakończył się festiwal Conrad 2011. Ostatnim gościem był Janusz Głowacki. Hasło spotkania "Z głowy", nawiązywało do tytułu jego książki.

Salwy śmiechu podczas spotkania w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie w niedzielę 6 listopada potwierdziły to, co postrzega się w twórczości Janusza Głowackiego. Że pisarz ten ma wyczucie czasu i anegdoty, ogromne poczucie humoru i jest mistrzem ironii.

Chociaż jego scenariusz do filmu o Lechu Wałęsie nie jest jeszcze powszechnie znany i nie wiadomo, co zrobi z nim Andrzej Wajda, wzbudza on wielkie zainteresowanie. Głowacki twierdzi jednak, że dopiero kiedy film się ukaże, będzie dużo szumu ale nie przejmuje się tym zbytnio, bo wtedy z Polski wyjedzie. Uważa, że jeśli Wałęsa podczas strajków sierpniowych w ciągu trzech dni stał się najsłynniejszym człowiekiem na świecie i później z elektryka awansował na prezydenta, trudno to wytrzymać i musiał wzbudzać zawiść i nienawiść. Wałęsa jako wielowymiarowa postać miewa słabe strony. Ale mocne również. Głowacki podał przykład opisujący wielkość bohatera. W Arłamowie, władze PRL oferowały Wałęsie współpracę, nawet stanowisko w rządzie. Nie dał się skusić. Gdyby połknął haczyk, nasza najnowsza historia miałaby inny przebieg.

W temacie Wałęsy nie obyło się na spotkaniu bez anegdot Głowackiego.
Przytoczył jedno z powiedzeń byłego prezydenta: "Tonący brzytwy chwyta się byle czego". Wspominał również jak podczas strajku sierpniowego przyszła do Wałęsy delegacja prostytutek i alfonsów z zażaleniem, że z powodu strajku, do portu nie wpływają statki i nie ma ruchu w interesie. Z kolei w limuzynie z obstawą, służby wiozły Wałęsę do miejsca internowania. Powiedział oficerowi, że będzie krzyczał, że został porwany. Oficer zgodził się. Zatrzymał samochód i otworzył szybę. Na wołanie Wałęsy zbiegli się ludzie. Nie byli zbyt solidarni. Tłukli pięściami po drzwiach limuzyny i krzyczeli: "Ty skurwysynie. To wszystko przez ciebie".

Przed stanem wojennym, Janusz Głowacki był poczytnym w Polsce autorem opowiadań, wybitnym felietonistą "Kultury", pisał scenariusze filmowe, między innymi do kultowego "Rejsu". Kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny, on był w Londynie. Do Polski nie mógł wrócić i poleciał do Nowego Jorku. Tam na początku poczuł co znaczy upokorzenie. Na wieść, że Głowacki szuka w Ameryce mieszkania i pracy, przyjaciele pochowali się, zamilkły telefony. Podobnie jak Czesław Miłosz pisał w "Piesku przydrożnym" o poniżeniu jako inspiracji twórczej, Janusz Głowacki twierdzi, że nic tak dobrze pisarzowi nie robi, jak upokorzenie.

Napisać sztukę można jeśli ma się talent. Ale jak ją wystawić na amerykańskim rynku? Radzą tam, aby scenariusz mieć zawsze przy sobie, bo może Ci się zdarzyć, ze pójdziesz do ubikacji i w sąsiedniej kabinie będzie Spielberg. Możesz mu wtedy wsunąć scenariusz pod drzwi. Jeśli on go wysunie, spróbujesz podać górą. Jednakże liczba określająca prawdopodobieństwo takiego zdarzenia zakończonego sukcesem jest bardzo daleko po przecinku. Trzeba mieć dobrego agenta. I tu znowu anegdota, amerykański dowcip:

Pisarz po powrocie do domu zastaje zdemolowane mieszkanie i zgwałconą żonę. Pyta:
- Co się tutaj działo?
- Był twój agent.
- O! Agent mnie odwiedził?
Głowackiemu pomógł Artur Miller. Sławny pisarz spowodował, że producenci przeczytali jego "Kopciucha" i wystawili. Ale to jeszcze nie sukces. Po premierze w restauracji czeka się do godz. 23.15. Wtedy przynoszą recenzje "New York Timesa" i wóz albo przewóz. Recenzenci tego pisma potrafią być tak okrutni, że aż trudno w to uwierzyć. Chociażby taki przykład wstępu do opinii o sztuce podejmującej temat holokaustu: "Żydzi uśmierceni w komorach gazowych mają szczęście, że nie widzieli tego przedstawienia". Wreszcie gazeciarze przynieśli do restauracji "New York Timesa" z bardzo pochlebną recenzją o "Kopciuchu". Samotny do tej pory autor sztuki został oblężony tłumem wielbicieli. Składali mu gratulacje i zwierzali się ze swoich przeczuć: "Janusz, You are genius".

W nowojorskiej karierze Janusza Głowackiego, duży udział miała jego sztuka "Polowanie na karaluchy", którą wystawiono w 50 amerykańskich teatrach. Wielkim powodzeniem w teatrach USA cieszyły się też jego "Antygona w Nowym Jorku" i "Czwarta siostra".

Janusz Głowacki nazywa siebie cynicznym lirykiem. "Jest tu wiele ze mnie, z moich wątpliwości i z mojego spojrzenia na świat". Tak mówi o ostatniej książce "Good night Dżerzi", dostępnej w naszych księgarniach. W lekturze tej, autor odsłania brutalna prawdę o "rynku wydawniczym, gdzie talentu od beztalencia, prawdy od fałszu - nie da się rozróżnić".

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto