Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joanna Orleańska dla W24: Ciągle czekam na rolę życia

Katarzyna Markiewicz
Katarzyna Markiewicz
Jedna z najbardziej zapracowanych aktorek w kraju. Opowiada o pasji, hollywoodzkich marzeniach i nowej, obiecującej roli w filmie Tadeusza Króla, a także m.in. o tym, czy od spania na świeżym powietrzu... rosną usta.

Naprawdę ma Pani imię po Joannie D'arc?
Naprawdę. Co więcej - mój brat ma na imię Artur, też od Rycerzy Okrągłego Stołu! To pomysł mojego taty, który jest archeologiem. W dzieciństwie nawet dość często bawiłam się w Joannę D'arc, dziewicę orleańską...

A potem na studiach...
A potem na studiach spotkałam Pawła Orleańskiego, mojego przyszłego męża, i ... się przeraziłam! To był dziwny zbieg okoliczności.

Przez wiele lat po ślubie nie była Pani jednak Joanną Orleańską, ale Pierzak. Co spowodowało nagłą chęć przyjęcia nazwiska męża?
Nie zrobiłam tego wcześniej ze względu na mój zawód - nazwisko zmieniłam dopiero w 10. rocznicę ślubu. Urodziłam dziecko i zaczęło mi to przeszkadzać, stwierdziłam, że jednak zrobiłam błąd. Fajnie jak rodzina nazywa się tak samo. Najpierw sobie pomyślałam: "no, już trudno". A potem, że to jest przecież moje życie.

No, i wprowadziła tym Pani trochę zamieszania!
Oj, tak. Na planie producent kiedyś zrobił aferę, że w ogóle nie przyjmuje do wiadomości, dlaczego została zmieniona obsada, co to za Joanna Orleańska, przecież Joaśka Pierzak miała grać! Dochodziło do różnych zabawnych sytuacji z tym związanych. Dziennikarze są zresztą nadal bardzo często zdezorientowani, podpisują mnie na różne sposoby: Joanna Orleańska-Pierzak albo Joanna Orleańska (prawdziwe nazwisko: Pierzak) (śmiech). Jest zamieszanie!

A czym się różni Joanna Pierzak od Orleańskiej?
Tym, że jestem dojrzalsza. Innych różnic nie zauważam.

Jaka jeszcze Pani jest?
Rodzinna. Pełna pasji, energii. Rzadko siedzę bezczynnie, w zasadzie ja siebie takiej nie pamiętam. Nawet, jak jesteśmy na wakacjach, to najchętniej bym przejechała na następną wyspę i zobaczyła, co jest dalej, głębiej, wyżej. Posiedzimy dwa dni na plaży, a ja już bym chciała gdzieś pojechać, coś zobaczyć. Jestem ciekawa świata, ludzi. Emocjonalna, dość stała w uczuciach - mam przyjaciółki, z którymi przyjaźnię się od 33 lat! Poznałyśmy się w zerówce, pielęgnujemy to i do dzisiaj jesteśmy blisko. Jedna jest po Akademii Sztuk Pięknych, druga po produkcji filmowej, więc też się tak szczęśliwie złożyło, że ten świat mamy wspólny. Jedna mieszka w Krakowie, druga w Katowicach. Widujemy się bardzo często, spędzamy ze sobą czas, pielęgnujemy tę znajomość. Jestem silna. Ślązaczki to są w ogóle silne kobiety.

I ta silna kobieta zdecydowała się na wolny, niepewny zawód. Nigdy Pani tego nie żałowała?
Oczywiście, że żałowałam! Żałuję codziennie, wiele razy dziennie! Ten zawód jest wspaniały i daje olbrzymią satysfakcję, natomiast w tym kraju jest to dość trudny rynek, jest to rynek mały. Myślę, że po prostu w niektórych krajach jest aktorom łatwiej wypracować sobie konsekwentnie jakąś drogę, zaplanować swoją karierę.

U nas to wszystko jest postawione na głowie. Aktorzy klasy A, którzy tworzyli historię polskiego teatru nagle zaczęli grać w produkcjach, od których zwykle się na świecie zaczyna i nigdy się już potem do nich nie wraca. Ale nie mogę narzekać - żyję w sposób pozbawiony rutyny, każda produkcja to jest spotkanie z nowymi ludźmi, to są nowe wyzwania, nowe role, nowe światy, które się powołuje do życia i to jest dla mnie źródłem satysfakcji.

Zastanawia mnie to, w jaki sposób udaje się Pani łączyć aktorstwo, obowiązki rodzinne i prowadzenie firmy postprodukcyjnej...
No, właśnie nie udaje mi się! (dzwoni telefon) O, widzi Pani, przepraszam, to mąż. Nie powiem, że jest to łatwe, ale ja również przez to, ze jestem Ślązaczką, jestem dość dobrze zorganizowaną osobą. Jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy, nie mam za bardzo wolnego czasu.

Ostatnio służbowo byłam na ramówce Polsatu i w telewizji publicznej, to były dwa takie wyjścia, na które mniej więcej od roku mi się zdarzyło pójść. Podziwiam wszystkie moje koleżanki, które biegają po tych wszystkich imprezach, widocznie mają na to czas, ja się w tym zupełnie nie odnajduję! A tak poważnie, to jakoś sobie ten czas organizuje, mam przerwy między zdjęciami, wieczorami albo w trakcie zdjęć myślę o tym, co tam trzeba do firmy zrobić, co załatwić, podpisać.

Zresztą z reguły jest tak, że kiedy mam filmy albo seriale, to bardziej się poświęcam jednak temu, mój mąż wtedy zajmuje się firmą, przejmuje na siebie te obowiązki.

Skąd w ogóle pomysł na tę firmę? Aktorstwo nie wystarcza?
Może nie tak, ale to przyszło jakoś naturalnie. Mój mąż zajmował się tą firmą, kiedy mieszkaliśmy jeszcze we Wrocławiu. To się zrodziło z potrzeby dużej niezależności, ze świadomości, że ten zawód jest bardzo niepewny, i że czasami są propozycje, a czasami ich nie ma. Ja nie wiem, czy kiedy skończę teraz zdjęcia, czy ja będę miała kiedykolwiek jakieś role, zawsze stoję przed niewiadomą. Już tyle razy mi się zdarzało, że wiedziałam, że coś mam, że gram, a potem się okazywało z dnia na dzień, że nie dostaliśmy na to pieniędzy. Jak skończyliśmy kręcić "Licencję na wychowanie", to miałam pół roku przerwy, bo wprawdzie wcześniej dostałam propozycję, ale odmówiłam ze względu na kontrakt w "Licencji", aż tu nagle z dnia na dzień nam podziękowali.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że wzorem gwiazd Hollywood, marzy Pani o tym, by wyprodukować film i w nim zagrać. Ma Pani już jakiś pomysł na konkretną fabułę, rolę?
Mam, ale nie chciałabym o tym mówić, żeby nie zapeszać. Na razie zajmujemy się postprodukcją nowego filmu Tadeusza Króla "Ostatnie piętro", robimy udźwiękowienie, montaż. Mam ogromną frajdę, że mogę obserwować, jak ta historia nabiera kształtów. Zazdroszczę montażystom, to jest wspaniała praca! Jak malarze - dostają zlepek scen i nadają temu życie.

Właśnie! "Ostatnie piętro" - kiedy premiera?
Nie wiemy jeszcze, prawdopodobnie wiosną albo wczesną jesienią.

Trudna rola?
Oj, tak. To jest rola, w której moja bohaterka powinna zniknąć. Kobieta, która jest w związku z wojskowym, dość silną osobowością, matka trójki dzieci. Ona tak naprawdę poza domem i dziećmi, nie ma swojego świata. Jej mąż zostaje wyrzucony z pracy i zaczyna podejrzewać, że jego rodzinie coś albo ktoś zagraża. Z czasem okazuje się, że to on zagraża najbardziej samemu sobie. W tej roli musiałam być przezroczysta. Ta kobieta się godzi na wiele rzeczy, nie buntuje się. Wierzy, że tak, jak jest - tak po prostu ma być. Rola bardzo absorbująca emocjonalnie, trudna w powściągnięciu emocji. Ten film tak naprawdę należy do Janusza Chabiora, on go zasysa, moja bohaterka jest dla niego tylko tłem.

Wierzy Pani w rolę życia?
Wierzę. Mam nadzieję, ze jest jeszcze przede mną. Wierzę w to, że są takie role, które są ewidentnie dla nas. Sukces większości aktorów tak naprawdę polega na tym, czy dostaną właśnie taką rolę, w odpowiednim momencie, w najlepszym czasie. Rolę, która pomoże uwierzyć w siebie, a producentom, reżyserom, widzom - określić tego aktora na nowo. Tak się zdarzyło np. z Agatą Kuleszą po "Róży", która już tyle lat pracuje, a teraz mówi się, że rola życia, odkryta w wieku 40 lat na nowo. Wierzę w to, że przychodzi odpowiedni moment i czas, wierzę, że taki czas przyjdzie. Przez wiele lat szukałam siebie, a teraz już wiem, kim jestem i wydaje mi się, że to się przenosi na mój zawód - wszystko jeszcze przede mną.

O czym Pani marzy?
Teraz? O słońcu.

A zawodowo?
Marzą mi się role silnych, zdecydowanych, interesujących kobiet. Chciałabym mieć szansę grania ról takich, jakie ma Kate Winslet, aktorki dojrzałe.

I chyba właśnie nadchodzi taki czas, dostaje Pani coraz więcej ról charakterystycznych, silnych kobiet.
Aktora często obsadza się po warunkach; jasne włosy, drobna sylwetka, delikatna twarz jest równoznaczna z niewinnością, delikatnością, naiwnością. A takie role mnie nudzą. Więc kiedy teraz wszyscy mnie pytają, dlaczego zgodziłam się zagrać zołzę w „Szpilkach na Giewoncie”, to mi się wydaje, że to są idiotyczne pytania. Jak można chcieć grać tylko święte? Fantastyczne jest to, że można się zmienić, że mogę pozwolić sobie na ekranie na rzeczy, na które nie pozwoliłabym sobie w życiu. Budowanie swojej kariery wyłącznie na tym, że jest się młodym, ślicznym, atrakcyjnym i dobrym ma dość krótkie nogi. Czas leci, a potem są wielkie dramaty, i zaczyna się wmawiać widzom, że piło się dużo wody mineralnej i od tego zrobiły się takie wielkie usta i w ogóle dużo się śpi na świeżym powietrzu i od tego właśnie urósł biust. To jest śmieszne.

Nie lubi Pani show-biznesu?
Nie, nie o to chodzi. Tylko jeżeli ktoś ma problem z tym, że się starzeje i sobie zrobi operację, to niech to zostawi bez komentarza albo powie: odczepcie się ode mnie, robię sobie, co chcę i tyle. Albo niech mówi: tak, zrobiłam sobie operację, dzięki temu czuję się lepiej. Natomiast mówienie, że śpię przy otwartym oknie i piję dużo wody mineralnej i dlatego wyglądam dzisiaj tak, a nie inaczej, wydaje mi się to po prostu głupie. To jest takie robienie z ludzi, którzy to potem czytają po prostu kretynów. Poza tym nie lubię sztuczności. Wydaje mi się, że aktorom odbiera to, a nie dodaje.

Kiedyś myślałam nawet przez moment, że chyba jedyną aktorką, która ma dobrze zrobioną operację plastyczną jest Demi Moore, która wygląda pięknie. Aż do momentu, kiedy ją ostatnio zobaczyłam na ekranie. Jak zobaczyłam, jak ona jest piękna, ale jak jej się nic nie rusza, zobaczyłam te piękne, martwe oczy, którymi nie potrafi wyrazić emocji, to oniemiałam. To prezentowanie mody. To zabija aktorstwo. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężko pogodzić się z upływem czasu, ale wydaje mi się, że można sobie z tym poradzić i można to przekłuć na swój atut. Np. Danuta Szaflarska – jest tak piękną, tak naturalnie piękną kobietą! Te zmarszczki tyle mówią o jej wnętrzu! Tyle jest pięknych aktorek, u których widać upływający czas.

Nie dajmy sobie wmówić, że aktorstwo polega na byciu pięknym. To bzdura.

Silne postaci, które Pani gra odciskają jakieś piętno na Pani osobowości? Wpływają na Panią?
Nie, bo ja jestem silniejsza od nich! To ja mam wpływ na moje role, one na mnie nie mają żadnego. Czasami się do nich przywiązuję i trudno mi się z nimi pożegnać, bo zaczynam lubić ich świat i tęsknić za nim. Ale to mnie nie zmienia.

Czego się Pani boi?
Spotkania z agresją, chamstwa. Zderzenia z poziomem, na który nie chciałabym schodzić. Boję się chorób w mojej rodzinie, boję się, że mogą się przytrafić, boję się o najbliższych, o siebie. Tego, by emocje nigdy nie zakłóciły mi dostępu do samej siebie. Ale tak naprawdę nie noszę w sobie jakichś lęków, których nie potrafiłabym przezwyciężyć. Zawsze wierzę, że ze wszystkim można sobie poradzić. Że czasami sięga się dna po to, by móc się od niego odbić. Idąc odważnie przez życie, zawsze podejmujemy jakieś ryzyko. Przeczytałam gdzieś kiedyś taką maksymę: Najbezpieczniejsze statki to takie, które stoją w porcie. Tylko kto chciałby być na takim statku?
Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto