Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Każdy ma jakieś korzenie...

Zbigniew Sypień
Zbigniew Sypień
Wojna. Walec historii przetoczył się przez Europę .Eksodus ludności. Dramaty rozbitych rodzin. A oto historia jednej z nich...

Każdy ma jakieś korzenie. Jedni wywodzą swój ród od Salomona, inni od cesarza Wespazjana. Wiadomo tam, kto kogo zrodził. Jedni są z prawego łoża, inni z lewego. Jedni kłamią, a inni nie. Każdy bajać może, jeden lepiej, drugi gorzej! (śpiewać też). Wprawdzie Gall Anonim - bo żył za wcześnie i nie mógł, a Jan Długosz - mógł ,ale nie raczył o tym szczególe wspomnieć, a było to pewnie tak:

Zbysław Sypień, wezwany przez wici, pociągnął był na Krzyżaków i w słynnej a zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem łacnie się spisał, nie konno wprawdzie lecz jako pieszy kłuł sulicą knechtów - psubratów, podobno ranił też w zadek samego von Jungingena - krzyżackiego Mistrza, który skonfundowan wielce, zaraz potem był poległ. Wielkie to było polskie zwycięstwo, niestety, jak się później okaże, zupełnie niewykorzystane. Król Jagiełło nagradzał dzielnych wojów. Zbysław został uszlachcon i dostał w dożywocie wieś. Wieś od nazwiska tegoż bohatera nazwano Sypień. Jako niezbity dowód tych moich wywodów jest fakt, że ta wieś istnieje do dzisiaj. Pił widocznie Zbysław podług zwyczaju srogo ,wspominając swoje chwalebne czyny, a może spotkało go jakieś inne nieszczęście , bo niedługo wieś przeszła w inne ręce i nasz pra-pra-pra-dziad popadł w długi i ruszył po nową sławę na Ukrainę,gdzie stale zagrażali Tatarzy i Moskwa. Walczył nadal w obronie granic, może też poległ i gdzieś w kurhanie leżą jego kości. Ale dzielny był nie tylko w boju, w łożu pewnie też, a że wraża moskiewska kula nie urwała mu nic istotnego dla mężczyzny, toteż nazwisko jego nie zaginęło i żyją do dziś jego potomni w Polsce i w Niemczech, i może gdzieś jeszcze na świecie!

Koniec domysłom! Przejdźmy do faktów zapisanych w przekazach rodzinnych i pamięci jeszcze żyjących. Wiek XIX. Polska pod zaborami. W Galicji, zaborze austriackim, panuje dobrotliwy cesarz Franciszek Józef I. Pan Ignacy Łukasiewicz, aptekarz - nudząc się przy przygotowaniu maści, pigułek i mikstur, skonstruował sobie był lampę naftową. No i dzięki temu skończyła się era łuczywa ,kaganków i świec. Wynalazek naszego dzielnego aptekarza rozprzestrzenia się po świecie. Gdzieś tam w Niemczech powstaje pierwszy silnik spalinowy i trójkołowe, pierwsze auto Benza.

Niedługo potem daje światu swój silnik na ropę pan Diesel. Zachwiana zostaje era pary. Gwałtownie rośnie zapotrzebowanie na ropę, naftę i benzynę. A nafta i benzyna są pochodną destylacji ropy naftowej. Powstają jak grzyby po deszczu szyby naftowe na Podkarpaciu. To płynne złoto odkryto później też w Bitkowie k. Nadwórnej. W poszukiwaniu pracy przybywają tu ludzie z całej Galicji.

Z Osieka, k. Jasła, za chlebem powędrowało w te strony dwóch braci Sypieniów: Jan i Walenty. Nie ma pewności, czy Walenty to w prostej linii potomek tego dzielnego” Zbysława”, ale pewnym jest, że to mój przyszły dziadek ze strony ojca. Walenty pojął za żonę Katarzynę Kerner (Niemkę) .Był gajowym, znał się na stolarce, umiał robić meble, ogólnie - złota rączka. Niezwykle pracowity, w łożu też, bo to stadło wyprowadziło w świat sześcioro dzieci. Synowie to: Michał, Jan, Karol i Franciszek. Córki: Józefa i Helena.1. sierpnia 1914 roku wybuchła I Wojna Światowa. Cesarze wzięli się za łby i zaczęła się masakra.

No i wszyscy mężczyźni ,jeszcze poddani dobrotliwie panującego tam cesarza Franciszka Józefa, poszli do wojska. Frontów było dużo. Walczyli na froncie włoskim ,francuskim i rosyjskim. W szynelach austriackich i legionowych. Po czterech latach skończyła się ta wojna, w efekcie której zginęły miliony żołnierzy. Zmieniły się granice w Europie, upadły monarchie, powstały nowe państwa. Nastała długo upragniona i wytęskniona Polska. Czy sprawiedliwa? Na pewno nie! Mawiał ktoś, że jedni złapali tę Polskę za cycki i mieli mleko, a inni - za dupę i mieli - gówno! Tak było i co? Zmieniło się?

Ale wróćmy do rzeczy. Wszyscy Sypieniowie - ojciec Walenty i czterech synów, wrócili szczęśliwie z wojny do domu. Niektórzy nawet z medalami za odwagę i rany. Michał był już ożeniony z Węgierką albo Rumunką (miał syna i córkę) i znalazł się ze swoją rodziną po drugiej stronie granicy polsko-rumuńskiej. Pozostali synowie zaczęli oglądać się za żonami. Jan ożenił się z Luizą (Niemka) - podobno podebrał ją bratu Karolowi (!), Franciszek z Teklą, Józefa wydała się za Citkowskieg , a Helena za Dobrzańskiego. Karol pobudował się na działce swojej matki w Sołotwinie. Też chciał założyć rodzinę i w swaty wysłał swoją siostrę Józefę. Wypatrzył był sobie ładną i zgrabną pannę - Mincię Szajerównę z Manasterczan i ruszył w koperczaki. Swatka sprawiła się dobrze, czarnej polewki nie podano. Dano na zapowiedzi. Cieszył się Karol, cieszyła Maria-Mincia ,cieszyli się jej rodzice, bo w domu na wydanie czekały jeszcze Karolina, Stefania i Janina. Bronia urodziła się już po wojnie, jak stęskniony Karol Szajer wrócił z włoskiego frontu.

Jest jesień 1923 roku. Po trzech zapowiedziach w sołotwińskim kościele ma odbyć się ślub Karola i Marii. W domu panny młodej w Manasterczanach gwar, ale i zamieszanie. Pannie młodej już w sukni ślubnej i w welonie nie daje wyjść z domu zakochany, zapłakany, a odrzucony inny absztyfikant (bo Mincia zamiast niego wolała Karola). Goście czekają ,dorożka czeka. A ten szlocha ... Wreszcie ustąpił i młodzi wsiedli do dorożki. Brat młodego ,Franciszek, jest zawodowym wojskowym, wyciągnął rewolwer i wystrzelił kilka razy na wiwat. Spłoszone konie zerwały się, szarpnęły powozem i wpadły na gromadę gapiów. Jest kilku poturbowanych. Sprawca zamieszania sięga do portfela i łagodzi sprawę. Kawalkada wozów z muzyką rusza wreszcie do kościoła. Welon panny młodej jak sztandar powiewa na wietrze. Ksiądz już czeka, jest para młodych , są świadkowie, stuła ,rota przysięgi, obrączki i Ave Maria na organach , i hajda na wesele ! Gra muzyka!

Po weselu pan młody zabiera żonę do swego nowo wybudowanego domu. W sierpniu 1924 roku rodzi się im pierworodny - Tadeusz (wojownicze geny tego wspomnianego przeze mnie wcześniej pra-pra- pra dziadka odezwą się w nim , gdy za kilkanaście lat , w czasie już II wojny światowej, będzie bohatersko i skutecznie bronił Bitkowa z grupką zakonspirowanych akowców przed napadem upowskiej sotni). Gdy urodził się Tadeusz, żyła jeszcze matka Karola, Katarzyna. Pomagała położnicy i przystawiała jej Tadeuszka do piersi. Niedługo potem umiera i została pochowana w Sołotwinie. Walenty Sypień zmarł wcześniej i pochowano go w Jabłonce. Po Tadeuszu, w 1927 roku, rodzi się im drugi syn - Marian. Czekają już tylko na córkę.(pojawi się Łucja,ale znacznie, znacznie później). Niestety, w 1936 roku, jak na złość, przychodzi na świat trzecie chłopaczysko – Zbigniew , może jak wiatrem niesione przez stulecia echo walecznego „Zbysława”! Ale echo bywa złudne...

Synowie i córki Walentego i Katarzyny pozakładali rodziny, cieszą się dziećmi, cieszą się życiem, ale napad Niemców i Rosjan na Polskę wszystko zmienia. Losy każdej z rodzin są inne. Opisałem już gdzieś ,co spotkało nas po wybuchu wojny. O innych nie wiemy nic lub wiemy bardzo mało.

A różnie i często tragicznie potoczyły się losy potomków Walentego Sypienia. Syn - Franciszek - zginął rozstrzelany (zdziesiątkowany) w obozie hitlerowskim w Flossenburgu (osierocił 2.synów- Jerzego i Andrzeja). Córka - Józefa Citkowska - została zamordowana razem ze swoją córką, Mańką Skorupską - przez banderowców (też po nich zostały sieroty). Zaginął słuch o najstarszym synu - Michale i jego rodziny. Pewnie ta linia Sypieniów mówi, gdzieś tam w Bania Luce po rumuńsku lub węgiersku. Wnuk Walentego- Marian- został zabrany na roboty do Niemiec i tam po wojnie już pozostał. Ożenił się z Niemką - Barbarą Minius, rozpoczynając nową linię niemieckojęzycznych Sypieniów. Walec wojny przetoczył się przez Polskę i Europę. Zmieniły się nasze granice. Utracono dorobek pokoleń. Pozrywały się rodzinne więzy... Ci, co przeżyli, rozproszyli się po Polsce. Dziś, gdy to piszę, nie żyje już żadne z dzieci Walentego. Wnuki jego postarzeli się albo nie ma ich już w gronie żywych. A czas nieubłaganie pędzi do przodu...

Tę krótką , rodzinną historię, napisałem ku pamięci- dla moich już wnuków-Ani i Grzesiowi, i wnukom Mariana w Niemczech- Johanesowi, Michailowi, Reinerowi i Karin, i wnukowi Jerzego - Tomkowi (którego dziadka rozstrzelano w obozie we Flossenburgu) i może innym wnukom, o których nic nie wiem , a na pewno są. Niech się zwołują przez modny teraz internet!

A jaki był początek, czy wiecie ? Nie ? - To opowiem! - Waluś i Jasiek, dwaj bracia Sypieniowie, wyruszyli z rodzinnego Osieka w poszukiwaniu lepszego życia. Może szli boso oszczędzając buty. Trochę jechali, więcej szli , ciągle w kierunku wschodzącego słońca. Mieli nadzieję, że wreszcie dojdą tam, gdzie czekać będzie na nich praca i lepsze życie Gdzieś tam była ziemia żyzna, bogata też w ropę naftową i wosk ziemny, nieprzeniknione bory i jary pełne zwierza, a strumienie - czyste jak kryształ - pełne ryb.

Doszli po wielu dniach do jakiejś rzeki, usiedli zmęczeni na brzegu. Po drugiej stronie błyszczały w słońcu wieże sołotwińskiego kościoła i prawosławnej ,cebulastej cerkwi .Przeszli rzekę w bród. Jakaś czarnobrewa dziewoja o pełnych piersiach wyszła z chałupy i poczęstowała młodych wędrowców chlebem i mlekiem. Tak ,ta ziemia, oprócz innych bogactw, zamieszkała była przez dobrych, gościnnych ludzi. Zostajemy tu - powiedzieli... I zostali. Znaleźli swoje miejsce na ziemi...

Wrocław, 3.01.2006 roku Zbigniew Sypień-wnuk Walentego

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto