Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kim jest polski katolik?

Paweł Janus
Paweł Janus
Przez lata Kościół ignorował oburzonych określonymi postawami wiernych, czy też współobywateli, wciskając ich w ramy lokalnego folkloru lub ekstremy i komentując w stałym i typowo aroganckim stylu.

Obserwując polską rzeczywistość oraz poglądy najgłośniejszych katolików w Polsce pokroju Terlikowskiego czy Cejrowskiego, można dojść do wniosku, że polski katolik to zadufany w sobie, nieomylny bufon, z klapkami na oczach i batem w ręce pouczający innych i rzucający ekskomuniki.

Niestety na ten wizerunek Kościół katolicki pracował całe ostatnie ćwierćwiecze, głuchy na napomnienia wielu intelektualistów i oznaki niezadowolenia samych wiernych. Józef Tischner przed śmiercią ostrzegał, ze znaną sobie góralską bezpośredniością, że księża opamiętają się dopiero wtedy, gdy poprzewracają się o puste ławki swoich kościołów.

Przez lata Kościół ignorował oburzonych określonymi postawami wiernych czy też współobywateli, wciskając ich w ramy lokalnego folkloru lub ekstremy i komentując w stałym i typowo aroganckim stylu: "pieski szczekają, a karawana idzie dalej" czy "Kościół przetrwał 2000 lat i poradzi sobie i tym razem".

Doprowadzić to mogło jedynie do katastrofy, która ujście znalazła m.in. w sukcesie Ruchu Palikota, ale również badaniach sondażowych z końca zeszłego roku, z których wynika, że wśród ogólnego wzrostu zaufania do instytucji publicznych, Kościół katolicki jest jedyną instytucją, która odnotowała dramatyczny, kilkunastoprocentowy spadek.

Kościół wydaje się dalej bagatelizować problem składając wszystko na karb nieprzychylnych mediów, złych ludzi, szatana i postkomuny. Tymczasem od Kościoła odwracają się ludzie, którzy dostrzegają intelektualną mizerię głównego nurtu, a raczej stylu kościelnego nauczania, niestosowność wielu zachowań (choćby dot. zwrotu majątków, skarżenia Państwa, hipokryzji i obłudy), czy arogancji w kwestii oceniania nie tylko postaw, ale również sumień innych ludzi.

Posiadający na przełomie lat 90. niewątpliwy autorytet wśród społeczeństwa Kościół, regularnie trwoni dorobek pokolenia Popiełuszki czy Tischnera oddając rolę architektów głównego i wiodącego tonu religijnej narracji ludziom pokroju Terlikowskiego czy Cejrowskiego. Tymczasem czasy dość znacząco się zmieniły, a Kościół wyraźnie nie nadąża za zmianami.
Listy pasterskie biskupów uświadamiają wiernym, że od czasów średniowiecza niewiele się zmieniło. Receptą Kościoła na kryzys jest "modlitwa", "chrześcijańska postawa", "zaufanie Bogu", czyli dokładnie to samo co za czasów Kopernika mówiono przy okazji zarazy. Dodatkowo wydaje się, że Kościół nie zauważył, iż od czasów przedwojennych horyzonty wiernych znacznie się poszerzyły i ksiądz przestał być jedyną wykształconą osobą we wsi, do której szło się po poradę.

Więcej - ludzie są najczęściej wszechstronniej wykształceni, lepiej oczytani i z bogatszym doświadczeniem, niż wąsko ukierunkowani księża wywodzący się bardzo często z biednych, religijnych i niewykształconych rodzin wielodzietnych, w których posiadanie duchownego było nobilitacją. Tacy księża nie są partnerami w dyskusjach ze swoimi wiernymi. Co im mogą powiedzieć podczas homilii? Jak radzić sobie z problemami wychowawczymi? Swoją seksualnością? Podatkami? Co księża mogą na ten temat wiedzieć?

Inna kwestia to brak mechanizmu sprzężenia zwrotnego. Cała religijność katolicka zaprogramowana jest na słuchanie, co z definicji wyklucza proces dialogu, na który taki nacisk kładł choćby Jan Paweł II. Wierni mają słuchać. Nie mają możliwości wyrazić swojej opinii, polemizować, wyrazić niezadowolenia.

Wychylenie się z tej reguły grozi katolicką infamią, wytykaniem palcami, nieudzieleniem sakramentów czy pogrzebu, a w bardziej medialnej postaci, publicznym ogłoszeniu ekskomuniki przez Tomasza Terlikowskiego (co spotkało choćby Ewę Kopacz, gdy wskazała pewnej dziewczynce szpital, gdzie zgodnie z prawem mogła dokonać aborcji). Musi to prowadzić do sytuacji, w której wielu wiernych uzna, że ich obecność w takim zmonologizowanym środowisku, nie nastawionym na słuchanie to bezsens.

Co odważniejsi podejmują kroki mające na celu wprowadzenie elementu dialogu, próbują podejmować dyskusję z księżmi, choć jedyną okazją dla większości wiernych wydaje się noworoczna wizyta "po kolędzie". Część podejmuje bardziej radykalne środki pouczania Kościoła i jego hierarchów, jak choćby inicjatywa Wielkopolskiego Ruchu Palikota, aby do czasu uczciwego rozliczenia się Kościoła z przejętych dóbr, oraz środków otrzymywanych od państwa, nie wspierać finansowo Kościoła katolickiego, a na tacę rzucać jedynie słowne upomnienia w kopercie.

Arogancja przy otrzymywaniu dóbr od narodu, oraz pozywanie tegoż do sądu o zwrot dóbr, które to naród sam przez tysiąc lat Kościołowi ofiarował, jest zwyczajną nieprzyzwoitością zwłaszcza, że nie tylko Kościół był ofiarą komunizmu. Był nią również naród, ale to właśnie on jest obarczany przez Kościół konsekwencjami komunizmu, jakby był jego beneficjentem, a nie wielowiekowym dobroczyńcą Kościoła, którego dotknęła (na równi z Kościołem) plaga minionego systemu. Nawet nie warto wspominać, że Kościół i tak traktowany jest przez państwo wyjątkowo, mogąc liczyć na coś, na co obywatele liczyć nie mogą.

Szeregowi katolicy dostrzegają tego typu moralne dylematy, które dla hierarchów Kościoła problemami wyraźnie nie są.

Bartek Sienkiewicz - prawnuk Henryka Sienkiewicza, któremu naród darował majątek w Oblęgorku, po wojnie odebrany przez władze komunistyczne, w jednym z programów telewizyjnych wyjaśnia, że jemu i jego rodzinie niezręcznie jest pozywać naród za coś, co od tego narodu jego rodzina niegdyś otrzymała, dlatego czeka na ruch państwa i na pewno żadnych kroków prawnych w tej kwestii nie przedsięweźmie. To co jest oczywiste dla wszystkich przyzwoitych ludzi, nie jest oczywiste dla instytucji, która na straży przyzwoitości powinna stać.

Postawę Sienkiewicza dedykuję Kościołowi katolickiemu i jego hierarchom, jako przykład postawy, która wzbudza szacunek i buduje autorytet wśród współobywateli. Takich dylematów jak Bartek Sienkiewicz Kościół katolicki nie ma i bez żenady naród pozywa do sądu. Dopóki nie zrozumie, że to droga do kompletnego roztrwonienia kapitału jaki niegdyś posiadał, jego szeregi, zwłaszcza wśród ludzi wykształconych, o wysokich kwalifikacjach etycznych i moralnych, będą topniały.

Być może to jedyny sposób na wzbudzenie refleksji i opamiętania wśród ludzi, którzy polski Kościół widzą bardziej w sferze polityki, ustaw, aktów prawnych, wojen o krzyż, karania, ekskomunikowania niż chrześcijańska miłość i zrozumienie.

Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski 2011 Roku. Zgłoś swój materiał! Zostań najlepszym dziennikarzem 2011 roku. Wygraj jedną z ośmiu zagranicznych wycieczek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto