Kiedy udawałem się na imprezę sylwestrową w Warszawie, moją uwagę zwróciła uliczna latarnia oświetleniowa z niezabezpieczonymi otworami na kable. Gdy w listopadzie informowałem o uszkodzonych latarniach na ul. Powązkowskiej, sądziłem, że służby odpowiedzialne za stan oświetlenia w stolicy zrobią przegląd techniczny wszystkich latarni.
Jakież było moje zdziwienie, gdy znowu dostrzegłem niezabezpieczoną latarnię. W dodatku, od osób zgromadzonych na przystanku autobusowym, które widziały jak fotografuję słup oświetleniowy, dowiedziałem się, że taki stan rzeczy trwa od kilku miesięcy. Kilkukrotne powiadomienia odpowiednich służb okazały się bezskuteczne.
Do mapy miejsc w stolicy, które zagrażają życiu mieszkańców i turystów, można więc śmiało dodać przystanek autobusowy na ul. Mehoffera 01 (jadąc w kierunku centrum). Co gorsza, w pobliżu niebezpiecznego miejsca znajduje się szkoła podstawowa!
Moja reakcja była błyskawiczna. Niezwłocznie powiadomiłem stanowisko kierowania stołecznej straży miejskiej o zauważonej sytuacji. Reakcja straży, trzeba przyznać, także była natychmiastowa. Patrol zjawił się po około 1,5 godziny. Strażnicy zabezpieczyli otwór z kablami biało-czerwoną taśmą ostrzegawczą. Tylko czy funkcjonariusze straży miejskiej są osobami kompetentnymi do prawidłowego zabezpieczania latarni? Chyba nie, bo niestety sposób zabezpieczenia pozostawia wiele do życzenia. Bez problemu można nadal włożyć rękę do otworu z kablami i zostać porażonym śmiertelnie prądem.
Do wielu takich wypadków dochodzi z winy zakładów energetycznych. Nie potrafią one zabezpieczyć swojej infrastruktury przed dostępem osób trzecich. Ale ludzie nie zawsze wiedzą i pamiętają o tym, że nie należy zbliżać się do uszkodzonych, zerwanych lub luźno zwisających przewodów elektrycznych. Bywa też i tak, że nawet przebywanie w pobliżu takiego miejsca grozi porażeniem, zwłaszcza podczas deszczowej pogody. A w tym konkretnym przypadku latarnia stoi w obrębie przystanku komunikacji miejskiej.
Z informacji, jakie udało mi się uzyskać w Łódzkim Zakładzie Energetycznym wynika, że napięcie w latarniach miejskich to 400 wolt. Trzeba zaś wiedzieć, że zagrożeniem dla ludzkiego zdrowia i życia jest porażenie prądem już o napięciu 230 wolt.
Może i Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, który odpowiada za oświetlenie uliczne, zacznie rozsądniej dysponować funduszami? Zamiast wydawać pieniądze np. na kosztującą 2,5 miliona złotych świąteczną iluminację, która i tak zostanie niebawem zdemontowana, przeznaczyć część środków na zadania związane z poprawą bezpieczeństwa wszystkich mieszkańców? Koszt naprawy drzwiczek w słupie oświetleniowym, to kwota wahająca się w przedziale od 50 do 200 złotych.
Przerażająca jest beztroska warszawskich urzędników w tej materii, bo wychodzi na to, że ludzkie życie
warte jest bardzo niewiele...
Współautor artykułu:
- Ewa Bo
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?