Publiczność zajmująca miejsca na sali koncertowej Buskiego Samorządowego Centrum Kultury słyszy dobiegające zza kulis rozmowy i głośne śmiechy. Może rozpoznać łamaną polszczyznę, co świadczy, że mający za chwilę wystąpić Nigel Kennedy w odróżnieniu od wielu artystów nie skupia się specjalnie, w jego otoczeniu nie panuje grobowa cisza, przeciwnie. Zresztą, po koncercie też można przez głośniki usłyszeć uwagi wygłaszane przez muzyka na gorąco i na wesoło.
"Nigel Kennedy jest osobowością" - stwierdził we wspomnianej zapowiedzi dyrektor Artur Jaroń. Dodajmy, osobowością nie sztucznie nadmuchaną, stworzoną na potrzeby mediów czy mniej wymagającej publiczności. Jego popularność, a rzekłbym nawet uwielbienie słuchaczy poparte jest jego wielkim talentem, umiejętnościami i prawdą przekazu. Kennedy wchodzi na scenę i każdy z widzów ma poczucie, że oto zjawia się jego stary znajomy, który za chwilę wprawi go w dobry humor i przywróci wiarę w autentyczne wartości sztuki. Nigel salutuje do swej charakterystycznej fryzury, przykłada dłoń do serca, kłania się i przedstawia towarzyszących mu muzyków. Bawi się wymawianiem ich nazwisk, które dla obcokrajowca są poważną próbą dykcji: Tomasz Grzegorski (saksofon), Piotr Wyleżoł (fortepian), Krzysztof Dziedzic (perkusja) i (stosunkowo najprostsze) Adam Kowalewski (kontrabas). Nie pomija siebie: "I'm Nigel" - mówi chodząc po scenie kołyszącym się krokiem.
Podczas koncertu w Busku - Zdroju Nigel Kennedy Quintet przedstawił głównie utwory z płyty "Shhh!". Utwory, w których powstanie miał wkład Boy George i w których pobrzmiewa echo piosenek Nicka Drake'a. Ale najważniejsze są elektryczne skrzypce Nigela Kennedy'ego i to, co z nimi "wyprawia" muzyk - wirtuoz. Bawi się on dźwiękami, które pozwala wydobyć z instrumentu nowoczesna technika. Gra podskakując i charakterystycznie przytupując. Robi to z niesamowitą lekkością, na które może sobie pozwolić tylko geniusz. Jakkolwiek patetycznie by to zabrzmiało, nie zawaham się stwierdzić, iż Nigel Kennedy "wielkim muzykiem jest".
A do tego niezwykle bezpośrednim: rozmawia z widzami, odpowiada na pytania z sali (pytany na przykład o to, co ma w filiżance, z której co chwila popija, przyznaje w języku polsko - angielskim: "just herbata"), schodzi ze sceny, szarmancko całuje dłonie kobiet, wita się z panami, gra wśród widowni (i wcale nie podąża za nim żadna ochrona), pozuje fotoreporterowi, ba, pozwala zagrać na swoich skrzypcach młodym dziewczynom. Tworzy atmosferę wspólnej zabawy, czym wzbudza aplauz publiczności i przekonuje do siebie tych, którzy na początku nie byli jego fanami i nawet mieli mu za złe zbyt głośne granie (świadczyły o tym zatkane uszy wielu słuchaczy). Na bis improwizuje, zaskakując nawet towarzyszących mu muzyków, którzy także prezentowali bardzo profesjonalny poziom.
Do wielkiego Nigela Kennedy'ego bez większych problemów docierali również łowcy autografów i ci, którzy chcieli się z nim uwiecznić na zdjęciu. Artysta z każdym zamienił kilka zdań i z charakterystycznym dla siebie luzem "przybijał żółwika".
Koncert Nigela Kennedy'ego podczas XVI MFM w Busku - Zdroju miał być i był wielkim wydarzeniem i niezapomnianym przeżyciem dla szczęśliwców, którzy zdążyli kupić bilety, bo te rozeszły się błyskawicznie, jak na większość festiwalowych koncertów.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?