Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konkurs Dziennikarz Obywatelski 2010. Magis amica veritas!

Redakcja
Rusza, a właściwie ruszyła, piąta edycja konkursu na Dziennikarza Obywatelskiego 2010 Roku. Odżyły emocje. Odżyły też moje wątpliwości.

Dzielę się nimi, nie bez obaw, że narażam się zarówno organizatorom, jak uczestnikom konkursu. No, ale raz kozie śmierć!

Amicus Plato, sed magis amica veritas!

Po pierwsze, nie jestem pewien, czy to konkurs, czy plebiscyt, bo to jednak nie to samo.

Pamiętam zaledwie dwa poprzednie konkursy, gdyż dopiero od dwóch lat czuję się związany z Wiadomościami 24. Pamiętam laureatów i narzędzie, dzięki ktorym zdobywali glosy. Wtedy świat o niektórych z tych sław dziennikarskich usłyszał po raz pierwszy i ostatni. Usłyszał nie z racji ich rzeczywistych zasług, dorobku, osiągnięć (z chwalebnymi wyjątkami np. w osobie Marka Iwaniszyna), a z racji tego, że umieli skutecznie pozyskać dla siebie głosy swoich przyjaciół i znajomych. Czy jest w tym coś nagnanego? Nie! Ja sam uczestniczę w tego rodzaju plebiscytach i proszę znajomych o poparcie, ale z zastrzeżeniem, aby zagłosowali, jeśli rzeczywiście są pewni, że to, co czynię albo czyniłem, zasługuje na poparcie.

W taki sposób dwa lata temu uzyskałem wyróżnienie Działacza Obywatelskiego 2008. W głosowaniu publicznym niezabezpieczonym, narażonym na manipulacje! Co jest mi wypominane! Jednak przyjmować tytuł Dziennikarza Roku ze świadomością, że napisało się jeden jakiś bzdet, ale uzyskało ponad tysiąc głosów poparcia - nie, na to bym się nie ważył. Jedyny werdykt, któremu przed rokiem przyznawałam rację i który do dziś szanuję, to wyróżnienie dla Jolanty Paczkowskiej. Przyznane, na szczęście, w innym trybie.

Sądziłem nieco naiwnie, że po ubiegłorocznych nieprawidłowościach Redakcja W24 zorganizuje konkurs inaczej. I jest inaczej, choć teraz również o zwycięstwie w poszczególnych kategoriach mają decydować glosowania. Już nie internetowe, a SMS-owe.

Naprawdę aż zastanawia, dlaczego nikt nie wpadł dotychczas na pomysł, aby posiadacze telefonów komórkowych decydowali komu przyznać nagrody Nobla albo Oscary. Jakże cenione byłyby i takie tytuły, i płynące z ich uzyskania splendory.

Kwestia metody glosowania wzbudza, co widać po pierwszych komentarzach, wiele wątpliwości.
Od Redakcji uzyskałem takie oto wyjaśnienie: "Kiedy za każdy głos trzeba tych parędziesiąt groszy zapłacić, ryzyko nadużyć jest znacznie mniejsze, niż wówczas, gdy przez Internet można te głosy tłuc w nieskończoność. Inwestować zaś w SMS-y wówczas, gdy do wygrania jest bon wakacyjny na 3 tys. złotych - to się po prostu nie opłaca. I właśnie z tego względu nową formę głosowania uważamy za bezpieczną".

Wyjaśnienia przyjmuję, ale pozostanę przy własnym zdaniu. Według mnie, najbardziej wartościowe i prestiżowe są konkursy, w których decyduje nie przypadek, nie liczba oddanych głosów, nie sympatia głosujących, nie liczba znajomych na Facebooku, ale prawdziwe wartości osoby albo osiągnięcia. O nich zaś niech decydują kompetentne gremia ekspertów wydawców, dziennikarzy, kapituły, komisje konkursowe kierujące się jasnymi, powszechnie znanymi kryteriami. A nie ludzie, którzy niekiedy nie przeczytali żadnego mojego artykułu, a głosują na mnie, bo ich do tego nakłaniam!

Nie wiem ponadto dlaczego, ja sam miałbym się zgłaszać do konkursu na DO. Zrobiłem to dwukrotnie, ale potem czułem niesmak. Dla mnie o wiele cenniejszą wydałaby się nagroda przyzna samowładnie przez Redakcję Wiadomości 24, niż nagroda uzyskana dzięki temu, że potrafiłem zmobilizować rzesze popierających mnie.

Cenniejsza byłaby sama nominacja uprawnionego i kompetentnego gremium - dostrzegającego, że to, co robię, warte jest pochwały - niż moje subiektywne przeświadczenie o własnej genialności, a potem zabieganie o społeczne poparcie tej tezy.

Gotów jestem jednak założyć się, ze w konkursie bezkrytycznie wystartuje wiele osób, których publikacje, jakiekolwiek zresztą, można będzie oddać liczbą dwucyfrową. I wcale nie będą to materiały wybitne. Wystartują, bo czują taką potrzebę, a także - bo nie wyznaczono żadnych kryteriów progowych. Takiej demokracji, nawet w komunizmie (każdemu według potrzeb) nie było! Nie zamierzam brać udziału w owych zmaganiach. Nie będę sam się nominował.

Odczuwam też niedosyt, a mówiąc szczerze: zupełny brak informacji o metodologii przyznania nagrody głównej. Wiem, że zadecyduje o tym kapituła. Pytanie zasadnicze brzmi: Kto i w jakim trybie przedłoży wnioski kapitule i jakie kryteria będą brane pod uwagę przy ocenie?

Coraz częściej zastanawiam się, co naprawdę znaczy bycie dziennikarzem obywatelskim. Bo dla wielu jest to synonim frajera piszącego za darmo. Czy warto nim być? Czy warto pisać, i dla kogo? I coraz częściej ogarniają mnie wątpliwości, kiedy widzę, co się wyprawia w rozmaitych serwisach. Niby jeszcze dziennikarskich, ale naprawdę społecznościowych, na których byle frustrat, w imię wolności słowa, obrzuci mnie bezkarnie fekaliami. Bez odruchu interwencji administratora, ucieszonego z ilość wejść na stronę.

Ale to jakby tylko moje zmartwienie.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto