Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konrad Łęcki: "Do kina idziemy, aby oglądać emocje"

Redakcja
Konrad Łęcki
Konrad Łęcki Fot. Mariusz Świąder
W biografii Konrada Łęckiego znajdziemy takie zawody jak: reżyser, scenarzysta, producent, polityk, absolwent prawa, „człowiek-orkiestra”? Kim by się Pan nazwał?

Adam Sęczkowski: W biografii Konrada Łęckiego znajdziemy takie zawody jak: reżyser, scenarzysta, producent, polityk, absolwent prawa, "człowiek-orkiestra"? Kim by się Pan nazwał?
Konrad Łęcki: Na pewno nie politykiem. Moja działalność publiczno-polityczna zakończyła się kilka lat temu i nie mam żadnych zakusów, aby do tego kiedykolwiek wrócić. Reżyser i scenarzysta – to jest to czym się obecnie zajmuję i cieszę się, że tak właśnie jest.

Czy jest reżyser na którego twórczości się Pan się wzoruje albo wzorował podczas tworzenia własnych filmów? Jeśli tak to dlaczego? Za co Pan go ceni?
- Jeśli chodzi o zachodnich reżyserów są to niewątpliwie Ridley Scott, Tom Tykwer i Christopher Nolan. Z polskich reżyserów jest to Bohdan Poręba. Jego film pt. "Hubal" jest dla mnie najlepszym filmem wojennym jaki do tej pory powstał w Polsce.

A jaki jest dla Pana najlepszy film wojenny stworzony poza granicami naszego kraju?
- Nie widziałem jeszcze filmu pt. "Przełęcz ocalonych", ale krytycy mówią, że jest świetny. Ja od kilku lat jestem pod dużym wrażeniem filmu pt. "Szeregowiec Ryan". To znakomita produkcja i uważam, że każdy choć raz powinien ją obejrzeć.

Jest Pan reżyserem filmów o tematyce historycznej. Skąd wybór akurat tej tematyki? Uważa Pan, że historia bardziej zainteresuje widza niż inne tematy?
- Generalnie to chciałbym zrobić kiedyś film inny niż historyczny, ale uważam, że teraz jest zapotrzebowanie na tego rodzaju kino. Jestem absolwentem prawa i historia zawsze była ważna w moim życiu. Pomaga mi to bo mając wiedzę historyczną mogę realizować lepsze filmy, lepiej odzwierciedlać zdarzenia, które później widzowie mogą obejrzeć na dużym ekranie.

Film pt. "Wyklęty" jest o emocjach, o człowieku z krwi i kości.

Pana najnowszy film pt. "Wyklęty" powstawał przez 3 lata m.in. dzięki zbiórce pieniędzy oraz wsparciu sponsorów. Jakie problemy pojawiały się na poszczególnych etapach jego realizacji?

- Najczęściej problemem przy takich produkcjach są pieniądze. Zaczynając film mieliśmy zgromadzone 13.000 zł na koncie. Różne instytucje obiecywały nam, że otrzymamy wsparcie finansowe, ale na tym się skończyło. Pieniądze były zbierane w trakcie realizacji zdjęć co powodowało, że często były przestoje w kręceniu kolejnych ujęć. Dlatego ten film był kręcony tak długo, bo gdy nie mieliśmy pieniędzy to musieliśmy ich szukać, a gdy się one pojawiały to od razu wracaliśmy na plan filmowy. Gdyby nie wpłaty Polaków w najtrudniejszym dla nas okresie to ten film by nie powstał. To było prawdziwe pospolite ruszenie. Drugim czynnikiem, który nam nie pomagał to była pogoda. Raz był upał, raz mróz, a my ciągle tam musieliśmy być. Niestety nie mieliśmy budżetu na wielkie kampery, podgrzewane namioty itp.

Gdyby miał pan zachęcić do obejrzenia filmu kogoś, kto nie ma żadnej wiedzy na temat dziejów podziemia antykomunistycznego, to jak przedstawiłby pan tę historię?
- Do kina idziemy, aby oglądać emocje. Jak one są sztuczne, naciągane to widz czuje się w pewien sposób oszukany. Mogę zagwarantować, że film pt. "Wyklęty" jest o emocjach, o człowieku z krwi i kości. Obejrzycie Państwo historię prawdziwą, a nie papierową. Myślę, że w wielu przypadkach będziecie się identyfikować z tym, co spotyka naszego bohatera. Odkryjecie to kim był, jak się zachowywał, co go cieszyło, a co denerwowało, jakie emocje targały jego głową i duszą.

Czy podczas prac nad scenariuszem konsultował się pan z weteranami podziemia antykomunistycznego?
- Specjalnie nie chciałem tego robić, aby zachować możliwie jak najwięcej dystansu i być troszkę bardziej obiektywny w tym co robię. Trzeba też podkreślić, że ten film nie jest obrazem biograficznym.
Obok Wojciecha Niemczyka czy Roberta Wrzoska w filmie występują też m.in. Marcin Kwaśny, Janusz Chabior, Olgierd Łukaszewicz, Leszek Teleszyński, Piotr Cyrwus czy Marek Siudym. Łatwo było zainteresować scenariuszem tak znamienitych aktorów?
- Generalnie Ci dobrzy aktorzy o znanych nazwiskach najczęściej biorą udział w projektach, które w jakiś sposób podobają im się po zapoznaniu się ze scenariuszem. Tak było i w tym przypadku. W kilku przypadkach pomógł także Marcin Kwaśny, który z nimi rozmawiał i przekonywał do udziału. Mi też zdarzyło się kogoś przekonać do wystąpienia w tej produkcji. I tak udało się zebrać taką wspaniałą drużynę.

W którym momencie zaczął się boom na "Wyklętych"? W czasach PRL-u o nich milczano, po 1989 roku bardzo długo też mało się mówiono o ich losach, a dziś to jeden z najgorętszych tematów polskiej debaty publicznej.
- O ile dobrze pamiętam to dyskusja zaczęła się jakieś 3 lub 4 lata temu. Na pewno działo się to oddolnie bo ani politycy, ani rząd nie byli zainteresowani mówieniem o historii tych żołnierzy. Ten temat pulsował, pulsował, aż wypłynął jak wulkan. W tej chwili chyba jesteśmy w stanie erupcji.

W filmie pt. "Wyklęty" pokazuje Pan zarówno blaski jak i cienie Żołnierzy Wyklętych. Czy od samego początku miał Pan taki zamysł, aby jednoznacznie nie gloryfikować bohaterów?
- Chciałem być uczciwy i pokazać, że Żołnierze Wyklęci nie byli osobami, które nie popełniały błędów. Miały różne życiowe sytuacje, w których odnajdywali się jedni lepiej, a inni gorzej. W warunkach wojny i ciągłego stresu ludzie tym bardziej narażeni są na pomyłki.

Czy jest coś co zmieniłby Pan w realizacji tego filmu?
- Bardzo wiele rzeczy bym zmienił. Jak się zrobi film i potem ogląda go się któryś raz z odrobiną dystansu to zawsze coś by się zmieniło. Chyba nie ma twórców, którzy nie mają takiego odczucia.

Nakręcił Pan film "Wyklęty", a także krótkie filmy o zbrodni katyńskiej oraz stanie wojennym. W jakich czasach zostanie osadzona najbliższa historia, którą Pan zechce opowiedzieć widzom?
- Chciałbym zekranizować powieść pt. "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie" nieżyjącego już Cezarego Chlebowskiego. Jego syn Tomasz przekazał mi prawa do tej książki. Także opowiada o okresie II wojny światowej, o dowódcy partyzanckim Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich tj. Janie Piwniku "Ponurym". Książka jest arcyciekawa, choć w tej chwili nieco zapomniana. Warto by było w dobrym momencie po nią sięgnąć i przypomnieć.

A gdyby odejść od tematyki historycznej to jaki byłby to film?
- Jeśli chodzi o tematykę współczesną to chciałem zrobić film biograficzny o Waldemarze Milewiczu, ale niestety scenariusz już zajął ktoś inny. Interesujący jest też problem incydentu w wiosce Nangar Khel.

Który z Pana filmów jest dla Pana najważniejszy? Dlaczego akurat ten?
- Tak jest, że zawsze ten ostatnio nakręcony. Póki jest w kinach film pt. "Wyklęty" to skupiam się na nim.

Czego mogę życzyć na zakończenie naszej rozmowy?
- Poproszę o dużo zdrowia.

W takim razie tego właśnie życzę i dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto