Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kopacz: Nie sądzę, by Włodarczyka było stać na szantaż

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Pogłębia się w kraju coraz trudniejsza sytuacja w szpitalach. Oto jedna ze spraw w najnowszych doniesieniach medialnych. Wczoraj usłyszeliśmy o nagłej dymisji dyrektora Instytutu Reumatologii w Warszawie. Dlaczego do niej doszło?

Minister zdrowia wściekł się po mailu, jaki otrzymał od swojego byłego zastępcy, a do wczoraj dyrektora Instytutu Reumatologii, Andrzeja Włodarczyka, gdy tenże ośmielił się prosić o premię za dobrą pracę. Szkopuł w tym, że w mailu dyrektor poinformował ministra o konieczności zamknięcia Instytutu od poniedziałku, 3 grudnia, gdyż - jak podkreślił - nie ma pieniędzy na dalszą działalność placówki.

"Nie sądzę, aby Andrzeja Włodarczyka stać było na jakikolwiek szantaż, to jest po prostu przyzwoity człowiek" - powiedziała była minister zdrowia, dziś marszałek Sejmu, Ewa Kopacz. Odniosła się w ten sposób do decyzji ministra Bartosza Arłukowicza, o odwołaniu dyrektora Instytutu Reumatologii z funkcji i ostrej wypowiedzi wiceministra zdrowia, który przekonywał argumentując, że Andrzeja Włodarczyka odwołano, bo "próbował zaszantażować NFZ" - cytuje serwis Interia.pl.

Marszałek Sejmu, wyjaśniając swoje stanowisko wobec odwołania, dyrektora Włodarczyka z funkcji, zastrzegła, że trudno jej oceniać decyzję ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza i nawet nie chce "w tej chwili tego robić". Ale - jak powiedziała - może ocenić to co robi pan dyrektor Włodarczyk, a jeszcze niedawno wiceminister zdrowia. "Miałam możliwość pracy - przypomniała - z ministrem Włodarczykiem". "Jest to bardzo pracowity, merytoryczny i niekiedy bardzo drobiazgowy, dbający o różne rzeczy minister, bardzo przejęty losem pacjentów" - stwierdziła z głębokim przekonaniem Ewa Kopacz.

Dalej już całkiem otwarcie, choć delikatnie - jak przystało na delikatność kobiecych uczuć zawodowych, wobec byłego kolegi w roli zastępcy ministra - pani marszałek broni Andrzeja Włodarczyka. Według Ewy Kopacz, "apel Włodarczyka i list skierowany do ministra Arłukowicza, wynikał raczej z dbałości o pacjentów i lęku o to, co się wydarzy po 1 stycznia 2013 roku" - mówiła z troską o los byłego dyrektora, marszałek Sejmu. Dodała też coś wyjątkowo ludzkiego: "to jest po prostu przyzwoity człowiek".

Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann wyjaśnił w czwartek dziennikarzom, że minister Bartosz Arłukowicz odwołał ze stanowiska dyrektora Instytutu Reumatologii Andrzeja Włodarczyka, bo zapowiedział, że od nowego tygodnia placówka ograniczy planowe przyjęcia pacjentów, a pomoc pacjentom będzie udzielana wyłącznie w przypadkach zagrażających życiu i zdrowiu.

Według kierownictwa Instytutu Reumatologii, powodem planowanego zamknięcia placówki jest brak zapłaty przez NFZ za nadwykonania, za drugie półrocze 2011 roku i za 2012 rok. Instytut przy tym podkreślił - mówił wiceminister, że wstrzymanie zapisów pacjentów to skutek propozycji przyszłorocznego kontraktu z NFZ, "o dramatycznie niskiej wartości, która prowadzi wprost do bankructwa" Instytutu.

Jak podkreślił wiceminister Sławomir Neumann - zagrożenie wobec pacjentów powstało, bowiem dyrektor Włodarczyk chciał "pacjentami zagrać w negocjacjach z NFZ". "To jest powód odwołania. Nie premie, o które występował. (…) To rzecz niedopuszczalna" - ocenił wiceminister. Dodał uspokajającym tonem: "dzisiaj nie przyjmiemy pacjentów, zobaczycie kamery przed budynkami, będziemy pokazywać ludzi, którzy odchodzą z kwitkiem z naszego szpitala i to ma wpłynąć na kontrakt przyszłoroczny".

To tzw. szantażowanie, czy jak ktoś woli - wołanie o ratunek, nie jest odosobnionym przypadkiem w warszawskim Instytucie Reumatologii. Nie sięgając daleko - podobna, jeżeli nie o wiele bardziej trudniejsza sytuacja jest np. w Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie dług szpitala sięga ponad 200 mln zł, czy Instytucie Matki i Dziecka, albo choćby w warszawskim Wojskowym Instytucie Medycznym, przy ul. Szaserów - A w innych miastach? W innych miastach dużych i małych - całkiem podobnie.

Jedne, więc szpitale, z braku pieniędzy na leczenie, muszą zamknąć do końca roku przejęcia pacjentów i prowadzenie usług, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia. Inne domagają się pieniędzy z NFZ za tzw. nadwykonania w zeszłym i bieżącym roku, a jeszcze inne - z braku widoków na wyjście z wielkiego długu - muszą rozpaczliwie robić restrukturyzację, więc także nie są w stanie przyjmować pacjentów. Bałagan zapanował w szpitalnych problemach tak wielki, że wprost trudno pojąć, jak mogło i dlaczego do tego doszło. Tylko szefowa NFZ, Agnieszka Pachciarz, tonuje po swojemu sprawę, przekonując, że tłok i bałagan w szpitalach, robią sami pacjenci.

Zbliża się kolejny termin zapowiadanej przez premiera Donalda Tuska oceny pracy ministrów. Sypiące się od początku urzędowania na stanowisku ministra, Bartosza Arłukowicza, gromy, mogą być przy ich aktualnym nasileniu - zwiastunem, jednej z pierwszych, choć niekoniecznie spełnionych, dymisji. A swoją drogą, dźwiganie bezkrytyczne ciężarów zastanych w ministerstwie, po byłej minister, nie może pozostać na wieczność bez negatywnych skutków. Problem jednak w tym, że skutki spadły na barki chorych ludzi, którym nikt nie jest w stanie pomagać.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto