Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Kronika końca świata" - reporterskie podróże Mielnika

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
okładka
okładka Wydawnictwo Poznańskie
"Koniec świata jest procesem ciągłym, który podobnie jak historia, nigdy się nie kończy" - pisze Jakub Mielnik w "Kronice końca świata".

Literatura podróżnicza nigdy mnie nie pociągała, wolę zobaczyć coś na własne oczy. Uwielbiam zwiedzać nowe miejsca i je fotografować, ale nie lubię czytać o podróżach innych. I choć na mojej półce stoją już jakiś czas książki "Gringo wśród dzikich plemion" Cejrowskiego oraz "Blondynka na tropie tajemnic" Pawlikowskiej, omijam tę literaturę. Jedynym wyjątkiem są programy Wojciecha Cejrowskiego, który potrafi opowiadać o egzotycznych miejscach jak nikt. Wiem, że nie do wszystkich zakątków uda mi się dotrzeć, np. do krajów Ameryki Południowej, Afryki czy Australii. Na szczęście w wielu miejscach Europy już byłam, m.in. w Londynie, Paryżu, Rzymie, Monako, Barcelonie, Gironie, Saragossie, Grenadzie, Budapeszcie, Neseberze, Stambule oraz Wiedniu. I mam nadzieję, że jeszcze wiele miejsc przede mną. Na razie postanowiłam dać szansę książkom podróżniczym i sięgnęłam po "Kronikę końca świata" Jakuba Mielnika.

"Kronika końca świata" nie jest typową książką podróżniczą. Raczej jest to reportaż z podróży po różnych zakątkach świata w przełomowych momentach historycznych. Przy czym autor skupia się na opisywaniu bieżących wydarzeń, a nie krajobrazów. To esej reporterski o rzeczywistości, która nie wytrzymuje zderzenia z oczekiwaniami. O rozczarowaniu światem, który okazał się nie tak egzotyczny, heroiczny i zaskakujący, jak nam się wydawało.

Książka podzielona jest na 4 części o tajemniczych nazwach. "Ludzie znikąd", "Inaczej niż w raju", "Czas męczenników" oraz "Tsunami". W pierwszej części autor oprowadza nas po wielu zakątkach Europy z lat 80. W tym Berlinie, po obaleniu muru, Jugosławii tuż przed rozpadem oraz po Londynie i Paryżu. Nie zdradzę, jak dalej potoczy się ta niecodzienna wyprawa, by nie psuć niespodzianki. Dodam jedynie, że w opowieściach Mielnika nie ma jakiegoś klucza geograficznego. W książce przeplatają się wydarzenia polityczne, religijne i kulturowe. A teksty pochodzą z różnych okresów.

Wraz z autorem odwiedzamy meczety, palarnie opium, speluny, gabinety polityków oraz przywódców religijnych, a także domy zwykłych obywateli i luksusowe hotele, w których ubijane są ciemne interesy. Jak widać, to świat pełen kontrastów. Autor zabiera nas m.in. do Bagdadu, Manili, Tajpeju oraz Dżakarty. Na kartach książki opisuje spotkania z bojownikami Hamasu oraz islamskimi bojownikami z Sumatry, a także Czerwonymi Khmerami.

Warto wspomnieć, że osoby, które znają upadek muru berlińskiego tylko z podręczników do historii, mogą mieć pewne trudności w zrozumieniu tamtych czasów. Jestem tego najlepszym przykładem (miałam wtedy zaledwie kilka lat i nic nie pamiętam). To samo dotyczy osób, które nie interesują się polityką zagraniczną. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak nadrobić zaległości, by móc w pełni delektować się lekturą.
Muszę przyznać, że to bardzo ładne wydanie. Książka została wydrukowana na śliskim papierze, takim jak w podręcznikach do języka obcego. Co więcej, wzbogacona została fotografiami Jakuba Mielnika, Ewy Bulandy, Piotra Długosza oraz Pawła Ulatowskiego. Nie ma ich jednak zbyt wiele, gdyż jak pisze autor: Z ilustrowaniem moich opowieści zawsze jest pewien problem, bo ja nie lubię fotografować. Wolę patrzeć, rozmawiać, łudząc się, że w ten sposób stopię się z otoczeniem, stanę się jego częścią, a przez to dowiem się więcej. (...) Prawda jest taka, że w najlepszych momentach nie ma pod ręką aparatu a nawet jak jest, to szkoda po prostu psuć chwili obiektywem.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie, gdyż jest napisana pięknym i wyszukanym językiem. Autor umiejętnie dobiera słowa i uwodzi czytelnika swoją opowieścią. Bardzo podobają mi się jego porównania, np. wrota do zachodniego raju przypominały śluzę stacji kosmicznej z filmów science-fiction. (...) Michael Douglas był wtedy młodziutki a jego partnerem był stary gliniarz z nochalem, w który ktoś napchał chyba spęczniałego bobu. I w takiej tonacji jest prowadzona cała opowieść. Tytuły podrozdziałów również zachęcają do czytania, gdyż zaczynamy zastanawiać się, jaką tajemnicę w sobie kryją - m.in. "Tarzan z Żoliborza", "Tajwański pan Tadeusz", "Alibaba i girlaski Masona" czy "Marynarz asfaltowych mórz". Prawda, że brzmi zachęcająco?

Trzeba przyznać, że Jakub Mielnik potrafi tak ciekawie i barwnie opowiadać, że wprost nie sposób oderwać się od jego tekstu. Nic więc dziwnego, że zachęcił mnie do kontynuowania przygody z reportażem. Książkę polecam miłośnikom reportaży podróżniczych, historii oraz Jakuba Mielnika.

Jakub Mielnik jest z zawodu dziennikarzem, a z wykształcenia historykiem. Pracował jako repor­ter na Tajwanie, Filipinach, w Kambodży, Laosie, Chinach, Japonii, Iraku, Indonezji i Afganistanie, a także w kra­jach euro­pej­skich, m.in. na Ukrainie. Jego repor­taże i tek­sty publikowano na łamach Gazety Wyborczej, Nowego Państwa, Przekroju, Polityki, Ozonu, Wprostu, Polska The Times oraz Focusa.

Fragmenty książki można przeczytać tutaj.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto