Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krowa rasy holenderskiej

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Krowa Milka
Krowa Milka materiały reklamowe
Dzisiejsza poranna rozmowa z przyjaciółmi, którzy z całym poświęceniem próbowali poprawić mi humor, a nawet przegonić chandrę, przybrała nieoczekiwany obrót. Od słowa do słowa, rzekli - napisz o krowie. No to piszę.

Kiedy rodzina przenosiła się do miasta, na nowe miejsce zamieszkania, za furmanką z dobytkiem, człapała dostojnie Krasa. Krówsko było czystej rasy holenderskiej, wielkie, łaciate, czarno białe i mleczne nadzwyczaj. Taką też zapamiętałam, kiedy kilka miesięcy poźniej odchodziła na zawsze, prowadzona na postronku przez handlarza bydłem.

Obiecał nie dać jej na rzeź – patrząc na obfity udój pysznego mleka postanowił zatrzymać ją dla swoich dzieci. Wprawdzie jej mleko potrzebne było mnie i reszcie świata, ale powojenna rzeczywistość pozbawiły Krasą tego, czego wszystkie krasule potrzebują: obory, dostaw siana zimą i zielonej łąki latem. Została więc sprzedana.

Żegnałam Krasą, a wraz z nią rytuał powtarzany przy każdym południowym udoju, odkąd na własnych nogach biegłam za matką do obory: pierwsze, prawie gorące i spienione mleko, dojone do mojego osobistego garnuszka, wypijane duszkiem, ale tak, aby pod nosem zostały białe „wąsy”.

Przez wiele jeszcze lat po wojnie, w małym, prowincjonalnym miasteczku krowy stanowiły element krajobrazu: na placu porykiwały w dni targowe zmieniając właścicieli, chude i ciężko pracujące chodziły w zaprzęgach, a również – do śmierci ostatniego miejskiego gospodarza, człapały ulicami miasteczka na pastwisko, z którego wracały z pełnymi wymionami gromadnie, dzwoniąc i porykując niecierpliwie.
Było, przeszło, zostało wspomnienie - jedno z wielu.

Nie byłoby tego wspomnienia, gdyby w dzisiejszej rozmowie z przyjaciółmi nie padło słowo Milka: wszyscy wiedzą, że chodzi o najbardziej znaną i niezwykłą w świecie krowę w kolorze fioletowym, co się krowom na ogół nie zdarza. Tej jednaj się zdarzyło zapewne dzięki właściwościom błękitnej alpejskiej wody, oraz zieloności ichniejszej trawy zjedzonej w odpowiednich proporcjach. Czyściutka i wystrojona w naszyjnik z dzwonem, niezwykła krowula każe sięgnąć w sklepie po czekoladę, co bynajmniej nie oznacza, że bierze z racji swej skuteczności tantiemy.

A może jednak? Sprawa pozostaje tajemnicza, no, chyba że gdzieś tam w Szwajcarii fioletowe łaciate jednak – jak na rasowe Szwajcarki (?) przystało – mają swoje konta bankowe oraz sejfy, w których ukryto na wieki recepturę Milki, oraz tajemnicę barwienia krowy na fioletowo.

Reklamowa scenka Milki, która niezmiennie przyprawiała mnie o dobry humor, nadawana była w telewizji włoskiej w 2000 roku. A było tak: gromadka maluchów w przedszkolu siedzi na dywanie i pani przedszkolanka, trzymając w ręce tabliczkę czekolady pytała:
- Bambini, mucca, come’e ? (dzieci, krowa, jaka jest?)
- Piu o meno, cosi! (mniej więcej taka!) wykrzykują radośnie dzieciaki, rozkładając rybackim gestem – odtąd dotąd - małe łapki, z czego wynikało jasno, że krowa jest wielkości „piu o meno” 20 centymetrów.
- Si, si !(tak, tak) chwaliła dzieci przedszkolanka, machając przed nosem dzieciaków i widzów tabliczką czekolady.
Do dziś mam zagwozdkę: dzieci, jak dzieci, ale ona – wielkomiejska…widziała żywą krowę? A może należała już do pokolenia, które wie, że mleko bierze się ze sklepu?

Wracając do Rzymu. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w towarzystwie mej podopiecznej chichrałyśmy się z reklamy i uroczych bambini - miały miejsce duże strajki rolników włoskich, walczących z Unią Europejską o kwoty mleczne. Z samego dołu włoskiego buta wędrowały gromady strajkujących, jechały kombajny, traktory, polowe kuchnie i wszelkie imponderabilia służące do demonstrowania trudu rolniczego i urządzania wieczornych postojów z tradycyjną, gromadną wyżerką.

W trakcie regularnych najazdów dziennikarzy na czoło pochodu wypychany był symbol strajku – Wielka Łaciata, nadającą pochodowi rytm swym statecznym krokiem. Ostatecznie eksodus zatrzymany został u bram Rzymu; Wielka Łaciata wyglądała mi na całkiem zadowoloną, schudła bowiem biedaczka po przydługim marszu,bo nawet w szlachetnej intencji – krowa nie piechociarz; powinna jeść świeża trawę, pić dobrą wodę i robić z tego…czekoladę.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto