Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lądowanie w smoleńskiej mgle

Roman Woźniak
Roman Woźniak
Miejsce katastrofy tupolewa.
Miejsce katastrofy tupolewa.
Dzisiejsza "Rzeczpospolita" podaje: "Kapitan Arkadiusz Protasiuk, dowódca załogi Tu-154 lecącego do Smoleńska 10 kwietnia, nie miał uprawnień do lądowania tupolewem w tak złych warunkach, jakie wtedy panowały."

Potwierdził to gazecie gen. Anatol Czaban, szef szkolenia Sił Powietrznych WP. Inni rozmówcy gazety przypuszczają, że pilot albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność wynosi poniżej 500 metrów, albo go nie zrozumiał. Nawet jeśli udałoby mu się wylądować, groziłyby mu sankcje dyscyplinarne, a nawet prokuratorskie za narażenie na niebezpieczeństwo wielu osób - czytamy w gazecie.

Tyle bieżących doniesień gazety. Wyrażę swoje zdanie lotnika z wieloletnim doświadczeniem.

Pilot zgłaszający się na lot na godzinę przed startem otrzymuje między innymi pogodę jaka panuje na lotnisku startu, warunki pogodowe na trasę lotu, na lotnisko docelowe i na lotniska zapasowe. Otrzymuje też prognozę pogody na lotnisko docelowe. Ta prognoza w większości wypadków się sprawdza, ale wiemy jak bywa z pogodą. Mając tą wiedzę o pogodzie podejmuje decyzję lecieć czy też nie. Po katastrofie kapitana Arkadiusza Protasiuka dane pogodowe otrzymane przed lotem powinny być już dawno zabezpieczone przez komisję powypadkową i prokuraturę. Dziś, już po miesiącu, nie powinny być wciąż tajne.

Inna pogoda była zapewne na lotnisku w Smoleńsku o godzinie siódmej, gdy miał samolot startować, a inna w dwadzieścia minut później, gdy startował. Odleciał już do Smoleńska samolot Jak-40 z dziennikarzami i także poleciał prezydencki Tu-154M. Decydując się zapewne na to, iż warunki pogodowe, tak jak zwykle bliżej południa, poprawią się i będzie można wylądować w Smoleńsku. Lecącą tutką delegację urządzało tylko lądowanie w Smoleńsku. Nie było alternatywy lądowania na innym lotnisku. Z innego lotniska nie zabezpieczono dowozu delegacji do Katynia i było zbyt mało czasu na dojazd z lotniska do miejsca uroczystości katyńskich.

Wynika już z tego, że załoga była pod presją, że musi wylądować na lotnisku w Smoleńsku. Na pewno była to presja czasowa. Z każdą minutą opóźniającą start z Warszawy samolot przylatywał do Smoleńska o tyle później niż zaplanowano. Samolot pasażerski niewiele może przyspieszyć ponad zaplanowany czas lotu.

Choć kapitan Protasiuk lądował w Smoleńsku kilka dni wcześniej, to trzeba zrozumieć iż snująca się mgła, niskie zachmurzenie pozwalają wzrokowo widzieć inaczej to co przed nami, a więc zamglony pas lotniska.

Załoga miała oprzyrządowany samolot chyba najlepiej w kraju. Mogli tak wyposażonym samolotem lądować w trudnych warunkach pogodowych. Jednak nie przy każdej pogodzie. Widzialność pozioma wynosiła 300 do 400 metrów. Taka widzialność była w punkcie pomiarowym ale na podejściu mogła być jeszcze mniejsza. Kapitan Artur Protasiuk mógł lądować przy widzialności 500 i więcej metrów.

Przypuszczenia jakoby pilot „nie otrzymał precyzyjnego komunikatu (pogodowego) od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność wynosi poniżej 500 metrów, albo go nie zrozumiał” wyjaśnić można przesłuchując rozmowy pilota z rosyjską kontrolą obszaru i wieżą kontroli lotniska. Szczególnie w trudnych warunkach atmosferycznych służby naziemne dla swojego spokoju pytają czy na pokładzie samolotu jest najświeższy komunikat meteorologiczny dla lotniska lądowania.

W załodze tego samolotu znajdowały się trzy osoby znające się w jednakowym stopniu na pogodzie i wszyscy trzej słyszeli ją podawaną polskiej załodze. Tak obaj piloci jak nawigator znali się na sposobie podawania pogody w lotnictwie. Czyżby wszyscy trzej nie zrozumieli co im zgłaszał kontroler naziemny? Bardzo poważnym sygnałem który powinna znać załoga samolotu Tu-154 M było zabronienie lądowania na lotnisku w Smoleńsku rosyjskiemu samolotowi Ił-76 z delegacją ministerstwa rosyjskich spraw wewnętrznych. Już to powinno zasugerować polskiej załodze co ma zrobić.

Kapitan Protasiuk bardzo chciał wylądować na tym niewidocznym lotnisku w Smoleńsku. Chciał o sekundę za długo. W lotnictwie trzeba też umieć odpuszczać.

Pytaniem otwartym pozostaje kto wywierał wpływ na kapitana Protasiuka by lądował w Smoleńsku. Lądując, kapitan wiedział na co się naraża. Lądowanie poprawne przyniosłoby mu chwałę lecz jakiekolwiek uszkodzenie samolotu narażało go na konsekwencję. Leciał samolotem mocnym, solidnym niczym latający czołg. Jednak i czołgi pod wpływem dużych sił zewnętrznych rozpadają się.

Czy był to tylko nacisk osób lecących tym samolotem czy też naciskały osoby z zewnątrz...
Wszyscy lecący mogli tak jak to się stało coś stracić i stracili najwięcej jak mogli. Stracili życie. Co tracił ktoś będący poza samolotem? Na pewno nie tracił w tej tragedii swojego życia. Mógł ryzykować, grając cudzym życiem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto