Końcówka sezonu zbliża się wielkimi krokami, działa wojny psychologicznej zostały więc wytoczone na front. Trener Lecha Mariusz Rumak wszędzie poza Poznaniem dostrzega spiski faworyzujące Legię - czy to w niekorzystnym terminarzu, choć nie wiadomo na czym owa niekorzyść miałaby polegać (to, że Legia gra zwykle dzień wcześniej to raczej plus dla Lecha), czy w nieprzychylnym spojrzeniu mediów, które kreują atmosferę sztucznego napięcia w szeregach jego zespołu i przesadną krytyką podważającą wzajemne zaufanie (vide: Grzegorz Mielcarski w Lidze Plus Ekstra), zapominając o wadach rywala. Trener Jan Urban odparł na briefingu, że to brzmi śmieszne, w jednym z wywiadów przytoczył wynik z jesiennego meczu w Poznaniu, a Marek Saganowski przypomniał Rumakowi niejednoznaczny rzut karny w Zabrzu, po którym Kolejorz zobył bramkę na wagę trzech punktów. Temperatura rośnie szybciej niż za oknem.
Legia nie chce powtórki
Na ostatnim treningu otwartym dla mediów legioniści ćwiczyli głównie schematy rozgrywania kontr i rzuty wolne. Urban był w dobrym nastroju, wspólnie z Jackiem Magierą ustawiał się w nawet murze i o mało co nie został znokautowany po strzale zdrowego już Michała Żyry. Mimo korzystnej sytuacji w tabeli i awansu do finału PP trener ma świadomość tego, co stało się rok wcześniej - wówczas Legia również była liderem, również na jej głowę przedwcześnie wkładano koronę. - Chłopaki pamiętają o tym, wiedzą ile przykrości to ich kosztowało. Porażka w lidze była dla nich olbrzymim ciosem, chyba nikt nie wierzył, że można stracić tytuł - mówił.
Dziś Urban nie będzie mógł skorzystać z Jakuba Koseckiego, który czwartkowe zajęcia opuścił juz po godzinie. Obecnemu na treningu prezesowi Bogusławowi Leśnodorskiemu powiedział, że nie daje rady, bo nadal czuje kłujący ból po brutalnym wejściu Siergieja Parejki w ostatnim meczu z Wisłą. Dickson Choto, który nieoczekiwanie wyszedł tydzień temu w pierwszym składzie, tylko truchtał dookoła boiska po naciągnięciu mięśnia w pachwinie. Urban mówi, że uważa go za jednego najlepszych stoperów, ale notoryczne urazy (wystąpił w lidze drugi raz w sezonie) i metryka przesądziły o tym, że latem odejdzie z Łaziekowskiej.
Wdowczyk reaktywacja
Przyjazd Pogoni do Warszawy jest rozpatrywany głównie przez postać Dariusza Wdowczyka. Był 2006 r., Legia w składzie z m.in. Edsonem i Rogerem po czterech latach odzyskała tytuł, uświetniając obchody 90. rocznicy założenia klubu. Portret Wdowczyka zawisł w klubowym muzeum (do czego nawiązywał Urban, gdy po raz drugi przyszedł na Łazienkowską) jako siódmego trenera, który podniósł do góry mistrzowską paterę. Jego nazwisko padało w kontekście schedy po Pawle Janasie w reprezentacji, był lubiany przez dziennikarzy za dżentelmeńskie maniery rodem z epoki wiktoriańskiej, medialną barwę głosu i kwiecisty język.
Później o jego przyszłości zadecydowała przeszłość. W marcu 2008 r. do drzwi zapukali funkcjonariusze CBA. Zarzut - kupowanie meczów z okresu pracy w Koronie. Sprint przez trzy klasy rozgrywkowe nie okazał się dziełem wyłącznie umiejętności kierowania zespołem i jakości piłkarzy. Za ustalanie wyników przy zielonym stoliku klub zapłacił wysoką cenę - decyzją Wydziału Dyscypliny został karnie zdegradowany, a ze sponsorowania wycofał się właściciel Kolportera Krzysztof Klicki. Gdyby nie pomoc miasta, Korona miałaby poważny problem z przystąpieniem do rozgrywek. Sam Wdowczyk solidnie ucierpiał - wyrok sądu opiewał na 3 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat oraz trzyletni zakaz pracy zawodzie. Bardziej srogi był jednak WD PZPN, który zakaz wydłużył do 7 lat. Aferze korupcyjnej, w której zatrzymano pół tysiąca osób, nadano jego twarz - twarz osobistości, która wówczas była na szczycie. To był barwny upadek.
Zawieszony Wdowczyk (przyznał się do zarzutów) nie dokonał jednak aktu trenerskiej apostazji. Jak sam zapewnia, śledził trendy i był na bieżąco z wydarzeniami. Odwołał sie również od wysokości wyroku. Związek i Trybunał Arbitrażowy przy PKOL uwzględniły jego skruchę i warunkowo zgodziły się na powrót.
Na zmartwychwstanie wybrał sobie wymagające okoliczności. Po rundzie jesiennej Pogoń zajmowała 8 miejsce z bezpieczną piętnastopunktową przewagą nad strefą spadkową. Dziś od Podbeskidzia dzieli ją jedna lokata i pięć punktów. Za fatalną postawę wiosną (jedyny zespół bez wygranej) głową zapłacił najmłodszy wśród szkoleniowców Artur Skowronek. Wdowczyk przyszedł po to, by romans beniaminka z ekstraklasą nie skończył się już po pierwszej randce.
Legia - Pogoń, godz. 18:15
Do godziny 13 sprzedano 23,5 tys. biletów.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?