Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lena Piękniewska opowiada kołysanki

Andrzej Hajdasz
Andrzej Hajdasz
Dawna synagoga w Poznaniu pełniąca przez wiele lat rolę pływalni miejskiej.
Dawna synagoga w Poznaniu pełniąca przez wiele lat rolę pływalni miejskiej. Andrzej Hajdasz
W ramach tegorocznego festiwalu Tzadik Lena Piękniewska wraz z Maciejem Filipczukiem i kwartetem Soundcheck przedstawiła w Poznaniu projekt "Rondele - kołysanki na wieczny sen".

Artystka zgodziła się opowiedzieć o swoich kołysankach. Tak mówi dziś o projekcie, z którego relację zamieszczono w serwisie tuż po zakończeniu poznańskiego festiwalu Tzadik.

Muzyka żydowska kojarzy się zwykle z Krakowem, Kazimierzem, krótko mówiąc z Galicją. Skąd Twoje zainteresowania kulturą żydowską w mieście, w którym tak mało śladów jej obecności?
- My w Poznaniu mamy piękne judaistyczne tradycje, ale faktycznie niewiele z tego zostało... Nie mamy synagogi, a właściwie mamy, tyle że co najwyżej można się w niej wykąpać... - odpowiada Lena Piękniewska.

Dlaczego interesuje Cię muzyka klezmerska?
- Jestem daleko od klezmerstwa...

Zatem muzyka żydowska. Skąd wziął się pomysł na Twój projekt "Rondele - kołysanki na wieczny sen"?
- Nie wiem, od czego zacząć... Andrzej Maszewski mówił mi - Lena, zastanów się, o co ci chodzi. Będą cię o to pytać. Zastanów się, czego chcesz. Całe życie byłam na tonących statkach, w obozach koncentracyjnych, śniłam o tym. Czytałam książki. Takim przełomowym wydarzeniem była moja wizyta w Berlinie we wrześniu ubiegłego roku. Byłam trzy dni u Rabina, chodziłam po mieście, byłam sama ze sobą, zobaczyłam przed jakąś synagogą nazistowskie młodzieżówki... A jeszcze wcześniej zagrałam u Lecha Raczka w spektaklu "Golem i Maharal". Zaśpiewałam w przedstawieniu o Maharalu, który był Rabinem Poznania, potem Naczelnym Rabinem Pragi. To On jest twórcą legendy o Golemie.

Czy to ten spektakl, który odbył się w Starej Rzeźni podczas zeszłorocznego teatralnego festiwalu maltańskiego w Poznaniu?
- Tak, tak to ten. Mnie się wydaje, że bardzo mało zostało wyciągnięte z tej historii Maharala. No tak, to były takie pierwsze inspiracje, pomysły. Potem wróciłam z tego Berlina i miałam taką potrzebę, żeby coś zrobić. Bo gdy jadę na przykład do Krakowa czy Warszawy, jestem bardzo blisko tego wszystkiego. W Krakowie wynajmuję zawsze pokój z widokiem na cmentarz żydowski, bo to jest jedyny moment, kiedy mogę zajrzeć do środka, i tam to wszystko jest, to wszystko istnieje. W Poznaniu jest inaczej, chodzę tymi ulicami w dawnej dzielnicy żydowskiej przecież całe życie, bo pochodzę z Poznania. Chodzę Żydowską, Dominikańską, chodzę Szewską, Stawną (tata mi kiedyś opowiadał - tu był dom starców, tu była synagoga), ale jakby ciągle tego za mało. Przyjechałam więc do domu i zaczęłam o tym opowiadać. Pomyślałam, może by coś zaśpiewać. Może kołysanki...

Dlaczego kołysanki na wieczny sen?
- Lubię formę kołysankową. Ale kołysanki dla zmarłych - kompletny koszmar!? Bo my nie śpiewamy kołysanek zmarłym czy chorym, śpiewamy je dzieciom i to jest zarezerwowane w naszej kulturze, czy może w ogóle w kulturze - nie wiem, nie zgłębiałam tego tematu, może trzeba by o to zapytać Eliadego. To taka forma, żeby dziecko wprowadzić w sen, oddać je w jakiś stan nieświadomego, więc dlaczego nie zaśpiewać kołysanek zmarłym, chorym, umierającym. Kołysanki - to takie proste.

Widziałaś reakcje publiczności? Skupienie, zaduma, zasłuchanie. Widziałem człowieka siedzącego pod ścianą kamienicy, skulonego... płakał.
- Smutek jest w nas. Każda rodzina ma jakąś historię.

Śpiewałaś o Żydach, których już nie ma w Poznaniu.
- Już ich nie ma, ale jednak są, to można przypisać także do żywych. Gmina żydowska w Poznaniu liczy - nie chcę podawać jakichś konkretnych liczb - nie wiem, może około 50 osób, ale jest całe mnóstwo Żydów nieuczestniczących w życiu religijnym, takich, którzy nie czują potrzeby albo nie mają dokumentów - bo kto ma tu dokumenty, poszły z dymem. Ja ich spotykam, rozmawiamy, obchodzimy święta.

Inaczej jest w Krakowie...
- W Krakowie nie czuje się zupełnie ciężaru, cierpienia, zbrodni - tam jest jakaś modlitwa, stale jakieś wycieczki z Izraela. Przyjeżdżają, śpiewają, jest życie, jest żywa pamięć. Dlatego tutaj tak bardzo zależało mi, żeby muzyką jakoś podnieść życie. Oczywiście było też trochę ku czci.

Duże wrażenie robiły stare zdjęcia przedstawiające radosnych ludzi, wyświetlane w tle na ekranie. Kim byli?
- To ci, którzy tu mieszkali. W ogóle to było mało tych fotografii. Te, wyświetlane w projekcji są własnością pana Andrzeja Niziołka, który dostał je od Firy Melamedzon, która była na wielu fotografiach. Uratowała się, bo wyjechała w 1938 roku do Izraela. Chcieliśmy te zdjęcia wykorzystać, zadzwoniliśmy do pana Niziołka może trzy dni przed koncertem, bo przypomnieliśmy sobie, że trzeba czyjejś zgody. Zamarliśmy przez chwilę, co my teraz zrobimy. Pan Niziołek był jednak zachwycony, że ktoś coś chce z tym zrobić. Zdjęć było więcej, wykorzystaliśmy te rodzinne, wakacyjne. Zawsze gdy wyjeżdżam za granicę wszyscy chcą tam ze mną rozmawiać o holocauście. Chciałam tego uniknąć, zależało mi, żeby na fotografiach była radość, nie smutek.

Czy imiona wymienione w ostatnim utworze to imiona konkretnych osób? Kogo przywoływałaś z niepamięci? Twoich bliskich?
- Moi koledzy myśleli, że wymieniam imiona, które tylko brzmią. Nie, to konkretne osoby. Część imion wzięłam z transportu, z listy, ostatnią frazę tworzą imiona moich bliskich i osób z tych prezentowanych starych zdjęć. Myślałam, że nie dobrnę do końca. Bardzo fajne było to, że nie było tak zwanego bisu.

Publiczność po spektaklu wcale się go nie domagała. Ludzie nagrodzili was oklaskami, a potem rozeszli się w ciszy...
- Nawet nie mieliśmy nic przygotowanego na bis. I tak byśmy niczego nie zagrali. Ja się tak cieszę, że to nie zostało odebrane koncertowo. Nie chciałam być po prostu piosenkarką, chciałam się od tego odciąć. Miało być wręcz modlitewnie, a wtedy wszyscy wiedzą, że bis jest nie na miejscu.

Czy będziesz prezentować projekt "Rondele - kołysanki na wieczny sen" jeszcze gdzie indziej? Czy traktujesz go jako jednorazowe przedsięwzięcie?
- Ja bym chciała grać ten projekt dalej. Wiem, że brzmi to banalnie, gdy to tak mówię, ale ja wierzę, że to ma głęboki sens, żeby grać to w różnych miejscach w Polsce i na świecie. Wszędzie tam, gdzie byli Żydzi, nie tylko w stolicach, w takich ewidentnych miejscach, ale w jakichś stodołach, na placach i podwórkach rozrzuconych po Ziemi. Wziąć fotografie z tamtych miejsc, za każdym razem robić nową opowieść.

Przypomniałaś i ukołysałaś zmarłych, odnalazłaś i ukołysałaś żywych. Ożywiłaś klimat przeszłości, w której życie ludzi różnych nacji i wyznań przeplatało się ze sobą.
- Zastanawiam się czasem, co by było, gdyby wojna nigdy nie nadeszła. Gdzie bylibyśmy duchowo, gdyby te światy przeplatały się ze sobą bez przeszkód.

Dziękuję Ci za rozmowę i udostępnienie archiwalnych fotografii, które stanową piękne dopełnienie Twojej opowieści.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto