Adrian Szafran, Sławek Piegzik, Marcin Franaszek i Paweł Salawa po prawie 6-godzinnej wspinaczce osiągnęli wysokość 2503 metrów, na której położone są Rysy - najwyższe wzniesienie w Polsce. - Nie przygotowaliśmy się do tej wyprawy w żaden szczególny sposób. Po prostu zaufaliśmy naszej codziennej kondycji fizycznej, utrwalanej w tradycyjny sportowo-rekreacyjny sposób – wyjaśnia Adrian, który jako pierwszy z całej czwórki wspiął się na samą górę.
Myli się ten, kto uważa, ze była to łatwa wędrówka. Wszystko zaczęło się na Łysej Polanie, skąd prowadziło stosunkowo łatwe, utwardzone podejście na Morskie Oko. Prawdziwe „schody” zaczęły się wraz z wejściem na poziom Czarnego Stawu. - Podczas tego etapu rozdzieliliśmy się. Tempo moje i Adriana było szybsze niż kolegów, dlatego na szczycie zameldowaliśmy się z prawie dwudziestominutową przewagą – chwali się Sławek.
- Tak to prawda, że koledzy wyszli szybciej, ale biorąc pod uwagę, że uczynili to z małymi plecakami wielkości apteczek - śmieje się Marcin. - My z Pawłem nieśliśmy prawie po 20 kg, więc każdy z kilogramów przełożył się na to opóźnienie.
- W przeciwieństwie do kolegów, Marcin i ja dzień wcześniej, z całych sił dopingowaliśmy polskich skoczków na czele z Adamem Małyszem, podczas konkursu letniej Grand Prix w Zakopanem, więc o tę porcję energii byliśmy od nich tego dnia słabsi - tłumaczy Paweł. - Przyznam szczerze, że po wyjściu na Czarny Staw dopadł mnie mały kryzys, ale zamiast rezygnacji postanowiłem ukryć w kosodrzewinie śpiwór i karimatę. Od tego czasu już nie odczuwałem ciężaru plecaka i szło się zdecydowanie lepiej.
Libiążanie dokonali nie lada sztuki wychodząc na Rysy od zdecydowanie bardziej niebezpiecznej strony polskiej. Na szczyt można jeszcze się dostać ze słowackiej strony, ale to nie było na miarę ich ambicji. Trudniejszy szlak wiedzie stromym podejściem z usypanych kamieni, które w każdym momencie mogą się obsunąć. Pewne odcinki trzeba pokonać wąskimi przesmykami nad kilkunastometrowymi przepaściami, trzymając się jedynie specjalnie przygotowanych łańcuchów.
Na szczęście cel został jednak osiągnięty bez niepotrzebnych emocji. Cała czwórka chwile swojego tryumfu uświetniła pamiątkowym zdjęciem z wielką flagą Polski z nazwą ich miasta. Potem czekało na nich jeszcze bardziej niebezpieczniejsze zejście na dół, którego najbardziej obawiał się Sławek. I tutaj obyło się bez przygód, dlatego Adrian, Marcin, Sławek i Paweł już snują plany na następną wyprawę. K9, Himalaje? Kto wie...
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?