Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Likwidacja bibliotek oznacza spadek czytelnictwa!

michalmazik
michalmazik
Tomasz Piątek, polski dziennikarz i pisarz
Tomasz Piątek, polski dziennikarz i pisarz
Od pewnego czasu w kraju mówi się o likwidacji bibliotek w małych miejscowościach. Ministerstwo Kultury próbuje zmniejszyć wydatki, jednak dla bibliotekarzy, pisarzy, a przede wszysytkim czytelników oznacza to bolesny cios i mniejszy dostęp do książek. Ludzie związani z literaturą postanowili walczyć z niekorzystnymi zmianami. Rozmawiamy z Tomaszem Piątkiem, pisarzem i dziennikarzem, autorem książek m.in. „Heroina“, „Bagno“, „Pałac Ostrogskich“, kordynatorem i pomysłodawcą listu otwartego w sprawie bibliotek polskich.

Ministerstwo Kultury pracuje nad zmianami prawnymi, które dążą do reorganizacji instytucji kultury, zwłaszcza w małych miejscowościach, a w praktyce - likwidacji niewielkich bibliotek. Pan postanowił walczyć o zachowanie placówek edukacyjnych w małych miejscowościach. Jakie są szanse na zachowanie nieprzynoszących zysków bibliotek?
- Sytuacja jest bardzo dziwna. Ministerstwo proponuje zmiany w prawie, które pozwolą na łączenie bibliotek z innymi lokalnymi instytucjami. W ten sposób biblioteka, która w tej chwili często jest jedynym żywym ośrodkiem kultury w małej miejscowości (zaprasza pisarzy, organizuje akcje, Dyskusyjne Kluby Książki), może zostać zredukowana do roli pokoiku przy domu kultury. Pokoiku, dodajmy, przeważnie zamkniętego, bo dom kultury może wykorzystać na coś innego pieniądze przeznaczone na etat dla bibliotekarza. Zasłużony bibliotekarz Jacek Maj (nagrodzony zresztą przez to samo Ministerstwo Kultury) opisał mi taki przypadek: zaraz po połączeniu biblioteki z domem kultury jego szef zabrał z czytelni... stoliki do czytania! Liderzy środowiska bibliotekarskiego napisali list do ministerstwa. Pytali, czemu ministerstwo promuje zmiany w prawie pozwalające na łączenie bibliotek z innymi instytucjami. Przypominali, że podobne zmiany w prawie wprowadziła tylko Rosja (gdzie doprowadziło to do likwidacji 12 000 bibliotek!). Odpowiedzi nie było. Pani prezes Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, Elżbieta Stefańczyk, w radiu Tok FM pytała ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego o to samo: dlaczego bez uzgodnienia z bibliotekarzami chce zezwalać na łączenie bibliotek z innymi instytucjami, skoro doświadczenia związane z tym łączeniem są tak złe. Minister znowu nie dał na to jasnej odpowiedzi. Deklaruje, że jest przeciwnikiem łączenia i że będzie bronić bibliotek przed łączeniem. Dlaczego więc promuje zmiany w prawie pozwalające na łączenie? Mam powody podejrzewać, że co innego ministerstwo mówi, a do czego innego dąży: w wewnętrznej analizie rządowej, która wpadła mi w ręce, napisane jest tak: „Proponuje się uchylenie przepisów zakazujących łączenia bibliotek z innymi instytucjami niż inne biblioteki. Rozwiązanie polegające na funkcjonowaniu biblioteki np. w ramach ośrodka kultury może być rozwiązaniem bardziej efektywnym i tańszym dla organizatora. Ponadto łączenie bibliotek z innymi formami organizacyjnymi instytucji kultury może być dokonywane bez uszczerbku dla dotychczas realizowanych zadań”. Mimo złych doświadczeń rosyjskich i polskich, mimo prostestów bibliotekarzy, oni piszą: „może być dokonywane bez uszczerbku“! My nie możemy sobie tutaj pozwolić na niefrasobliwe ani tym bardziej mętne ruchy. W Polsce liczba bibliotek spadła: z 10 269 w roku 1990 do 8489 w roku 2008. Równolegle - i pewnie w związku z tym - widzimy drastyczny spadek czytelnictwa. W zeszłym roku ponad połowa Polaków nie miała w ręku książki. Większość Polaków ma problemy ze zrozumieniem całkiem prostych tekstów pisanych. Stajemy się narodem analfabetów, co będzie mieć straszne skutki dla naszej demokracji, dla roli Polski w Europie.

Jaki ma Pan pomysł na przekonanie Ministerstwa Kultury o celowości zachowania tych placówek?
- Jak mówił Lew Tołstoj, nie można przekonać kogoś, kto nie chce być przekonany. No, ale zamiast przekonywać, można na kogoś takiego wywierać presję. Będziemy informować opinię publiczną, wyborców, media, środowiska twórcze i intelektualne, aktywistów społecznych i politycznych. Razem z sygnatariuszami listu zakładamy Obywatelskie Forum Dostępu do Książki, które będzie strzec nie tylko bibliotek, ale polskiej książki i czytelnictwa w Polsce. Zbieramy dane na temat sytuacji książki w Polsce, na temat likwidacji bibliotek, spadku czytelnictwa, zapaści edukacyjnej. Dostajemy coraz więcej informacji i układają się one w przerażający obraz. Niedługo podamy go do wiadomości publicznej.

Ograniczenie finansowania bibliotek polskich z budżetu ministerstwa w 2010 roku z 40 mln złotych do 10 mln oznacza zamknięcie kolejnych placówek. Co to oznacza dla czytelników oraz ludzi związanych z literaturą: pisarzy, poetów, dziennikarzy?
- Żeby być precyzyjnym (bo ministerstwo oskarża nas o niedokładność, nadinterpretacje...): co roku ministerstwo dawało około 40 mln złotych na promocję czytelnictwa. Z tego 4 mln szły na dotacje dla pism. Pozostałe 36 mln w ogromnej większości szło na biblioteki: 28,5 mln na zakup nowych książek do bibliotek, ponad 6 mln złotych na akcje i imprezy promujące czytelnictwo (czyli w dużej mierze też na biblioteki, bo to one głównie organizują takie imprezy w Polsce). Nie udało mi się ustalić, co z tymi ostatnimi 6 mln. Wiem jednak na pewno, że dofinansowanie na zakup nowych książek zostało obcięte z 28,5 mln do 10 mln. To jest konkret. Co to znaczy dla czytelników? Książka jest droga. Ja sam mam sygnały, że o wiele więcej osób czyta moje książki niż kupuje. Jak sądzę, większość czytających Polaków zapoznaje się z książkami dzięki bibliotekom. Ograniczenie pieniędzy na zakup książek do bibliotek znaczy, że kontakt większości czytelników z literaturą zostanie drastycznie ograniczony. Będzie jeszcze większy spadek czytelnictwa w Polsce. I jeszcze większy, jeżeli pieniądze na imprezy promujące czytelnictwo też zostaną ograniczone. A że te imprezy to najczęściej spotkania z pisarzami, więc uderzy to szczególnie w literaturę polską. Szanse na to, aby czytelnicy mogli poznawać polskich pisarzy, zmaleją prawie do zera, tym bardziej że media, nawet publiczne, unikają jak mogą informowania o literaturze. My, pisarze, też będziemy mieć mniejsze szanse na to, aby poznawać naszych czytelników. A to może mieć bardzo złe konsekwencje. Żyjemy w dobie marketingu, we wszelkiej formie działalności - czy to ekonomicznej, czy społecznej, czy nawet kulturalnej - zanika kontakt z żywym człowiekiem, człowieka poznaje się raczej poprzez badania marketingowe, tępe, uśrednione, mechaniczne, statystyczne i - że tak powiem - komercjogenne. Nie będzie dobrze, jeśli ludzie piszący będą poznawać swoich czytelników głównie poprzez takie badania.
Jakie jest poparcie Pana inicjatywy ze strony pisarzy, ludzi mediów, czytelników? Ile wpłynęło głosów poparcia? Czy - według Pana - ważniejszym powodem likwidacji małych bibliotek jest ich nierentowność czy spadek czytelnictwa?
- List otwarty podpisało 3000 osób: przede wszystkim bibliotekarze i czytelnicy, potem pisarze, tłumacze, redaktorzy, wydawcy, dziennikarze, artyści (bardzo wielu kompozytorów: Słowo dziękuję Muzyce!), naukowcy, działacze społeczni i polityczni, także przedsiębiorcy. Wśród nich: Julia Hartwig, Maria Janion, Jacek Bocheński, Józef Hen, Kinga Dunin, Olga Tokarczuk, Stefan Chwin, Andrzej Stasiuk, Jerzy Pilch, Kazimiera Szczuka, Krystyna Janda, Wojciech Kuczok... Dziękuję im ogromnie! Jeśli chodzi o powód likwidacji małych bibliotek, to jest on prosty: politycy, centralni i lokalni, chcą oszczędzać. Oszczędzać kosztem mózgów, duszy i serc Polaków. Likwidacja małych bibliotek nie jest skutkiem spadku czytelnictwa. Odwrotnie, tam, gdzie jest mała biblioteka i działa ona aktywnie, to hamuje ten spadek albo wręcz powoduje skutek odwrotny: lokalny wzrost czytelnictwa. Likwidacja małych bibliotek jest jedną z przyczyn spadku czytelnictwa - to jest pewne.

Za reformę bibliotek odpowiada wieloletni program Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Biblioteka Plus. W programie przewidziane jest uruchomienie programu finansowego wsparcia modernizacji i rozbudowy bibliotek gminnych, internetyzacja bibliotek, szkolenie bibliotekarzy oraz stworzenie jednolitego, ogólnopolskiego, centralnego systemu komputerowego MAK Plus umożliwiającego zarządzanie zbiorami bibliotecznym. Na to potrzebne są kolejne środki finansowe. Jak - Pana zdaniem - wygląda wprowadzanie programu Biblioteka+ w praktyce? Czy likwidacja małych bibliotek nie jest sprzeczna z założeniami programu?
- Oczywiście, że likwidacja małych bibliotek przeczy wprost założeniom programu Biblioteka+. Przynajmniej na tyle, na ile ministerstwo mi pozwoliło go obejrzeć. I tutaj kwiatek dla ministra Zdrojewskiego: jest świetny program. No, może nie program: to jest świetny zbiór założeń. Tyle, że - jak to zbiór założeń - istnieje on wyłącznie na papierze. Przewiduje, że biblioteki dostaną 300 mln złotych na rozbudowę, internetyzację i w ogóle godne funkcjonowanie. Pod warunkiem, że minister finansów i premier się zgodzą. Pod warunkiem, że gminy się dołożą. Pod warunkiem, że dołożą się także władze wojewódzkie... No cóż, pouprawiajmy przez chwilę science-fiction i wyobraźmy sobie ministra finansów, który daje 300 mln na jakieś tam wiejskie biblioteki. Wyobraźmy sobie, że niektóre gminy się dołożą (no bo w gminach ciągle są rodzice, którzy chcą, żeby dzieci miały wykształcenie - i ci rodzice wybierają wójta czy też burmistrza). Nie bardzo jednak mogę sobie wyobrazić, że dołożą się władze wojewódzkie. One nie mają w tym takiego interesu, jak władze państwa i władze gminy. Władze gminy żyją na widelcu, blisko swoich wyborców. Władze państwa też są na widelcu, bo są obserwowane przez największe media. Natomiast władze wojewódzkie żyją w dziwnym zawieszeniu, wyborca styka się z nimi rzadko. Nie są tak bliskie jak władze miasta czy gminy, nie są tak ogólnie znane jak rząd i parlament. Jeżeli wypływają na chwilę, to raczej przy jednej wielkiej ogólnowojewódzkiej inwestycji, jak np. droga. Po cholerę im finansować coś, czym każda gmina będzie się chwalić z osobna, a rząd w ogólności? Nie zostawiając miejsca dla chwały polityków wojewódzkich? Co więcej, nie bardzo wyobrażam sobie, że wszystkie zainteresowane gminy i województwa nagle synchronizują swoje budżety zgodnie z programem rządowym. Jestem laikiem, może się nie znam na funkcjonowaniu władz samorządowych, ale znam Polskę i jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.
W Polsce od pewnego czasu obserwuje się spadek czytelnictwa. Spotkałem się z opinią, że „odstraszanie” czytelników rozpoczyna się już w szkole, gdzie uczniowie zmuszani są do czytania przestarzałych, nietrafiających do współczesnego człowieka lektur? Wpaja się wartości, które nie mają zastosowania w obecnych czasach. Co Pan o tym sądzi?
- To, co się robi z literaturą w szkołach, to jest zbrodnia. Zamiast zapoznawać dzieci z najwartościowszą klasyką literatury światowej w prostym czytelnym przekładzie, wmusza im się klasykę polską, która jest drugorzędna, nudna, zaściankowa i niestety nie jest w przekładzie... To znaczy, że każemy dziecku męczyć się z dziewiętnastowiecznym polskim językiem, który jest dla niego kompletnie niezrozumiały. Zamiast pokazać młodemu człowiekowi, jak wielkie rzeczy literatura może mu dać, pokazuje mu się, jak wiele czasu i energii literatura mu zabierze, nie dając nic sensownego w zamian: brednie o Polsce - Chrystusie Narodów! Dzieci jednak da się wciągnąć w czytanie, jak widzimy: czytają czasem nawet całkiem długie cykle powieści przygodowo-fantastycznych. To trzeba popierać - i delikatnie przesuwać, już wewnątrz fantastyki, ku coraz lepszej literaturze: od Pottera do Tolkiena, od Tolkiena do Sapkowskiego, od Sapkowskiego do Lema. Równocześnie należy zaznajamiać dzieci z klasyką prozy w małych dawkach, dając do czytania opowiadania mistrzów krótkiej formy, takich jak O'Henry, Maupassant, Czechow, Turgieniew, Bunin, Grin, Fitzgerald. To wszystko w gimnazjum. W liceum młody człowiek powinien dostać do ręki coś w rodzaju najbardziej podstawowego kanonu prozy. Nie wyobrażam sobie, żeby w ciągu tych czterech lat nie przeczytał Diderota (Kubuś Fatalista), Dickensa (Nasz wspólny przyjaciel), Hugo (Katedra Marii Panny w Paryżu) i Dostojewskiego (Zbrodnia i kara, Biesy, Bracia Karamazow). Jak widać, to, co proponuję, to bardzo okrojony kanon. Tak, okrojony, ale okrojony do największych i najważniejszych pisarzy - po zapoznaniu się z nimi młody człowiek będzie mógł sam sobie powiedzieć, czy literatura go interesuje czy nie. Ten kanon wywodzi się głównie z do XIX wieku, ale to był najlepszy czas dla literatury. Może to nie do zrobienia, w epoce nowych technik informacyjnych i wszechobecnej debilnej rozrywki, ale ja, w moim skromnym zakresie, walczę o to, żeby wiek XXI znowu był takim najlepszym czasem.

Dziękuje za rozmowę.

Pod listem w obronie bibliotek można się podpisać na stronie: www.otwartabiblioteka.pl
Opinie osób związanych z literaturą:

Ewa Zawadzka, Wydawnictwo Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie

„Przez kilkadziesiąt lat tworzono i uzupełniano biblioteki w małych miejscowościach. Były akcje zbierania książek. Do każdego zakątka Polski docierały biblioteki objazdowe, które organizowano w przerobionych autobusach. Dawało to wszystkim obywatelom szanse kontaktu z książką i często pozwalało zatrzymać wtórny analfabetyzm. Likwidacja bibliotek, których nie chcą utrzymywać gminy, jest działaniem antyspołecznym, zabiera możliwość tysiącom ludzi kontaktu ze słowem pisanym. Młodzi ludzie nie czytają lektur, bo znajdują bryki w internecie (tam, gdzie on dociera), a starsi zapomną, jak wygląda książka i jedyną lekturą będzie książeczka do nabożeństwa. To było dobre dla sienkiewiczowskiego latarnika. Nie spełni się słowo wieszcza, aby te księgi trafiły pod strzechy..., no bo i strzech nie ma”.

Marcin Wroński, pisarz S-F oraz kryminałów. Autor książek m.in. „Kino Venus”, „Morderstwo pod cenzurą”, „Obsesyjny motyw babiego lata”

„Byłby to cios nie tylko dla mieszkańców takich miejscowości, ale także dla nas - pisarzy. Wielu z nas, o ile nie wszyscy, co roku jeździ na spotkania autorskie również do małych ośrodków, w których są to nierzadko jedyne imprezy kulturalne w ciągu wielu miesięcy. To zarazem więcej niż pewny spadek i tak niewysokiego czytelnictwa Polaków oraz narastająca izolacja kulturalna tych osób, które nie mają szczęścia mieszkać w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy choćby w Lublinie. Czyli podział Polski już nie tylko na A i B, ale także na C".

Paweł Pomianek, kierownik projektu wydawniczego Libenter.pl oraz redaktor naczelny czasopisma „Goniec Wolności”

Wśród książek w bibliotekach znajdziemy bardzo dużo literatury promującej antywartości, natomiast wartościowej literatury jak na lekarstwo. Wyciąganie pieniędzy od podatnika (czyli pod przymusem) na zakup książek, które nie są zgodne z jego systemem wartości jest niemoralne. Biblioteki powinny utrzymywać się z pieniędzy sponsorów albo z pieniędzy instytucji np. Kościołów. Jeśli ktoś chce czytać, to zamknięcie małych bibliotek mu nie przeszkodzi – księgarnie i duże biblioteki w naszym kraju mają się dobrze, książkę można też pożyczyć od znajomego - a jeśli ktoś czytać nie chce, to istnienie bibliotek w małej miejscowości w żaden sposób mu nie pomoże. Likwidowanie wszelkich nierentownych instytucji jest krokiem we właściwym kierunku.

Marcin Pastwa, były redaktor naczelny magazynu „Radar”, dziennikarz

Restrukturyzacja bibliotek w takiej formie, jaką proponuje Ministerstwo Kultury, a wiec obniżenie finansowania może okazać się fatalne w skutkach. Należy tutaj myśleć długofalowo. To jest krok, który niesie za sobą poważne konsekwencje. Ograniczenie budżetu na biblioteki najbardziej dotknie małe miejscowości, gdzie bibliotek i tak jest niewiele. O ile w miastach, dostęp do bezpłatnych książek nie stanowi problemu, to na prowincjach nie jest tak kolorowo. Programy Biblioteka Plus oraz MAK Plus są kamieniami milowymi ku dobremu, jednak cięcia budżetowe, planowane na 2010 rok są irracjonalne i przeczą całej koncepcji. Likwidacja małych bibliotek w wyniku odcięcia finansowej pępowiny może spowodować lukę, której nie będziemy w stanie w żaden sposób uzupełnić. Łatwy dostęp do wypożyczalni książek, to według mnie jeden z najważniejszych czynników rozwoju intelektualnego człowieka. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. W szkole wyróżniają się głównie dzieci, które są oczytane. Brak stymulatora w postaci bibliotek spowoduje ogromne straty, których skutki będzie ciężko przewidzieć. Dziwi mnie odwaga i motywacja pomysłodawców takich rozwiązań. Nie wiem jakie przesłanki nimi kierują, ale w moim odczuciu są nieracjonalne. To poważne naruszenie, którego nie powinniśmy lekceważyć. Warto przyjrzeć się całej sprawie, gdyż podejmowane kroki zaczynają cuchnąć średniowieczem.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto