Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Listy z ludzkiego piekła. Niezwykła historia z Auschwitz

Ewa Bielańska
Ewa Bielańska
Tomasz Pielesz, własność PMA-B
Jadąc do Krakowa na spotkanie z dziennikarzami obywatelskimi nie przypuszczałam, że będzie to zaskakująca "przygoda". Basia Romer-Kukulska powiedziała: "mój dziadek był w KL Auschwitz" i to był początek.

Jadąc do Krakowa na spotkanie z dziennikarzami obywatelskimi nie przypuszczałam, że jadę na spotkanie z zaskakującą "przygodą".

Z całej wesołej gromadki, która zakotwiczyła w przytulnej kawiarence ja i Basia Romer byłyśmy najstarsze. Z tego spotkania utkwiły mi w pamięci jej figlarne oczy... i zupełnie niezabawne słowa: "mój dziadek był w KL Auschwitz".

Przez kilka lat w swojej pracy patrzyłam na resztki dokumentów, w których zaklęte było cierpienie oświęcimskich więźniów. Okazało się, że moje zawodowe czujki były intensywnie wyczulone na tego rodzaju informacje. Dotarło do mnie, że jej dziadek i ciocia wraz z narzeczonym byli przez dwa lata numerami obozowymi. Wiadomość, że pisali z tego piekła listy spowodowała, że w moim skrzywionym zawodowo umyśle momentalnie przesunęły się tysiące więźniarskich styków obozowych, fragmenty dokumentów z ledwo widocznymi wpisami. Z pożółkłych kart dokumentów mój wzrok wydobywał całą ich treść, by na zawsze znalazły się w pamięci komputera. Możliwa jest wówczas analiza i po konfrontacji z innymi dokumentami, niczym z puzzli, wyłaniają się z niebytu indywidualne tragiczne, często heroiczne losy więźniów, co sprawia, że przywraca się im godność, z której w obozie zostali odarci.

Prośba Basi aby wyszukać dla niej ślady pobytu jej krewnych w KL Auschwitz stała się dla mnie czymś niezwykle ważnym. Jeszcze wówczas nie wiedziałam, że jestem u progu tajemnicy niezwykłej okupacyjnej historii rodziny Romerów i Lohman.

Po intensywnych poszukiwaniach w archiwalnych zasobach śladów więźniów KL Auschwitz: Rodryga Romera, Elżbiety Romer i jej narzeczonego Maksymiliana Lohman poczułam niedosyt... Wówczas pomyślałam, że za listami, które pisali do rodziny z obozu kryje się coś o wiele bogatszego i ciekawszego. Listy obozowe to gotowe blankiety m.in. z nadrukami "KL Auschwitz", znaczkiem pocztowym z portretem Adolfa Hitlera, dokumenty o wielopłaszczyznowym znaczeniu, bo oprócz zawartego w nich ładunku emocjonalnego są tam niezwykle ważne dla historyków informacje takie jak: imię i nazwisko, numer obozowy, data, numer bloku (np blok śmierci nr 11). Czas płynie nieubłaganie i jest zabójczy dla obozowych listów, przechowywanych często w nieodpowiednich warunkach. Z rozsypującego się papieru znikają pisane ołówkiem wyrazy cierpienia ludzi, których doświadczyli w KL Auschwitz. Nie mogłam dopuścić aby taki los spotkał listy Rodryga, jego córki Elżbiety i Maksymialiana Lohman.

Wiedziałam, że listy te, są dla rodziny Romerów i Lohman relikwiami, z którymi rozstanie będzie bolesne. Tym niemniej podjęłam próbę przekonania Basi, że przekazanie ich do Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau ocali je od zniszczenia. Moja argumentacja, iż będą przechowywane w specjalnie do tego celu przystosowanych, klimatyzowanych magazynach, pod profesjonalnym nadzorem archiwistów, konserwatorów, a dla naukowców-historyków staną się kapitalną bazą do odtworzenia losów więźniów KL Auschwitz, przekonała ją i rodzinę Lohman o słuszności, by listy obozowe znalazły się pod opieką oświęcimskiego Muzeum.

Cenne pamiątki rodzinne przekazane zostały na ręce zastępcy dyrektora Muzeum Rafała Pióro przez członków rodziny Romerów: Barbarę Romer-Kukulską oraz Aleksandra, Pawła i Rafała Lohman. Dyrektor Pióro wyraził ogromną wdzięczność za zaufanie jakim obdarzyli Muzeum przekazując do Archiwum tak cenne dla nich rodzinne relikwie. Ceremonia przekazania listów obozowych miała przebieg niezwykle uroczysty. Dyrektor Muzeum nie ukrywał wzruszenia i zainteresowania słuchając niezwykłej historii rodziny. Usłyszeliśmy wówczas, że do obozu Auschwitz w 1943 r. cała trójka trafiła z więzienia w Tarnowie, gdzie znaleźli się po aresztowaniu w Jaśle.

Aresztowanie było wynikiem denuncjacji zebrania konspiracyjnego oddziału podziemnego ruchu oporu, które odbywało się w prywatnym mieszkaniu. W tym czasie Maksymilian Lohman ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem, gdyż był zbiegiem z oflagu oficerów wojska polskiego.

Elżbieta Romer dobrze zapisała się w pamięci byłych więźniów. Jej postać przewija się w ich relacjach i publikacjach dotyczących historii obozu. Podkreśla się tam jej ofiarność i bezinteresowność w niesieniu pomocy współwięźniom. Po ucieczce z kolumny ewakuacyjnej Marszu Śmierci do końca wojny pracowała jako pielęgniarka. Za jej zasługi Międzynarodowy Czerwony Krzyż odznaczył ją swoim najwyższym odznaczeniem — medalem Florence Nightingale. Jej ojciec – Rodryg Romer, pomimo doznanych w obozie cierpień, po wojnie aktywnie uczestniczył w procesie pojednania pomiędzy Polską a Niemcami. W 1965 r. przetłumaczył na język niemiecki znany list-orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Przekazanie listów obozowych Państwowemu Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu stało się początkiem współpracy z rodziną Romerów i Lohman w dostarczaniu dodatkowych informacji wzbogacających wartość ofiarowanego zbioru dokumentów.

W dużym stopniu pomoże to w przekazywaniu następnym pokoleniom, często bardzo wzruszających, historii indywidualnych losów konkretnych ludzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto