Rok temu holenderski przedsiębiorca Sebastianus W. M. Zegers, będący wiceprezesem spółki holendersko-polskiej, Grolder zapragnął w Studzieńcu (gmina Kożuchów) zaadoptować pomieszczenia po popegeerowskiej suszarni na chlewnię, w której miałby odbywać się tucz warchlaków i tuczników. O tym pisałem na W24 w sierpniu 2011 r.
Chlewnia byłaby usytuowana – przypomnijmy - zaledwie 350 metrów od najbliższych zabudowań mieszkańców, zaś w promieniu 3 km od dwu sąsiadujących wiosek: Mirocina Dolnego i Książa Ślaskiego. To wspólny kompleks pól, łąk i lasów, na którym żyje ponad 1.500 osób, a w ciągu ostatnich lat stał się terenem intensywnego rozwoju budownictwa jednorodzinnego dla mieszkańców miast: Zielonej Góry, Kożuchowa i Nowej Soli. Ponadto obiekt sąsiadowałby z kompleksem zabytkowym z 1786 r., składającym się z pałacu, siedziby rodu Konobelsdorff, parku krajoznawczego i fosy. Kożuchowskiej gminie udało się wreszcie znaleźć inwestora, który podjął się odbudowy zrujnowanych obiektów i przekształcenia ich w obiekty hotelarsko-rekreacyjne.
Zegers, mający podobną inwestycję w Borowcu k. Siedliska (gm. Nowa Sól), gdzie przejął małą popegeerowską świniarnię – tu na kożuchowskim terenie miałby z kolei stworzyć gigantyczne przedsięwzięcie. Inwestor w trzech zaadoptowanych pomieszczeniach co tydzień pragnąłby przeznaczać na ubój blisko 500 szt. świń. Rocznie więc ponad 25 tys.
Zaprotestowali natychmiast mieszkańcy: - Nie pozwolimy się zakleszczyć!
- Będziemy topić się w gnojówce! - wściekali się wówczas i natychmiast kontratakowali: ta ogromna ilość świń, która przetoczy się przez świniarnię wytworzy masę nie tylko specyficznego odoru lecz przede wszystkim hektolitry gnojowicy, która będzie pompowana w okolicę. Po jednym sezonie grunty tego „naturalnego nawozu” już nie przyjmą. Powstanie gąbka. Gnojówka pojawi się we wszelkich zapadlinach, rowach i dostanie się do rzeki Czarna Struga, wpadającej do Odry.
To groźba katastrofy ekologicznej.
Inwestor Zegers widział to inaczej: - Mieszkam w Holandii sto metrów od chlewni i jestem zdrowy jak rydz. U nas ciągle wylewa się gnojowice na pobliskie pola i nikt nie czuje smrodu, choć nasze normy są o wiele ostrzejsze niż tu u was w Polsce – argumentował.
- Wieś to nie lawenda, aby tu nie było czuć żadnych zapachów! - podpowiedział inwestorowi Bartosz Jeszke, jeden z jego ekspertów.
Bo Grolder równocześnie wynajął odpowiednich ekspertów, którzy stworzyli fascynującą ekspertyzę dot. minimalnego wpływu oddziaływania przedsięwzięcia na lokalne środowisko.
- Jest ona bardzo przychylna dla inwestora – zauważyła wtedy naczelnik wydziału ochrony środowiska i rolnictwa w kożuchowskim magistracie, Maria Dudkiewicz. - Ale jak znam życie, raport jest raportem, a życie jest życiem...
- Chcą zgotować nam piekło! - nie wytrzymuje nadal lukrowych analiz spółki Grolder, Kazimierz Ponikwia, mieszkaniec Studzieńca. - Ten smród ciągnąłby się latami, nawet wtedy, kiedy nas już nie byłoby na świecie. Wykorzystują oni fakt, że w Polsce jeszcze nie mamy ustawy odorowej, bo w Sejmie mamy lobby śmierdziuchów, którzy torpedują unijne normy!
- Uruchomienie świniarni to automatyczne zablokowanie rozwoju okolicy – mówi obecnie burmistrz Kożuchowa, Andrzej Ogrodnik. Dodaje, że po usłyszeniu
planów inwestycyjnych spółki Grolder, inwestor, który w Studzieńcu miał zamiar odrestaurować zdewastowany poniemiecki pałac – zagroził wycofaniem się z przedsięwzięcia.
Ale na szczęście, po rocznym boju mieszkańców o wstrzymanie inwestycji Holendra, opinię swoją wyraził Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Gorzowie Wlkp, który postanowił z datą 20 sierpnia br. odmówić uzgodnienia warunków realizacji tego przedsięwzięcia.
Postanowienie te jest odpowiedzią na pismo burmistrza Kożuchowa, Andrzeja Ogrodnika. Kluczowymi jednak w tej sprawie, jak dowiedziały się W24, było dołączone opracowanie pn. „Ocena zasięgu zapachowego oddziaływa fermy tuczu trzody chlewnej planowanej do budowy w miejscowości Studzienic gm. Kożuchów sporządzone w kwietniu 2012 r. w Pracowni Zapachowej Jakości Powietrza ZUT w Szczecinie przez mgr inż. Małgorzatę Friedrich, pod kierunkiem prof. dr hab. inż. Joanny Kośmider”.
- Otrzymaliśmy rzecz niebagatelną, całkowicie odmienną opinię, jaką wcześniej dotarła do gminy ze strony inwestora – określił to Ogrodnik. - Tutaj sporą inicjatywą wykazali się mieszkańcy, poszukując odpowiednich specjalistów.
Zgadza się z tym stwierdzeniem także dyrektor ochrony środowiska w Gorzowie, Jan Rydzanicz, który oznajmił, że koniecznością stało się wówczas wezwanie inwestora do złożenia dodatkowych wyjaśnień.
- Nie ulega wątpliwości, że zapachowe oddziaływanie fermy będzie wykraczało poza jej granice i jeśli tutaj nie zostaną zastosowane środki ograniczające emisję zapachową z chlewni, będzie to uciążliwe dla mieszkańców – wyjawił, dorzucając, że obszar przekroczeń obejmie tereny, na których znajdują się budynki wpisane do rejestru zabytków, i które są przeznaczone pod adaptację hotelową. - Najskuteczniejszym, często jedynym, sposobem ochrony ludności przed zapachową uciążliwością z natury uciążliwych obiektów, jest racjonalna ich lokalizacja – spostrzega ponadto dyrektor. - Dlatego ferma będąca przedmiotem naszej oceny powinna być zlokalizowana w odległości przynajmniej 1500 m od zabudowań mieszkalnych.
- Zapachowe oddziaływanie fermy może być znacznie większe od oszacowanego, gdyż w świetle przedstawionych dokumentów, mało wiarygodne wydaje się założenie, że emisja zapachowa ze zbiorników z gnojowicą będzie bliska zeru – akcentuje Rydzanicz.
Niestety, mimo trzech wezwań Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska do inwestora, z ostatnim z dn.30 lipca br. do złożenia uzupełniających informacji - firma Grolder zamilkła i żadnych kroków wyjaśniających nie podjęła.
- Odnosząc się jeszcze do kwestii protestów lokalnego społeczeństwa – dodaje na koniec dyrektor – to jakkolwiek w żadnym wypadku nie należy ich bagatelizować, nie stanowiły one same w sobie powodów odmowy wydania warunków realizacji tego przedsięwzięcia. Przyczyniły się one natomiast do utwierdzenia naszego organu w przekonaniu, iż koniecznym jest poszukiwanie optymalnego rozwiązania, w tym m.in. lokalizacyjnego.
Czy to koniec epopei starcia mieszkańców z inwestorem od tuczu świń?
Wiceprezes Zegers jak i jego eksperci, nie chcieli, mimo wielokrotnych próśb i monitów - rozmawiać z dziennikarzem W24.
- To co pan wie, to powinno panu wystarczyć! - odburknął w końcu jeden z nich.
Z podobną reakcją dziennikarz spotkał się w roku ubiegłym. Deja vu?
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?