Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubuskie. Wielka woda przychodzi ze św. Janem Chrzcicielem

Zbigniew Jelinek
Zbigniew Jelinek
Podzwonne dla powodzi: tegoroczne wystąpienia wód z rzek obnażyły mizerotę zabezpieczeń przeciwpowodziowych. - Na prace melioracyjne potrzebujemy rocznie ok. 36 mln zł, otrzymujemy... 8 mln – bronią się melioranci.

O dwóch potężnych uderzeniach fali powodziowej w Lubuskiem na bieżąco informowały Wiadomości 24 pl. Maj, czerwiec, sierpień i wrzesień – miesiące, w których zmagano się z podnoszącym się systematycznie stanem wód w rzekach. Spotęgowane to było również przez falę potężnych opadów deszczu.

Od dawna wiadomo, że Odra i z nią sąsiadujące rzeki wylewają regularnie dwa razy w roku. Odra występuje z brzegów po topnieniu śniegu w Karkonoszach i dochodzi do powodzi wiosennej. Po letnich deszczach Odra wylewa najczęściej w końcu czerwca. Tradycyjnie mówi się wówczas o powodzi św. Jana.

Dolina Odry dysponuje najdłuższym w Europie ciągiem wałów przeciwpowodziowych o łącznej długości 160 km. Ale wał zbudowany jest z piasku i dlatego może być łatwo przerwany lub przy długim naporze wody może przemoknąć. Już w latach 1416-26 miały miejsce pierwsze prace przy budowie wałów koło Wiesenau. W roku 1591 elektor brandenburski Johann-Georg zarządził, by miejscowa szlachta powinna organizować w ramach wspólnej komisji regularnie przeglądy wałów.

Dziś po stronie polskiej jest 800 km wałów przeciwpowodziowych, 43 przepompownie i stacje pomp, 5 zbiorników regencyjnych. - Potrzebujemy rocznie na utrzymanie i konserwację, w tym na opłatę za energię elektryczną ok. 35 – 36 mln zł. Otrzymujemy rocznie zaledwie 8 do 9 mln zł, czyli jedną czwartą – wylicza w specjalnej rozmowie dla Wiadomości 24 pl, Zygmunt Muszyński, dyrektor Lubuskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Zielonej Górze.

- Przy tegorocznych zagrożeniach powodziowych, gdzie stacje pomp pracowały praktycznie non-stop, grzały się do czerwoności, musieliśmy wydać na energię połowę funduszy, jakie otrzymaliśmy na 2010 rok od wojewody – dodaje dyrektor.

Na plan dalszy zeszły więc wszelkie konserwatorskie prace, wykaszania, udrożniania.

- Od początku 2007 roku, od tej wielkiej powodzi do chwili obecnej nie było takiego zagrożenia przeciwpowodziowego – zauważa Muszyński. - Dlatego wszyscy co roku dokonywali cięć
w przekazywanych funduszach. Sądzili, że na melioracji można zaoszczędzić.

Powóź w 2007 roku nie była powodzią lokalną. Po raz pierwszy od przełomu politycznego w Polsce, akcja ratunkowa na Odrze była organizowana w wymiarze ponadgranicznym

W sąsiadującej z Lubuskiem, Brandenburgii, w czasie kiedy z pobliskich polskich Słubic ewakuowano 16 tys. mieszkańców, uległy przerwaniu wały w Brieskow-Finkenheerd. W akcji ratunkowej po obu stronach rzeki brało udział tysiące żołnierzy Bundeswehry i Wojska Polskiego, straży granicznej, technicznych służ pomocniczych oraz policji i straży pożarnej z Polski, Czech, Brandenburgii i innych niemieckich landów.

Mówiono wówczas o powodzi tysiąclecia.

Analiza kronik pokazuje, że już w minionych stuleciach mały miejsce porównywalne kataklizmy. Po raz pierwszy powódź we Frankfurcie n. Odrą źródła odnotowały w roku 1565. Powódź z 1736 r. kosztowała życie 171 osób. Powódź, a mówiono wówczas o „rozlaniu”, z roku 1785 przeszła do historii, bowiem po przewróceniu się wtedy łodzi na rzece, utonął książę Leopard von Braunschweig, który po załamaniu się mostu we Frankfurcie próbował przeprawić się na przeciwległy brzeg do Dammvorstadt (dzisiejsze Słubice), aby tam organizować pomoc. W pamięci są jeszcze katastrofy powodzi z roku 1930 i ta z 1947 z 20 ofiarami po nimieckiej stronie.

Silna pokrywa lodowa na Odrze doprowadziła w roku 1982 cały region na skraj katastrofy.

Klęski powodziowe mają naturalne przyczyny. Ale mimo to ludzie są zupełnie świadomi, że ich wielowiekowa ingerencja w procesy przyrodnicze przyczynia się do występowania wód z rzek.
Po stronie polskiej w obrębie rzek coraz więcej powstaje stref chronionych, co jednocześnie komplikuje i utrudnia pracę meliorantów. - Zapisy Programu „Natura 200” powodują to, że wszelkie prace, odbudowa wałów, budowa, konserwacja, udrożnienia, od miesiąca marca do września, nie możemy praktycznie nic na tych obszarach robić – stwierdza szef lubuskiego zarządu melioracji, Muszyński.

Z nieukrywaną zazdrością spogląda na tereny po niemieckiej stronie. - Wszystko jest tam wykoszone, nie ma nor bobrowych... - mówi. - Na Nysie Łużyckiej w okolicach Gubinka i Polanowic woda wtargnęła na tereny zalewowe na wysokości połowy wałów, bo na tej wysokości znajdowały się nory bobrowe, krzaki, chaszcze – uzupełnia.

Tegoroczna powódź, o czym także informowały W24.pl, obnażyła jeszcze jedno zjawisko:
kilkudziesięcioletnie zaniechania przy odnowie poniemieckich sieci melioracyjnych, co powoduje, że niespodziewanie teraz występuje woda z małych rzeczek, dotąd bezpiecznych, miejscowych, co miało miejsce w katastrofalnym wymiarze w Bogatyni czy, w nieco mniejszym, w Gubinie. - To wszystko związane jest z finansami – mówi wprost Muszyński. - Nie mamy w ogóle pieniędzy na odnowę wszystkich stanowisk melioracyjnych. W tej chwili zakupiliśmy za 800 tys. zł kosiarkę bijakową i kosiarkę pływającą. Ale to wszystko wymusiła tegoroczna powódź. Czasami tragedia, jaka się zdarza, powoduje, że ktoś odpowiedzialny za pewne decyzje, spojrzy na oczy.

Gwoździem do trumny meliorantów są także skomplikowane procedury otrzymywania funduszy.

- Głośno się mówiło, że melioranci otrzymali od wojewody na początku września tego roku blisko 10, 5 mln zł - wyjawia dyrektor LZMiUW. - Ale dopiero teraz, na początku listopada, sejmik wojewódzki musiał te pieniądze zatwierdzić. Niebawem więc ruszą procedury przetargowe na wykonanie konkretnych zdań przeciwpowodziowych. Termin zaś wykonania tych wszelkich prac jest do końca bieżącego roku! Teraz z kolei uzależnieni jesteśmy od pogody. Jeżeli „nie wyrobimy się” z poszczególnymi pracami, fundusze przejdą nam koło nosa – konkluduje Muszyński.

Na koniec ma żal do lubuskiego wojewody, Heleny Hatki, która do tej pory nie podziękowała lubuskim meliorantom za ogrom prac, jakie dokonali w okresie tegorocznych wezbrań rzek. Hatka spotkała się na uroczystej konferencji z inspektorami nadzoru budowlanego. Padały tam wzajemne podziękowania. - Inspektorzy od pierwszych dni powodzi bardzo dobrze pomagali wojewodzie – poinformowała. - Pierwsze działania, jakie podejmowali, to uczestniczyli we wskazaniu najbardziej uszkodzonych wałów przeciwpowodziowych. Można lekceważyć, że czynności administracyjne są drugorzędne, ale bez tych czynności, bez audytu problemu, bez wskazań miejsc, które szczególnie są newralgiczne, bez określenia priorytetów, nie moglibyśmy w stanie ludziom zapewnić bezpieczeństwa.

- Lubuskie miało czas na przygotowanie się nadchodzącej fali powodziowej – wyjaśnia Muszyński. - Wykorzystaliśmy ponad 2 mln worków, był czas na zabezpieczenie wałów dzięki pomocy strażaków, wojska, policji. O województwie lubuskim dużo się nie mówiło w środkach przekazu, nie było u nas takich tragedii, jak gdzie indziej. Udało się nam uratować Lubuskie. Wały były jak gąbka, lecz przetrwaliśmy.

W tekście wykorzystano materiały z opracowania projektu roboczego muzeów polskich i brandenburskich: „Die Oder als Kulturlandschaft/Odra jako krajobraz kulturowy”, [ISBN 83-86136-05-7]
Przeczytaj także: komentarz Roberta Grzeszczyka do art.: „Gubin: miasto, które będzie wodą zalewane”, z dn. 26.10.10 w W24.pl.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto