Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ludzie, tęczowy most i "Anielskie ogony"

Ewa Bo
Ewa Bo
okladka ksiazki
Pies czy kot jest jak prawdziwy przyjaciel. Dodaje nam otuchy w trudnych chwilach. Jest z nami do końca życia bez względu na wszystko. Cztery łapy i zimny nos może być czymś najlepszym, co nam się w życiu przytrafiło.

Co nami kieruje, kiedy postanawiamy wziąć do domu jakiegoś zwierzaka? Może chcemy zrobić dziecku prezent, zaspokoić jego kolejną zachciankę – zupełnie przy tym zapominając, że to nie kolejna maskotka, gra czy inna rzecz, którą po pewnym czasie się znudzi i rzuci w kąt, do pudła pełnych innych zabawek lub wyrzuci do śmieci.

Pies czy kot nie jest rzeczą. To żywe stworzenie, które potrafi nam się odwdzięczyć za okazane dobre serce i naszą opiekę. W trudnych i smutnych dla nas chwilach potrafi przyjść, przytulić się, pomruczeć, polizać lub pomerdać ogonem. Jest przy nas i dodaje nam otuchy. Jak prawdziwy przyjaciel.

Anioł jest posłańcem Bożym. A pies? Ktoś powie „To tylko pies. Przecież nie ma duszy”. A jeśli Bóg wiedząc, że człowiek może nas zawieść dał nam innych wyjątkowych przyjaciół, cichych nauczycieli i towarzyszy, aby nas wspierali? Czy Anioł może być także i psem? Są osoby, które są tego pewne. Ich historie są opisane w książce Joan Wester Anderson „Anielskie ogony”.

Małżeństwo z Bellport – Pam i Troy – oboje po czterdziestce, przez ponad dzisięć lat starali się o dziecko. W końcu im się udało, choć lekarze twierdzili, że mają zerowe szanse by zostać rodzicami. Pam urodziła zdrowego chłopca. Gdy wrócili ze szpitala do domu, ich dwunastoletni pies Bullet (który ze względu na chore serce i guza wątroby, a mimo zaleceń weterynarza sugerującego uśpienie, niedawno przeszedł operację) z radością przyjął nowego członka rodziny. Przychodził do niego zawsze, gdy tylko usłyszał jego płacz, nawet w środku nocy. Gdy dziecko czegoś potrzebowało informował o tym matkę. Został opiekunem i stróżem dziecka.

Spotkanie z aniołem

Któregoś ranka, gdy kobieta poszła przygotować śniadanie, pies nagle zaczął szczekać (robił to sporadycznie, więc kobieta była zdziwiona tym faktem), a po chwili wbiegł do kuchni, machając rozpaczliwie ogonem i skowycząc przeraźliwie, a potem wykonał kilka rund od salonu do kuchni, w której przebywała. Gdy za nim pobiegła zobaczyła, że twarz niemowlaka robi się sina, a ciało wiotczeje. Podjęta przez ojca resuscytacja nie przyniosła poprawy. Gdy przyjechało pogotowie, a jeden z ratowników podczas akcji rzekł „tracimy go” zwierzak kompletnie oszalał. Szczekał i skowytał na przemian. I nie dał się uspokoić.

Chłopiec został przewieziony do szpitala. Lekarze, którzy zajęli się małym pacjentem nie byli w stanie stwierdzić przyczyny jego złego stanu , ale jednego byli pewni. Gdyby nie tak szybka reakcja, kilka minut później mogłoby już dość do uszkodzenia mózgu i śmierci. Tak by się stało, gdyby nie pies. Dzięki niemu junior Troy został uratowany.

Po tym wydarzeniu Bulle czuwał nad nim jeszcze rok. Gdy przyszedł jego czas odszedł z tego świata cicho i spokojnie w ramionach Pam. Wszyscy troje jednak wierzą, że nie odszedł całkowicie. Kiedy wydał ostatnie tchnienie lunął deszcz, a za chwilę wyszło słońce i utworzyła się tęcza, a przed nimi nagle pojawił się motyl - symbol nowego życia. Taki sam motyl bardzo często towarzyszył później rodzinie, a chłopiec spoglądając na niego zawsze mówił „Patrz, mamo, to Bulle!”.

Zwierzęta dają swoim opiekunom całą swoją miłość, wierność i zaufanie. A ci, którzy je kochają również ich nie zostawią na pastwę losu. Widać to bardzo często szczególnie podczas różnego rodzaju katastrof (pożarów, powodzi, huraganów). Ludzie ci za nic nie chcą opuścić swoich domów, jeśli nie mogą zabrać ze sobą swojego psa czy kota. Dla tych co nie lubią i nie mają zwierzaków, takie zachowanie wydaje się niezrozumiałe. Lecz oni wiedzą, że nie mogą postąpić inaczej. Wierzą również, że po tamtej stronie życia ich pupile będą z nimi. Że trafią do nieba, by znów być razem.

"Wolę zostać - tak do św. Piotra prawię -
Tutaj pod tą perłową bramą
Nie szczęknę ani razu, kłopotu nie sprawię
Będę tylko cierpliwością samą
Pożuję sobie kość niebiańską
I będę czekać tak długo, jak trzeba
Bo gdybym wszedł bez ciebie, jak pies bezpański
To wcale nie cieszyłbym się z takiego nieba."

Opisana powyżej historia małżeństwa, choć niektórym może wydać się nieprawdopodobna, wydarzyła się naprawdę. By poznać pozostałe, należy sięgnąć po książkę Joan Wester Anderson, która ukazała się nakładem krakowskiego wydawnictwa WAM. Zapraszam zatem do lektury „Anielskich ogonów”.

ANIELSKIE OGONY. PIES DAREM NIEBA
autor: Joan Wester Anderson
tłumacz: Maciej Piątek
wydanie: pierwsze
stron: 184
Wydawnictwo WAM

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto