Łzy premiera Kaczyńskiego, czyli powyborcze refleksje

Reklamy w mediach, spotkania "na żywo" z elektoratem, baneryn, plakaty, ulotki i wśród tych namolnych promocji cichutki antypisowski SMS zniechęcający do głosowania na tę partię. By po przegranych wyborach, pośród spodziewanych następstw politycznych móc ujrzeć twarz premiera.

Autor SMS-a obiecywał - "będzie to widok bezcenny". Rzeczywiście, w jednym z tygodników na okładce zamieszczono zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego po obliczu którego spływała łza. Opatrzono je komentarzem "zobaczyć łzę - bezcenne".

Przyznam zaskoczył mnie ten widok. Nie spodziewałam się zobaczyć tak otwarcie okazywanej słabości.
Po dwóch latach oglądania nacechowanego pychą i arogancją oblicza, patrzyłam na twarz wyrażającą rozgoryczenie i żal spowodowany upadkiem modelu państwa opartego na idee fixe braci Kaczyńskich.

Nie byłam admiratorką premiera, jego partii i jak wielu Polaków pragnęłam zmian, ale obraz ten zrobił na mnie wrażenie. Owładnęło mną współczucie dla człowieka dotkniętego życiowym niepowodzeniem, bólem zawodu.
Poczęłam analizować wydarzenia, zachowania, i już skłaniałam się do zrozumienia (choć nie akceptowania)
przesłanek (ale nie metod) jakimi kierował się premier dążąc do realizacji pomysłu na IV RP, gdy z tych rozmyślań wyrwał mnie głos byłego premiera.

W krótkim wystąpieniu zganił Polaków za nieodpowiedzialne zachowania wyborcze, a zwycięzcom zdążył przypisać knajackie słownictwo, podwórkowe wychowanie, zamiar działań wbrew interesom Polski, itp.
W jednej chwili gniew wyparł współczucie; 21 października Polacy słusznie zdecydowali o pozbawieniu władzy
dotychczasową ekipę. Zarówno wyborcom jak i przeciwnikom politycznym należy się szacunek.

Niedopuszczalne jest uwłaczanie godności obywateli, zwłaszcza nie godzi się tak zachowywać elitom.
Premier i jego partyjni koledzy nie zdołali wyciągnąć właściwych wniosków z porażki. Nadal posługują się insynuacjami, pomówieniami, a nawet zawoalowanymi groźbami. Wojując ze wszystkimi, działają irracjonalnie, wbrew własnemu interesowi, bo przecież deklarują chęć powrotu w następnej kadencji.

I kto to zrozumie?