Sophie (Amanda Seyfried) niedługo wychodzi za mąż. Do szczęścia brakuje jej jedynie informacji, kto jest jej ojcem. Donna (niezrównana Meryl Streep) na ten temat milczy jak zaklęta. Dziewczyna znajduje przypadkiem pamiętnik matki z lat młodzieńczych i odkrywa, że ma trzech potencjalnych ojców. Postanawia zaprosić ich na swój ślub, licząc na to, że od razu rozpozna właściwego. Kiedy trzej mężczyźni (Colin Firth, Pierce Brosnan i Stellan Skarsgard) zjawiają się na wyspie, okazuje się, że wyzwanie, jakie podjęła Sophie, jest dużo trudniejsze niż sądziła.
Fabuła wydaje się prościutka i taka też jest. Bohaterów „Mamma Mia” przepełnia nieustająca radość i wielki optymizm. Historia opowiedziana w filmie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Z drugiej strony, czy od musicalu oczekujemy realizmu życiowego i poruszania prawdziwych dylematów? Filmowi można wybaczyć nadmierne przesłodzenie i bajkową scenerię, zwłaszcza że magnesem przyciągającym do kin są przecież nieśmiertelne piosenki Abby.
Hity szwedzkiego zespołu to niewątpliwie wielki atut obrazu Phyllidy Lloyd. Przy „Mamma Mia”, „Super Trouper” czy „Dancing Queen” nogi same podrygują w miejscu. Gdyby jeszcze obsada aktorska miała taki talent jak wykonawcy Abby… Nie mogę nic zarzucić Streep czy Seyfried, którym śpiewanie przychodzi z łatwością. Brosnanowi nie pomogły nawet lekcje śpiewu, na które ponoć uczęszczał przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Rozczarowały mnie także układy taneczne skomponowane do piosenek. Zresztą odtwórcy głównych ról męskich średnio poruszają się do muzyki.
„Mamma Mia” to ciepły obraz odpowiedni na lato, którego za oknem nie widać. Napawa optymizmem i wprawia w pozytywny nastrój. Jednak na co dzień proponowałabym filmy o głębszej treści.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?