Nic takiego się jednak nie stało i syndrom drugiego meczu nie zaistniał.
Nasi reprezentanci, podobnie jak w czasie spotkania z Chorwatami, rozpoczęli od błędów w defensywie i obrony w kole, którą skutecznie podczas rzutu karnego wykorzystał Lars Christiansen. Wyraźny brak koncentracji w obu ekipach na początku spotkania skutkował wieloma stratami.
Po 15 minutach chaotycznej gry na tablicy świetlnej widniała informacja o skromnym prowadzeniu Duńczyków 4:3. Dwie dwuminutowe kary dla naszych rywali nie pomogły nam podrobić strat i po 20 minutach Polacy nadal przegrywali jedną bramką 7:6. Dopiero na 8 minut przed końcem pierwszej połowy, znakomita obrona Sławka Szmala pozwoliła najpierw doprowadzić do remisu, a chwilę później po trafieniu Christiansena w słupek i fantastycznym ataku Krzysztofa Lijewskiego wyprowadzić biało-czerwonych na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie.
Od tego momentu mecz nabrał barw godnych rywalizacji o brązowy medal mistrzostw świata. Na atomowe wręcz ataki Mikkela Hansena świetnie odpowiadali Jaszka i Lijewski. Na niespełna trzy minuty przed końcem nasze orły powiększyły przewagę do dwóch bramek. Do przerwy Polacy dołożyli jeszcze jedno trafienie i do szatni schodzili prowadząc 14:11.
Drugą połowę zaczęliśmy od bramki fantastycznie dysponowanego tego dnia Bartłomieja Jaszki, który niestety chwilę później doznał drobnej kontuzji podczas heroicznej wręcz obrony i musiał na kilka minut opuścić plac gry. Naszych reprezentantów na szczęście to nie zdekoncentrowało i skutecznie powiększaliśmy przewagę.
Po 40 minutach meczu prowadziliśmy już sześcioma bramkami 21:15.O czas poprosił szkoleniowiec Duńczyków Ulrik Wilbek, co pomogło mu trochę spowolnić polską lokomotywę i zmniejszyć naszą przewagę do dwóch bramek. Wprowadziło to małą nerwowość u naszego szkoleniowca, tradycyjnie już ukaranego żółtą kartką.
Na dziesięć minut przed końcem spotkania nadal utrzymywaliśmy dwubramkową przewagę 24:22. W pozyskaniu kolejnych pięciu z rzędu oczek nie przeszkodziła nam nawet gra w osłabieniu po karze dla Bartosza Lijewskiego.
W 56 minucie Bogdan Wenta poprosił o czas, by uspokoić trochę nasz optymizm i uniknąć zbytniego rozprężenia. Gdy na dwie minuty przed końcem, grając w osłabieniu, Tomasz Tłuczyński zdobył 30 bramkę dla naszej ekipy chyba nikt już nie miał wątpliwości, że to Polacy wywiozą z Zagrzebia brązowy medal. Tak też się stało i po końcowej syrenie Polacy mogli unieść w górę ręce, poprawiając w ten sposób humory polskim kibicom.
W ten sposób zakończyliśmy udane dla nas mistrzostwa. Oczywiście wielu kibiców liczyło na więcej po niesamowitym spotkaniu z Norwegami, jednakże Polacy po raz drugi z rzędu są wśród najlepszej trójki na świecie. Utrzymanie drużyny na tak wysokim poziomie to niewątpliwy sukces.
Dużą zasługę ma w tym Bogdan Wenta, który potrafił stworzyć fantastyczny zespół. Jego słowa z dramatycznego meczu z Norwegami: "Spokojnie panowie. Do końca jest 15 sekund. To dużo czasu" - z pewnością przejdą do historii.
Obrony Sławka Szmala w meczu z Rosją czy Serbią to lekcje popisowe dla przyszłych bramkarzy. Wykonywanie rzutów karnych przez Tomka Tłuczyńskiego to spokój i opanowanie, którego mógłby pozazdrościć niejeden zawodnik. Zawziętość, umiejętności i walka do końcowego gwizdka zagwarantowały nam na tych mistrzostwach wiele emocji, za które należy powiedzieć naszym szczypiornistom: – Dziękujemy i …czekamy na więcej.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?