Wczoraj pani Mariola, ogromnie przejęta, w Sali Kolumnowej Sejmu RP, odebrała honorowy dyplom. Dziś od rana już jest w pracy. Nie chwali się, nikomu nic nie powiedziała. Mariola Wiejak pracuje w kancelarii prezydenta Miasta Ruda Śląska, jako inspektor odpowiedzialny za kontakty z obywatelami. Miedzy innymi umawia spotkania mieszkańców z "władzą". Kiedyś pracowała jako przedszkolanka, w nieistniejącym już dziś przedszkolu w Rudzie Południowej.
Osoby, które mają z nią kontakt, raczej nie zdają sobie sprawy z jej niepełnosprawności. Bo ona robi wszystko, aby wyglądać zwyczajnie i funkcjonować normalnie. Od niemowlęctwa cierpiała na zwichnięcie stawu biodrowego. Niestety, uraz, czy to wrodzony, czy nabyty przy porodzie, umknął uwadze lekarzy i rodziców. Zdiagnozowano wadę po roku, kiedy już było za późno. Młodsze siostry, dzięki odpowiedniej profilaktyce i opaskom ortopedycznym uniknęły kalectwa i kłopotów.
Mariola zawsze była niezwykle aktywną, można powiedzieć wręcz, że miała niepohamowany pęd do ruchu. Tańczyła w amatorskim, młodzieżowym zespole pieśni i tańca w Hucie Pokój, wędrowała po górach, skakała, grając „w gumy" z koleżankami. – Jednak nie zawsze tak, jak chciałam – wyznaje – jakoś ślamazarnie. Miałam pretensje do świata, że mimo moich ogromnych starań, nie wychodzi mi to tak, jak pragnęłam. Że muszę tańczyć gdzieś w ostatnim rzędzie. Teraz już nie mam żalu!
Z biegiem czasu poruszanie się sprawiało jej coraz większą trudność i ból. Przystawała, opierając się o ścianę, nieraz ukradkiem, w kącie, popłynęły łzy. Przebyła wiele operacji. Wreszcie przyszła pora na radykalne rozstrzygnięcie - wszczepienie sztucznego stawu. Inaczej groził wózek inwalidzki! Na zawsze!
Mariola Wiejak i tak dziękuje losowi, że obszedł się z nią w miarę łagodnie. Nauczyła się funkcjonować „normalnie”, chociaż sporo rzeczy musi się skrupulatnie wystrzegać. Przechodząc przez elektroniczne bramki na lotnisku, musi pokazywać zaświadczenie medyczne, bo wszczepione metalowe mechanizmy stawu „pipają". Nie zrobi zakupów cięższych niż dwa kilogramy, bo nie może dźwigać.
Jej mąż Marek jest informatykiem w hucie. Dwudziestotrzyletni syn Paweł idzie w ślady taty i studiuje informatykę. Mariola dba o siebie, chce szczupło i ładnie wyglądać, dla siebie i dla otocznia. Ubiera się skromnie, elegancko. Nie wystaje jednak przed lustrem i dopiero mocno proszona, godzi się, abym ją sfotografował.
Razem z mężem lubią czytać książki z podtekstem psychologicznym. Mariola uprawia jogę i... taniec hawajski! – To nie tylko taniec, ale sztuka opowiadania o życiu – wyjaśnia swoja pasję. Lubi też muzykę poważną, choć nie smutną. Kiedy pragnie odprężenia i wyciszenia wewnętrznego, słucha „rajskich” kompozycji Hildegardy z Bingen. - Lubię swoją pracę – mówi. – Pomagając ludziom w rozwiązywaniu ich poważnych problemów staję się dojrzalsza.
Mam też rodzinę, wiec mam dla kogo się starać.
Współautor artykułu:
- Barbara Podgórska
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?