Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mark Webber odchodzi z Red Bulla i kończy z Formułą 1!

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Mark Webber
Mark Webber Rich Jones / CC 2.0
Mark Webber po sezonie 2013 opuści na dobre Formułę 1. Australijczyk zdecydował się nie przedłużać umowy z Red Bullem i od przyszłego roku będzie startować w Le Mans dla ekipy Porsche.

Od startu tegorocznej kampanii minęły dopiero trzy miesiące, a już wczoraj poznaliśmy nazwisko pierwszego kierowcy który na pewno nie pojawi się na polach startowych w przyszłym sezonie. Swoją przygodę z królewską kategorią motorsportu postanowił zakończyć Mark Webber. Po ponad dwunastu latach spędzonych w F1 Australijczyk uznał, że już wystarczy.

Rozbrat z Formułą 1 nie oznacza jednak dla Webbera zakończenie przygody ze ściganiem. Nową kartą w wyścigowej karierze Australijczyka będą starty w najwyższej klasie (LMP1) w serii Le Mans dla fabrycznego zespołu Porsche. Dla niemieckiego producenta przyszły sezon będzie przełomowy, bowiem po czternastu latach nieobecności powraca do tej kategorii. A Webber już dziś jest bardzo podekscytowany nowym wyzwaniem. Ostatnie lata dość mocno nadszarpnęły nerwy kierowcy Red Bull Racing. Choć przez kilka lat miał przyjemność ścigać się dla najlepszej ekipy F1 ostatnich trzech lat, nie będzie jej opuszczał ze łzami w oczach.

„Nieźle, jak na kierowcę nr 2”

Rozpoczynające się już jutro GP Wielkiej Brytanii będzie ostatnim, w którym zobaczymy Sympatycznego Kangura. Obiekt znajdujący się na granicy hrabstw Northamptonshire i Buckinghamshire ostatnio jest szczególnym miejscem w karierze Australijczyka. Niecałe 12 miesięcy wcześniej, po zakończeniu wyścigu na torze Silverstone Webber przedłużył o rok kontrakt z Red Bullem. Taka opcja od jakiegoś czasu wydawała się dla Australijczyka najbardziej optymalna z dwóch powodów. Po pierwsze, Webber (po odejściu w zeszłym sezonie Michaela Schumachera) jest już najstarszym kierowcą w stawce (w sierpniu skończy 37 lat), a z reguły zawodnik w dość zaawansowanym, jak na sportowca wieku, rzadko ośmiela się podpisywać długoterminowe umowy. Po drugie, Webber chciał zapewnić sobie pewną ewentualność w postaci zmiany ekipy, bowiem stosunki kierowcy z jego zespołem bowiem z miesiąca na miesiąc były coraz gorsze.

Właśnie pierwszy zgrzyt na linii Webber-Red Bull miał miejsce na Silverstone trzy lata temu. Na to GP Wielkiej Brytanii Red Bull postanowił przywieźć dwa egzemplarze ulepszonej wersji przedniego skrzydła (po jednym dla obu kierowców). Przed kwalifikacjami element przymocowany do bolidu Sebastiana Vettela został uszkodzony, więc zespół postanowił, że wyjmie sprawny element z samochodu Webbera i zamontuje w aucie Vettela. Oba bolidy podczas czasówki nie miały sobie równych i pewnie wywalczyły pierwszy rząd. Sęk w tym, że pole position przypadło w udziale Vettelowi, który o 0,1 sekundy wyprzedził swojego zespołowego partnera.

Webber podczas konferencji prasowej dał upust swoim emocjom, kiedy poproszony o komentarz do tej sytuacji, powiedział: – Myślę, że zespół może być zadowolony z tego rezultatu. Po tych słowach Australijczyk nerwowo rzucił szklankę z wodą na stół. Dzień później Webber miał już więcej powodów do zadowolenia, ponieważ to on stanął na najwyższym stopniu podium. Jednak Webber wyraźnie zaczął dawać sygnały, że zaczyna swojej ekipie nie ufać. Zaraz po przekroczeniu linii mety wyrzucił zespołowi przez radio: – Nieźle, jak na kierowcę numer dwa.

Już wtedy Australijczyk zaczynał poważnie zastanawiać się nad odejściem z Red Bulla. Jednak wizja zdobycia mistrzowskiej korony w absolutnie najszybszym samochodzie w stawce i fakt, iż do końca sezonu 2010 Webber liczył się w walce o triumf w klasyfikacji generalnej zachęciła go do pozostania jeszcze rok w zespole z Milton Keynes.

GP Turcji i początek wojny

Niestety, dla 36-letniego kierowcy rok 2011 nie był najszczęśliwszy. Prym w samochodzie Red Bulla ponownie wiódł Sebastian Vettel, który – na wzór Michaela Schumachera z najlepszych czasów – wygrywał ze wszystkimi jak chciał. Dość powiedzieć, że Webber nie był specjalnie dużym zagrożeniem dla swojego zespołowego kolegi, a i trudno przypuszczać, by Webber mógł walczyć jak równy z równym z Vettelem, nawet będąc w formie z poprzedniego sezonu. Niemiec po prostu jeździł absolutnie w innej lidze – zapewniając sobie mistrzowski tytuł na cztery wyścigi przed końcem. Jednak mocna pozycja mistrza świata tylko podsyciła atmosferę niechęci Marka względem ekipy. Prędzej czy później ten ogień musiał rozpalić się na nowo.

I rozpalił się. Ponownie na Silverstone. Tym razem iskrą stało się polecenie zespołowe, które otrzymał Webber od szefa stajni, Christiana Hornera. – Mark, zachowaj odstęp – usłyszał kierowca, kiedy próbował wyprzedzić Sebastiana Vettela w walce o drugą lokatę. Choć ciężko dziś przewidzieć, czy Webber rzeczywiście byłby w stanie wywalczyć wyższą pozycję kosztem młodszego kolegi to ewentualne zwycięstwo w bezpośredniej walce nad człowiekiem wspieranym przez Red Bula praktycznie od początku swojej kariery mogłoby być dla Webbera motywacyjnym haczykiem. Choć był wściekły, posłusznie zastosował się do tego nakazu.

Red Bull doskonale wiedział jakie mogą być skutki braku ingerencji w walkę obu nieprzepadających za sobą partnerów. Ekipa chciała uniknąć sytuacji z GP Turcji 2010, kiedy pomiędzy walczącymi wściekle zawodnikami doszło do kolizji. To wtedy wielu określiło ten incydent jako początek wojny Vettel-Webber. Kierowcy przedłożyli osobiste ambicje nad dobro zespołu, który liczył każdy punkt do klasyfikacji konstruktorów. W konsekwencji Vettel musiał wycofać się z rywalizacji, a Webber zamiast zwycięstwa, stanął na najniższym stopniu podium. Do dziś kibice F1 mają w pamięci obrazek, na którym najbardziej poszkodowany w całym zajściu Vettel „zakręcił” palcem wokół skroni, wyrażając dezaprobatę dla zachowania kolegi. Australijczyk po wyścigu nie miał sobie nic do zarzucenia. Red Bull tymczasem dwoił się i troił, by w tej niespotykanej wcześniej sytuacji zachować twarz.

Nieposłuszny Vettel

Jednak trudno było Red Bullowi zachować twarz w obliczu kontrowersji z tegorocznego GP Malezji. Zaczęło się niewinnie – dwójka kierowców, na dwóch pierwszych pozycjach pewnie mknie do mety wyścigu. Wydawać by się mogło, że sytuacja przebiega zgodnie z planem – zespół za niedługo sięgnie po dublet, a rywale są daleko z tyłu. Jednak z punktu widzenia zespołu, nie zaszkodzi przypomnieć kierowcy jadącemu z tyłu, żeby kontrolował swoje tempo i nie zbliżał się zbyt blisko partnera. Młody mistrz przez chwilę znalazł się w skórze swojego kolegi – teraz on musiał zastosować się do instrukcji zespołu. Ci, którzy myśleli, że młody mistrz posłusznie zastosuje się tego nakazu, jakże wielkie musiało być ich zdziwienie, kiedy Vettel kompletnie zignorował polecenia zespołu i bezwzględnie zaatakował osłupiałego Webbera.

Zespół, co było dość niecodziennym zjawiskiem, stanął murem za Australijczykiem, a sam szef stajni, Christian Horner, zachowanie Vettela nazwał „głupim”. Marne to było jednak pocieszenie dla Webbera, który w brutalny sposób przekonał się, jak niesubordynacja niesfornego lidera może być tak brzemienna w skutkach. Jeżeli ktoś jeszcze wierzył w to, że Red Bull na równi traktuje obu kierowców, po tym wyścigu głęboko się rozczarował. Mimo że pewnie jeszcze długo przyjdzie nam poczekać na motywy decyzji o zakończeniu współpracy Webbera z Red Bullem, niewykluczone, że właśnie po GP Malezji Australijczyk był już pewien, że z Czerwonym Bykiem na dłużej już się nie zwiąże.

Pożegnanie 36-latka z Formułą 1 to znak, że najbliższe okno transferowe może być bardzo gorące. Perspektywa jazdy w mistrzowskim bolidzie, który przez ostatnie lata zbierał największe laury jest bardzo kusząca. Choć obecnie lista kandydatów do posady kierowcy wyścigowego w Red Bullu jest krótka, możliwe, że pod koniec sezonu austriacka stajnia będzie przebierać w ofertach. Najpoważniejszym kandydatem jest reprezentant Lotusa Kimi Raikkonen, który zaczyna tęsknić za mistrzowskim tytułem. Należy też wspomnieć o duecie kierowców siostrzanej stajni Red Bulla, Torro Rosso – Danielu Ricciardo i Jeanie-Ericu Vergne. Jednak w obliczu mistrzowskich aspiracji austriackiego zespołu trudno przypuszczać, by którykolwiek z tych młodych gniewnych otrzymał życiową szansę. Red Bull mierzy wysoko i zapewne chciałby mieć w swoich szeregach kierowcę z najwyższej półki, a tym mianem nie można określić na razie ani Vergne’a, ani Ricciardo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto