Tytułowy Merlin urodził się z diabła, ale przysiągł służbę dobru na honor Boga i Brytanii. Na jej króla namaścił nieskazitelnego Artura, który ze swoimi Rycerzami Okrągłego Stołu rusza na poszukiwania świętego Graala. W tym miejscu wspólny mianownik z opowieścią kończy się. Na scenę wchodzi farsa.
W drodze po wielkość i zaszczyty ci najdzielniejsi z dzielnych, najgodniejsi z godnych, wpadają w koleiny ludzkich słabości, zdradzają ideały, którym hołdowali, łamią zasady, którym przysięgli służyć. Cielesność, własna pozycja, sława - profanum walczy z sacrum i przechyla szalę na swoją stronę. Jest tu kpina z etyki chrześcijańskiej, odzieranie z fałszywej moralności, ukazanie ludzkiej hipokryzji na tle absurdalnych perypetii. Rozdźwięk między deklarowanym etosem rycerza a praktyką jego stosowania prowadzi władających mieczami na manowce. Problem w tym, że nie chcą oni tego przyjąć do wiadomości, a każdy grzech pociąga za sobą kolejny.
Dynamice spektaklu nie można nic zarzucić. Rycerskie zaśpiewy, komiczne dialogi, patetyczne słowa modlitwy wykrzyczane po łacinie - dzieje się. Każda z postaci ma swoje pięć minut i wpływa nieodwracalnie na losy pozostałych, zwykle w sposób wypaczający. Na szczególną uwagę zasłużyła grająca kochankę Merlina, Vivianę ("sprzedał" jej swoje serce za duszę), Anna Gajewska, świetnie odnajdująca się w każdym fragmencie sztuki. Gra ciszą, gestem, moduluje głos, porusza się tak, jakby przed sobą miała pustą salę.
12 lat obecności na scenie mówi za siebie. Sztuka autorstwa Tadeusza Słobodzianka musiała zdobyć uznanie publiczności i nosi znamiona ponadczasowości. Przez swoją uniwersalność - w końcu każdy z nas wpada w sidła zastawione przez życie - nie ma jednej interpretacji, widz zmuszony jest poszukać czegoś dla siebie w separacji od innych. Narracja prowadzona w trzeciej osobie sugeruje dystans do wydarzeń i odniesienie ich w różnych kontekstach. Dla niektórych będzie obrazoburcza, bo poza wyżej wymienionymi powodami grający mają tendencje do ściągania z siebie ubrań, dla innych spełni usłużną rolę prześmiewczej rozgrywki na weekend. W końcowym rozrachunku brakuje jednak zdecydowanego potępienia zła, nawet jeśli było ono niecelowe i czynione szlachetnymi pobudkami. Usprawiedliwienie każdego ludzkiego zachowania, bo jest ludzkie i powszechne, jest wygodne, ale nieprzekonujące.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?