Nie pierwsza to tego typu żałoba, a zapewne nie ostatnia; doniesienia o fałszowaniu wskazań stężenia gazów kopalnianych, początkowo nieśmiałe, dementowane i komentowane w stylu "górnicy to nie samobójcy" - w miarę upływu czasu staja coraz głośniejsze; wypowiedzi pochodzą od wielu różnych osób, z których co poniektórzy przestają nawet kryć twarze. "Nic się nie zmieniło", "takie zagrywki pod ziemią to norma", "nie ma jak udowodnić oszustwa na czujnikach" - to fragmenty wypowiedzi górników dla TVN24.
To samo źródło podaje dalej: "...prawda ma też drugie oblicze. Górnicy mają osobiste metanomierze, jednak w obawie o utratę pracy lub stanowiska, godzą się na takie warunki." A oto fragmenty innej, jakże dramatycznej wypowiedzi na temat warunków pracy w górnictwie i obawy przed jej utratą: "W górnictwie jest hierarchia, pracownicy boją się "góry", boją się odmówić pracy... praca tam przypomina "rosyjską ruletkę... do lekceważenia zasad bezpieczeństwa, w tym fałszowania wskazań czujników metanu, dochodzi tam nagminnie... wsparciem dla górników nie są w tym zakresie związki zawodowe."
Nie jest moim celem analiza wszystkich wypowiedzi na temat fałszowania pomiarów stężenia metanu, cichych akcji ratowników, którzy wietrzą chodniki, bo padają już one nie tylko z ust szeregowych, anonimowych górników, ale osób na najwyższych szczeblach górniczej władzy. Z jednej tylko strony panuje milczenie; rzec by można, że w narastającym szumie "krzyczy cisza". Cisza ze strony ludzi, którzy w innych okolicznościach najgłośniej, najbardziej radykalnie wrzeszczą w imię "obrony miejsc pracy", a swoimi działaniami potrafią unieruchomić całe kopalnie, stopując pracę kilku tysięcy szeregowych pracowników.
Gdybym była elegancka, napisałabym, że związkowcy z najwyższych szczebli od pierwszej chwili w całej sprawie dyskretnie milczą. Ale nie jestem elegancka i w moim słownictwie ten przypadek ma określenie "knajackie". Wpakowali mordy w kubeł wypasieni działacze - urzędasy na specjalnych prawach, którzy już dawno zapomnieli, co to jest praca w ogóle, a górnika w szczególności. Wszelkie głoszone przez nich hasła o obronie miejsc pracy wydają się być, na tle ujawnianych właśnie okoliczności śmiertelnego żniwa w kopalniach, jałową, stereotypową, nośną propagandowo paplaniną. Warto tu w całości przeczytać wypowiedź prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, który naświetla pewne mało znane opinii publicznej sprawy od strony pracodawcy.
Wszystko to zbiegło się w czasie z ogólnopolską pielgrzymką ludzi pracy, w czasie której można było usłyszeć nomen omen porykiwanie: "To pracownicy polscy byli kowalami suwerenności. Wygrali, ale padli ofiarą liberalnych przemian".
Święte słowa. Z tym wyjątkiem, że ofiarą liberalnych przemian na pewno nie padł ani Kościół, ani związki zawodowe. A wręcz przeciwnie - chyba nigdzie w Europie obie te formacje nie mają się tak dobrze jak w Polsce. Dlatego swoje genialne myśli wódz wszystkich związków wygłasza z ambony. Cytuję: "…ideę solidarności zastępuje się hasłem egoizmu. Obrona każdego miejsca pracy, zwłaszcza w dobie kryzysu, powinna być polską racją stanu."
Tak, Panie Śniadek - powinna, ale nie jest. Bo wasza - związkowa - działalność wzniosła się już na taki poziom celów wyższych, że o detalach w rodzaju "rosyjskiej ruletki" uprawianej w kopalniach nie macie pojęcia. A może nie chcecie mieć? Przecież związkowcy to nie samobójcy!
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?