Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Musisz być po prostu najlepszy - rozmowa z Leszkiem Blanikiem

baranowskiadam@o2.pl
[email protected]
Choć w Polsce gimnastyka nie jest popularnym sportem, to ma swoją ikonę. Jest nią Leszek Blanik, który w 2010 roku pożegna się ze sportowymi arenami. Kibicom w pamięci zapadnie jego wspaniałe 11 miesięcy, w trakcie których wygrał wszystkie najważniejsze imprezy.

Adam Baranowski: Mistrzostwo świata w Stuttgarcie, złoto na ME w Lozannie i wreszcie złoto w Pekinie. Taki gimnastyczny "wielki szlem" i to wszystko w ciągu niespełna roku.
Leszek Blanik: Dokładnie w 11 miesięcy [śmiech]. Cóż mogę powiedzieć, po prostu piękny rok. Przez 23 lata kariery odniosłem wiele sukcesów, z medalami olimpijskimi na czele. Ale rzeczywiście niewielu jest zawodników, którzy w tak krótkim czasie potrafią zdobyć trzy najważniejsze tytuły. Dodam jeszcze, że na dodatek wygrałem niemalże wszystkie imprezy kwalifikacyjne. W mojej dyscyplinie, w której skok trwa zaledwie sekundy, jest to na pewno duże wydarzenie i spełnienie marzeń. Bardzo trudno było w Pekinie, bo kiedy człowiek wygrywa wszystko, to boi się, że w końcu ta passa zostanie przerwana. A na pewno nie chciałem, żeby to się wydarzyło na najważniejszej imprezie.

W Pekinie jednak trochę szczęścia miałeś. Fatalny drugi skok Dragulescu i taka sama ocena jak Thomas Bouhail.
- Muszę tutaj stanowczo zaprotestować [śmiech]. Często słyszę, że ktoś miał szczęście. Na przykład Adam Małysz skacze bardzo daleko, a zawodnikowi po nim skok nie wychodzi i zaczyna się mówienie, że gdyby tamtemu wyszedł skok to Małysz by tego nie miał. To jest bzdura. To jest sport. Tu musisz być po prostu najlepszy. Konkurencja skoku składa się z dwóch prób i w obu musisz pokazać, że zasługujesz na zwycięstwo. Powiem jeszcze, mimo całego szacunku dla Mariana Dragulescu, że on na IO był kompletnie bez formy i w ogóle miał szczęście, że znalazł się w finale.

Wytłumacz może dlaczego mimo takiej samej oceny złoto przypadło Tobie, a nie Francuzowi - Bouhail.
- W naszej dyscyplinie jest ośmiu sędziów. Dwóch ocenia trudność ćwiczenia, a sześciu wykonanie techniczne - czystość i błędy. W momencie, gdy ta szóstka nas ocenia i nota jest taka sama, to bierze się pod uwagę najwyższą notę cząstkową jednego z sędziów.

Mimo złota olimpijskiego w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" zająłeś drugie miejsce, a przegrałeś z Robertem Kubicą. Nie byłeś poirytowany?
- Nie, raczej nie [śmiech]. Być może trochę żal, że mimo tylu sukcesów przegrałem, ja nic więcej osiągnąć nie mogłem. To są głosy kibiców, a chyba wygrał jednak ten najpopularniejszy, a nie najlepszy. Wpływ na to miała zmieniona formuła i głosowanie przez sms-y. Drugie miejsce jednak nie jest złe, a na dodatek wygrałem ze wszystkimi kolegami z reprezentacji olimpijskiej. Trzeba po prostu uszanować wolę kibiców.

Jak zainteresowałeś się gimnastyką? W Polsce chyba brakuje jednak tradycji gimnastycznych. Licząc Twoje medale, to w sumie mamy na IO wywalczone 4.
- Tak, medali nie jest za dużo, a ja zdobyłem połowę [śmiech]. Natomiast do roku 80. gimnastyka była dyscypliną, która miała w Polsce mocną pozycję. Drużyna gimnastyków na IO zajmowała 4.-5. miejsce drużynowo. W latach 70. w Polsce istniała liga gimnastyczna. Zawodnicy tacy jak Andrzej Szajna, bracia Kubicowie zdobywali medale ME i MŚ, brakowało szczęścia jeśli chodzi o IO. Do roku 80. gimnastyka była na bardzo dobrym poziomie. Później nastąpił pełen krach, w 1984 rozwiązano kadrę narodową i w zasadzie rozgrywano jedynie mistrzostwa Polski. W 1996 r. otworzono ośrodek przygotowań olimpijskich w Gdańsku, sprowadzono trenera Andreia Levita i tak rozpoczęła się praca z ośmioma wybranymi zawodnikami z Polski. Po półtora roku pracy zdobyłem pierwszy od ponad 20 lat medal ME, srebro w Sankt Petersburgu. I tak karta gimnastyczna zaczęła się odwracać.
Jak trafiłeś do tej dyscypliny?
- To był zupełny przypadek. W domu, oglądając IO przypatrywałem się naszym zawodnikom - judokom i zapaśnikom. Oni po startach wykonywali salto. Oglądałem również gimnastykę, która dość obszernie była pokazywana w telewizji. Tak więc podpatrując olimpijczyków nauczyłem się w domu salta w przód. Pewnego dnia pokazałem tacie, a następnego dnia byłem już w klubie [śmiech].

Który medal ma dla Ciebie największe znaczenie?
- Nie mogę tutaj mówić tylko o jednym. Są cztery szczególne. Takie, które niosą przełomy w mojej karierze. Pierwszy to na pewno z Sydney, który pozwolił mi wejść na szczyty polskiego sportu. Drugi to z roku 2005, kiedy nie wystąpiłem w IO w Atenach, a zdobyłem srebro w Melbourne na MŚ i udowodniłem, że wciąż się liczę. Trzeci to złoto ze Stuttgartu, które obok tytułu MŚ dało mi przepustkę olimpijską, no i oczywiście złoto z Pekinu, które było pięknym ukoronowaniem kariery.

Wróćmy do krążka ze Stuttgartu. Tylko złoto dawało Ci kwalifikację olimpijską. Byś mógł nawet jako wicemistrz świata oglądać IO w telewizji. To nie jest sprawiedliwe.
- Dziwne jest to, że dziennikarze pisząc o mnie, czy o Tomaszu Majewskim mówią, że konkurencja jest nieduża. Śmieszy mnie to, bo podczas MŚ w gimnastyce startuje 350 zawodników, a w samym skoku 150, którzy chcą awansować do czołowej ósemki. Ten system jest bardzo trudny. Tylko 12 najlepszych drużyn na świecie daje kwalifikacje sześciu zawodnikom. Prym w naszej dyscyplinie wiodą byłe kraje związku radzieckiego i azjatyckie, więc bardzo ciężko im zagrozić. Reszta zawodników po prostu musi sobie radzić sama. Albo poprzez pełny wielobój, gdzie startuje ponad 200 osób, a tylko siedem jedzie na IO. Albo poprzez złoty medal mistrzostw świata w danej konkurencji.

Więc nadal tylko złoto MŚ daje kwalifikacje do IO?
- Obecnie już nie. Do Londynu pojadą wszyscy medaliści mistrzostw świata.
Zabolało Cię, że do Aten nie pojechałeś? Oceniłbyś to jako swoją największą porażkę.
- Na pewno był to cios, myślałem o zakończeniu kariery. Ale to tak nie zabolało, bo można przegrać po walce. Byłem trzecim rezerwowym, czyli tym dziesiątym zawodnikiem. Więc przygotowywałem się, bo w gimnastyce są do rozdania trzy dzikie karty i czwarta z ramienia federacji gimnastycznej. Sam brak kwalifikacji nie był najgorszy, bo taki jest sport. Natomiast pracowałem nad tym, żeby otrzymać jedną z dzikich kart. Na cztery PŚ trzy wygrałem i raz byłem drugi. Bardziej zabolało to, że nie otrzymałem tej dzikiej karty mimo iż byłem najlepszym zawodnikiem na listach światowych. Dostał ją np. zawodnik z Tunezji, który był szósty w kolejności.

Brak dzikiej karty można rozpatrywać w kategorii układów?
- Ciężko tak o tym mówić. Po prostu międzynarodowa federacja gimnastyczna stwierdziła, że dla rozwoju gimnastyki w Tunezji będzie lepiej jak ten zawodnik pojedzie.

Dla rozwoju polskiej gimnastyki jednak Twoja kwalifikacja byłaby również znacząca.
- Dokładnie. Trochę to dziwne. Bo popularyzuje się ten sport w krajach arabskich, czy afrykańskich, a zapomina się o krajach z tradycjami, które teraz naprawdę kiepsko sobie radzą i gimnastyka tam "umiera". Z jednej strony pchamy i chcemy ją popularyzować w jednych regionach, a z drugiej zapominamy o innych.

Jak wygląda obecnie sytuacja w polskiej gimnastyce?
- Kiedy mówimy o tej 20-letniej dziurze, aż do moich sukcesów, to w zasadzie innych zawodników nie było. Jeden finał Czesława Słodkowskiego w St. Petersburgu [zajął 8. miejsce - przyp. aut.]. Więc nie wygląda to najlepiej. Teraz, moi następcy, młodsi koledzy z kadry olimpijskiej w 2008 roku oprócz kilku medali i miejsc finałowych PŚ wywalczyli dwa 4. miejsca podczas ME i 8. miejsce podczas MŚ. Skok jest ogromny. To nie są jeszcze jakieś powalające rezultaty, ale są już zawodnicy, którzy mogą odnosić sukcesy. Na dodatek jest kilku fajnych zawodników w wieku 13-14 lat, które trzeba zatrzymać przy tym sporcie. Trzeba ich zainteresować tym sportem i rozpisać im program treningowy na kilka lat. Ja właśnie niedawno złożyłem taki projekt, który ma zatrzymać ich na kilka lat przy tej dyscyplinie, ale o tym byśmy mogli długo rozmawiać.
Wkrótce oficjalna gala, która oficjalnie zakończy Twoją karierę.
- Tak. Dokładnie 29 maja. Na AWFiS odbędzie się moje pożegnanie. To będzie bardzo fajna impreza, zjedzie się kilku zawodników i będziemy się dobrze bawić.

Przede wszystkim dobra zabawa?
- Tak. To ma być bardziej show artystyczne. Obecnie rozmawiam z Marianem Dragulescu i wyraził wstępne zainteresowanie. Ale wiadomo, jeszcze sporo czasu pozostało i różnie to się może potoczyć.

Już wkrótce ZIO. Dla Ciebie ta impreza ma jakieś znaczenie?
- Oczywiście, już czekam. Przede wszystkim na występy naszych zawodników i turniej hokeja [śmiech].

Gwiazdą naszej kadry jest Justyna Kowalczyk, ale liczymy również na Adama Małysza i Tomka Sikorę.
- Przede wszystkim, ale zastanawiam się, czy nie znajdzie się ktoś o kim się nie mówi. Igrzyska namionują takie osoby. Bardzo duże obciążenie jest na Justynie, ale ona ma wszelkie predyspozycje, aby wrócić z Vancouver nie z jednym medalem, ale może z kilkoma. Ciekaw jestem, czy będzie w stanie utrzymać formę. Jak widać Małysz wraca do dobrej dyspozycji i będzie groźny, szczególnie na tej mniejszej skoczni. Liczę również na Tomka Sikorę. Stary wyga, mój kolega z moich regionów, liczę na to, że dołączy do mnie i zdobędzie swój drugi medal IO.

Leszek Blanik podzielił się również swoimi spostrzeżeniami na temat żużla, które zostały opublikowane w dzienniku SPEEDWAY INFO w dwóch częściach. Odnośniki poniżej:
Ja byłem Zenonem Plechem...
Jestem za powiększeniem Ekstraligi do 10 zespołów

Leszek Blanik - jedyny zdobywca złotego medalu olimpijskiego z Polski w gimnastyce. W ciągu kilkunastu lat kariery zdobył 8 złotych medali mistrzostw Polski w wieloboju, 3 medale mistrzostw Europy (złoty, srebrny i brązowy), 3 medale mistrzostw świata (złoty i 2 srebrne) i 2 medale olimpijskie (złoty i brązowy). Pierwszy Polak, którego nazwisko nosi element gimnastyczny. Przed rokiem zakończył karierę, a w tym roku odbędzie się z tej okazji uroczysta gala. Prywatnie wielki kibic żużla.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto