Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na skraju kontynentu z Andrzejem Stasiukiem

Redakcja
Okładkę książki zaprojektowała Agnieszka Pasierska.
Okładkę książki zaprojektowała Agnieszka Pasierska.
"Dziennik pisany później" to, moim zdaniem, szczególna książka w dorobku jednego z najciekawszych polskich pisarzy współczesnych - Andrzeja Stasiuka. I to nie tylko dlatego, że nawet bez zbytniego pośpiechu można ją przeczytać w jeden dzień.

Najnowszy utwór autora "Murów Hebronu" ma zaledwie 165 stron, z których 32 zajmują zdjęcia autorstwa Dariusza Pawelca, operatora i realizatora telewizyjnego związanego z TVP w Krakowie. Wszystkie są portretami mieszkańców krajów, które opisuje Andrzej Stasiuk. Chociaż użycie słowa "opisuje" w odniesieniu do "Dziennika pisanego później" jest raczej nadużyciem.

Żadną bowiem miarą nie można książki Stasiuka traktować jako przewodnika po Bałkanach. Są to raczej migawkowe refleksje autora z jego pobytów w Albanii, Bośni, Serbii, Czarnogórze, Chorwacji i Macedonii. Pobytów wielokrotnych, odbytych w latach 2005 - 2010. Jak przyznaje sam autor, to właśnie między Belgradem a Tiraną czuje się najlepiej, a jego niekompletna wiedza o tych krajach powoduje, że wszystko, czego tam doświadcza wydaje mu się pociągające.

Stasiuk jest niezwykłym obserwatorem i rejestratorem bałkańskiej rzeczywistości. Nie tylko opisuje powojenną sytuację w odwiedzanych krajach (w 10 lat po zakończeniu działań zbrojnych, gdy o niedawnej przeszłości świadczą napisy typu "Uwaga, miny", "Dom na sprzedaż" czy "Nema Srbije"), ale nade wszystko rejestruje przejawy próby powrotu mieszkańców Bałkanów do normalności i dorównania pod względem zwyczajów, mody, rozrywki obywatelom innych krajów europejskich. Stąd ich nieodłączne lustrzanki (okulary słoneczne), telefony komórkowe z dźwiękiem kałasznikowa jako sygnałem połączenia, mocne samochody (sprowadzane najczęściej z Niemiec lub innych państw, do których masowo udają się na emigrację zarobkową), którymi urządzają uliczne wyścigi, znane choćby z polskiej rzeczywistości.

Ale jednocześnie silne jest przywiązanie do miejscowej tradycji, wyrażające się na co dzień, jak zauważa Stasiuk, lenistwem, wysiadywaniem, brakiem pośpiechu, paleniem papierosów i gadaniem, zaś w sferze obyczajowej - odwieczną "służebną" rolą kobiet wobec mężczyzn. Taka Albania, na przykład, gdzie mężczyźni bez skrępowania okazują sobie uczucia w miejscach publicznych (kryjąc głęboko te skierowane do kobiet), to typowe państwo facetów, co powoduje też wszechobecny tu "syf". Stasiuk nie ocenia, nie krytykuje widzianej rzeczywistości z punktu widzenia "prawdziwego" Europejczyka. Z wyrozumiałością podchodzi nawet do hotelowych standardów w Czarnogórze, gdzie żądanie papieru toaletowego i ręczników uważane jest przez hotelarzy za fanaberię.

W "Dzienniku pisanym później" najbardziej interesujące, moim zdaniem, są właśnie te fragmenty codzienności, na które nie zwracamy uwagi podczas turystycznego wypadu do któregoś z krajów bałkańskich, ot choćby sąsiadowanie ze sobą w kioskach Koranu i "Cosmopolitana" czy napis na drzwiach urzędu pocztowego w Bośni, zakazujący wstępu doń z bronią. W niechronologicznych zapiskach pisarza, w których obok siebie występują takie sformułowania, jak: "Siedem miesięcy (rok) wcześniej...", "Dwa dni później ...", "To był ten dzień, gdy przyjechaliśmy..." (wszak to nie jest dziennik prowadzony na bieżąco) mamy też nawiązania do skomplikowanej historii, także tej najdawniejszej, narodów i krajów Półwyspu Bałkańskiego, ale sądzę, że także dla Andrzeja Stasiuka nie były one najistotniejsze w tej książce.

Śmiem bowiem sądzić, że szczególnie ważna jest w "Dzienniku pisanym później" jego trzecia część poświęcona Polsce. Wyznam, iż już dawno nie czytałem tak dogłębnej analizy sytuacji społeczno - obyczajowej w naszym kraju. I do bólu prawdziwej. W sporym uproszczeniu można by ją sprowadzić do słów: "postmodernizm i nekrofagia". "Mój kraj - pisze Andrzej Stasiuk - przywykły do łomotu, do dziejowego wpierdolu (...) jak kania dżdżu wygląda masakry, czuwania, opłakiwania i funeberiów". Jest też o przekonaniu Polaków, iż to my jesteśmy narodem wybranym, o przeszłości znaczonej Sybirem, Hitlerem i komuną i uwielbieniem dla Królowej Polski - Żydówki, kontrowersyjnie (by nie rzec: obrazoburczo) określonej przez pisarza jako "kobieta odarta z kobiecości" i "święta Lolita". Na szczęście mieliśmy też Jana Pawła II, którego zdaniem Stasiuka "Bóg zesłał (...) Polakom na pociechę. Żeby byli dumni".

Jak przystało na dziennik, nawet tak nietypowy jak ten Andrzeja Stasiuka, sporo dowiadujemy się z niego o samym autorze. Choćby tego, że przez całe dzieciństwo marzył o tym, by wziąć udział w jakiejś wojnie, a jednocześnie odczuwa strach, gdy przejeżdża przez Bośnię objętą niedawno zmaganiami wojennymi.

Andrzej Stasiuk, Dziennik pisany później
z fotografiami Dariusza Pawelca
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2010

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto