Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najcenniejsze relikwie. O garści listów z Ostaszkowa

Grażyna Wosińska
Grażyna Wosińska
Pamiątkowe zdjęcie rodziny Kuszpitów wykonane przed wojną. Z prawej strony stoi Julian Kuszpit, policjant, którego Sowieci zastrzelili w podziemiach siedziby NKWD w Kalininie (dziś Twer) w 1940 roku. Pochowany jest w Miednoje (fot. reprodukc
Pamiątkowe zdjęcie rodziny Kuszpitów wykonane przed wojną. Z prawej strony stoi Julian Kuszpit, policjant, którego Sowieci zastrzelili w podziemiach siedziby NKWD w Kalininie (dziś Twer) w 1940 roku. Pochowany jest w Miednoje (fot. reprodukc Grażyna Wosińska
Marta Salabura z Elbląga za swój najcenniejszy skarb uważa listy ojca z obozu w Ostaszkowie. Ostatni nadszedł 27 stycznia 1940 roku. Przez pół wieku nie wiedziała, co stało się z jej ojcem.

Marta Salabura, choć ma 85 lat, dokładnie pamięta każdy szczegół ostatniego spotkania z ojcem. - Było to 4 września, podczas oficjalnego pożegnania w koszarach w Rawie Ruskiej - wspomina. - Żołnierze byli bardzo smutni. Tatuś nie mógł się pożegnać ze mną i mamą. Po rozkazie wymarszu zdołał tylko raz czy dwa razy odwrócić się. Miałam 13 lat, ale byłam pewna, że skończył się pewien etap w moim życiu. Stało się coś nieodwołalnego. Po 17 września 1939 roku kolega tatusia przekazał wiadomość, że dostał się on do niewoli sowieckiej. Jak się później okazało, był to obóz jeniecki w Ostaszkowie.

Czytaj też: Rosja. Katyń uznany za zbrodnię stalinowską

Adresat nieznany

Gdy na rozkaz Stalina mordowano polskich oficerów z Ostaszkowa, także i ojca pani Marty, starszego posterunkowego Juliana Kuszpita, ich rodziny Sowieci wywozili w głąb Rosji, m.in. do Kazachstanu. Data wywózki to 13 kwietnia 1940 roku. - Tam nie tylko dręczyły mamę i mnie głód oraz fatalne warunki życia, ale i niepokój o ojca – opowiada pani Marta. - Gdy tylko było to możliwe, już nie z Rawy Ruskiej, a z Kazachstanu wysyłałyśmy listy na adres Ostaszków, skrytka pocztowa 37. - Numer skrytki pocztowej pamiętam w każdej chwili, nie muszę sięgać do dokumentów - przyznaje Marta Salabura, i wyjaśnia: - Ta liczba 37 była dla nas miejscem pobytu ojca i nadzieją na kontakt z nim. Pani Marta dodaje: - Trzy razy otrzymałyśmy odpowiedź, że „takowego niet”, „adresat wybył”, „adresat nieznany”, mimo wszystko jednak wierzyłyśmy z mamusią, że spotkamy się wszyscy po wojnie.

Czytaj też: Miedwiediew o KL Auschwitz. Dlaczego nie o Katyniu?

Najcenniejszą pamiątką po ojcu są dla Marty Salabury listy z Ostaszkowa. - Tatuś zdążył przed śmiercią wysłać ich kilka - mówi. - Do dziś je przechowuję jak najcenniejszą relikwię. Treść listów już nie tak łatwo odczytać. Czas robi swoje - dodaje.

Piąta edycja konkursu Dziennikarz Obywatelski 2010 Roku trwa! Dołącz, wygraj 10 tysięcy

Skoro żyje, to wróci

Pierwsza kartka przyszła przed świętami Bożego Narodzenia.
- Pamiętam, jak mamusia spieszyła się, by tatuś przed wigilią otrzymał list i paczkę - wspomina pani Marta. - Na kartce adres zwrotny pisany po rosyjsku: Ostaszków obwód Kaliniński, skrytka pocztowa 37. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że nazwa tej miejscowości będzie symbolem męczeństwa - zaznacza Marta Salabura, i dodaje: Wtedy była symbolem nadziei, że skoro tatuś żyje, to wróci do nas. W listach ojca przewijała się troska o najbliższych. Wiedział, co znaczy wojna, walczył przeciw bolszewikom w 1920 roku. Widział nie tylko śmierć kolegów, ale i cierpienia ludności cywilnej. Pytał, z czego żyje rodzina. Doradzał sprzedaż swoich rzeczy, a nawet niedawno uszytego munduru galowego, z którego był tak dumny. - A jeśli ktoś Ci pomoże, Bóg mu zapłać - pisał do żony Julian Kuszpit, ojciec pani Marty. Przed wrześniem 1939 roku był policjantem w stopniu starszego posterunkowego. Na wojnę wyruszył z Rawy Ruskiej na wschód.

Czytaj też: Katyń: Zostaną po nas tylko guziki

Perfidia Stalina

U góry ostatniego listu z Ostaszkowa widnieje data 27 stycznia 1940 roku. - Potem korespondencja się urwała. Żadnego listu, żadnej wiadomości, że ojciec żyje – wspomina pani Marta. - Po powrocie z zsyłki w Kazachstanie moja mama znów wysyłała listy do wszystkich możliwych instytucji polskich i sowieckich. 5 listopada 1947 roku pisała do Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Moskwie. Odpowiedź przyszła w czerwcu 1948 roku. „W wykazie osób zamordowanych przez oprawców hitlerowskich w Katyniu figuruje nazwisko Kuszpit /bez imienia plut. P.P./”. Zaproponowali nam szukanie przez PCK w Warszawie i Moskwie lub przez Czerwony Półksiężyc w Moskwie, bo są to jedyne instytucje do szukania zaginionych podczas wojny. Tę odpowiedź Maria Salabura nazywa szczytem perfidii. - Zabili z rozkazu Stalina z dnia 5 marca 1940 roku, osiem lat później każą nam szukać przez PCK – komentuje. - To jawne naigrawanie się z sierot i wdów - dodaje z żalem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto