Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najważniejsze - toaleta. Zwłaszcza w Kujbyszewie

Roman Woźniak
Roman Woźniak
Autor w Mińsku Białoruskim
Autor w Mińsku Białoruskim Woźniak Roman
Jak wejść i jak wyjść z toalety? W podróży bywa różnie... Poczytajcie, zwłaszcza, że opowieść dotyczy dalekiego Kujbyszewa.

Kujbyszew był w planie lotu jako lotnisko zapasowe i to nawet jako drugie zapasowe. Jednak pogoda tak nas przycisnęła, iż tylko tam mogliśmy lądować w znośnych warunkach. Pojawienie się polskiej załogi na lotnisku poruszyło wiele miejscowych służb. Mieliśmy prognozę pogody tuż po wylądowaniu na dwa dni na przód. Wynikało z niej, że jutro rano to na pewno nie polecimy a najwcześniej to pojutrze będzie pogoda do startu.

Za nami siadały inne załogi Aerofłotu, zmuszone złą pogodą, która objęła Rosję aż po Ural. Zapewniono nam na lotnisku hotel i restaurację dla załóg Aerofłotu. W trakcie kolacji kelnerka cicho zapodała nam, iż mają „Sowieckoje Szampanskoje oczeń wkusnoje” ( ros. Bardzo smaczne). Nigdzie jednak na stołach u rosyjskich załóg nie widzieliśmy butelek z szampanem. Odpowiedź była prosta. Ta informacja była tylko dla nas - dla polskiej załogi. Zamówiliśmy ten rarytas, rzadko osiągany w tamtejszych sklepach. Nie podawaliśmy ile butelek chcemy, a kelnerka przyniosła po jednej butelce na osobę, zapakowane w szarą torbę.

Zapłaciliśmy za kolację wraz z zakupionymi szampanami i udaliśmy się do hotelu. Na dworze szalała już burza śnieżna. Postaliśmy mimo wiatru chwilę na dworze, by odczuć i obejrzeć to zjawisko. Padający śnieg, goniony wiatrem opadał, to znów podrywał się z ziemi i znów leciał ku górze, wciskając się w każdą szczelinę. Widzialność wynosiła dwadzieścia do trzydziestu metrów. Decyzja o lądowaniu była jak najbardziej poprawna.

Otrzymaliśmy czteroosobowy pokój na pierwszym piętrze. Wychodzili z niego poprzedni lokatorzy. Obsługa słała nam łóżka. W hotelu nie było już wolnych miejsc. Ci, którzy opuścili pokój, pobierali z recepcji składane łóżka. Obcokrajowiec płacił ponad dziesięć razy tyle co krajowiec, ale musiał mieć pokój. Podstawowe wyposażenie pokoju stanowiły stare, drewniane łóżka, pokryte wypłowiałymi narzutami z trzema coraz to mniejszymi białymi, mocno wykrochmalonymi poduchami. Okrągły stół z serwetą. Na stole tym było wiele śladów noży po krojeniu chleba. Cztery krzesła, szafa i dywaniki przy łóżkach. Te małe dywaniki były bardzo zniszczone, wytarte na większości powierzchni, poplamione. Stwierdziliśmy, iż pochodzą z czasów Rosji carskiej, czyli mają po przeszło pięćdziesiąt lat. Oświetlenie stanowił jeden żyrandol powieszony nad stołem. Rosyjskim zwyczajem drzwi z gałką bez klamek, jednak już z zamkiem Yeti, co pozwalało zamknąć się od środka. Pokój był bez łazienki, toalety czy chociażby umywalki.

W pokoju rozłożyliśmy się na dwie noce, wyjmując z walizek potrzebne rzeczy. Zmuszeni sytuacją otworzyliśmy szampana, pobierając od obsługi szklanki z herbatą, gdyż pustych nie można nam było wypożyczyć. Chcieliśmy zapłacić za herbatę nie biorąc jej, ale to była niezrozumiała dla dyżurnej transakcja.

"Haroszij czaj" ( dobrą herbatę) wylaliśmy za okno i już ostudzony za oknem szampan mogliśmy lać do szklanek. Przy szampanie czas szybko minął i położyliśmy się spać. Zasnęliśmy szybko. Sen lekki, kolorowy po zapoznaniu się z tą zamkniętą dla zachodniego człowieka Rosji. Dużo płynu spowodowało, iż w nocy musiałem wstać do toalety mieszczącej się na korytarzu. Korytarz zastawiony był rzędami łóżek, na których spali podróżni, którym podróż przerwała burza śnieżna. Bagaże i buty mieli pod poduszką. Czy to walizki czy plecaki - wszystko pod poduszkami. Łóżko przy łóżku, pozostawiając środkiem małe wąskie przejście, spali ci, których zaskoczyła pogoda. Spali pilnując swych bagaży. Korytarz oświetlony jedynie słabym światełkiem przy dyżurnej.

W tej prawie ciemności dotarłem do drzwi toalety. Otworzyłem, ale w środku było ciemno. Na korytarzu nie było włącznika prądu. Macając, starałem się znaleźć włącznik prądu wewnątrz toalety. W końcu go znalazłem, ale nie zapalał żarówki, która jeszcze wieczorem tam była. Oczy przywykły mi do ciemności. Zrobiłem krok do przodu widząc zarys kabin, ale noga stanęła w wodzie. Dobrze, że włożyłem buty. Cofnąłem się do drzwi. Tam było sucho. W toalecie unosił się zapach moczu. Znając tamtejsze realia, wychodząc z pokoju na pidżamę włożyłem spodnie i marynarkę. Sięgnąłem do kieszeni po zapalniczkę. W jej płomieniu zobaczyłem całą zalaną podłogę. Wilka kałuża, w której stały kabiny. Pod sufitem oprawka po żarówce. Stałem na suchym brzegu, każdy metr dalej było głębiej. Szukanie drugiej toalety mogło oznaczać znalezienie czegoś gorszego. Poziom płynu w toalecie był wyższy niż moje zelówki. Pamiętając co jest na dworze - buty musiałem mieć suche. Dlatego zdecydowałem się i nasikałem w tę kałużę tak jak robili to inni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto