Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niby inaczej, a jednak jakoś podobnie...

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
W miasteczku niewielkim, gdzie każda ulica prowadziła w pola, centralnym ośrodkiem życia towarzyskiego na co dzień był magiel, a za forum służył plac targowy, żyły były dwie mieszczki. Szewcowa i kowalicha.

Jedna mieszkała w narożnym domku, do którego dachu można było ręką z podskoku dostać, druga - przy placu targowym w domu o niebo lepszym, aczkolwiek również parterowym.
Jedna była żoną szewca - pijanicy; druga, kowalicha - żoną szanowanego w mieście i okolicy kowala.

Szewcowa, aby z szewcowania był niejaki pożytek pilnowała roboty w warsztacie, od czasu do czasu waląc młotkiem w łatane zelówki i dotrzymując towarzystwa przy butelczynie mężowi. Kowalicha - jak na żonę znanego fachowca przystało, głowę wyżej nosiła, a od czasu ślubu słowa do swego ślubnego nie przemówiła. Nikt nie wiedział dlaczego baba się zacięła i do męża będącego na wyciągniecie ręki posyłała syna z wiadomością:
- powiedz kowalowi, że obiad gotowy, albo:
- idź do kowala żeby dał pieniędzy.

Małżenstwo konsumowane było jak najbardziej, o czym wiedziały kumoszki a i ksiądz - negocjator, który gardło zdzierał by sytuację do normalności przywrócić. Ale baba poszła w zaparte i całe miasto wiedziało, że kowalowie od lat ze sobą nie rozmawiają, chyba że przez pośrednika.

Obie kobiety - szewcowa i kowalicha, skłócone ze sobą od zawsze i nie wiadomo o co, od czasu do czasu dawały publicznie upust wzajemnej animozji, szczególnie w trakcie zakupów na placu targowym. Pyskówki, wydzieranie kłaków i wodzenie za łby powtarzało się regularnie ku uciesze bywalców placu targowego i sąsiadów. Pewnego dnia kłótnia między obydwoma przybrała takie rozmiary, że się w końcu z braku argumentów musiały na siebie wypiąć.

Kowalicha zadzierając kieckę wypięła tyłek na szewcową, szewcowa - zadzierając kieckę wypięła tyłek na kowalichę. Jak nakazywała tradycja - tyłki były gołe. Istotą tak prowadzonego sporu było przetrzymanie przeciwniczki. Aby wyjść zwycięsko, należało przeczekać aż ta druga, zmęczona lub zawstydzona skapituluje i zadek kiecką przykryje. Trwało prawie godzinę, zanim dotarło do kowala, że opodal kuźni coś się na środku placu dzieje. Zbliżało się południe i w oczekiwaniu na obiad wyszedł popatrzeć, z czego też się ludziska śmieją przygadując soczyście. No i zobaczył.

Przyzwyczajony do wiecznych kłopotów z niesforną babą, najpierw ryknął śmiechem, po czym wrzasnął
- "a do garów cholero jedna " wymierzając w bielejący zadek... klapsa. Sękatym, twardym, kowalskim łapskiem.
Kowalicha z wrzaskiem pognała do domu, szewcowa oddaliła się godnie, odgryzając się i prześmiewcom, i kibicom. I jakoś tak od tej pory obie kobiety przycichły nieco, omijając się na wszelki wypadek z daleka.

Dlaczego mi się to wszystko przypomniało? Nie wiem. Ale w miarę opowiadania odnoszę wrażenie, jakby teraz na całkiem innym planie, całkiem inni ludzie prowadzili spór w podobny sposób. Obnażając swoje charaktery, chciejstwo i zapiekłe nienawiści. Obnażając bez żenady swoje poczynania, pyskując, pokrzykując i...nie rozmawiając ze sobą.

A my? Patrzymy, kiwamy głowami, wyśmiewamy lub kibicujemy jednej lub drugiej stronie po czym idziemy dalej załatwiać swoje własne sprawy. Póki co, nie widać kowala z ciężką łapą, ale...?

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto