- Nie czuję się dziennikarzem - przyznał na Mariusz Szczygieł. Powodów jest kilka: - Nie znam nazwisk wszystkich ministrów (za każdym razem muszę sprawdzać), nie interesują mnie tak bardzo bieżące wydarzenia, nie czuję emocji podczas pisania o nich.
Dziennikarz może być nieśmiały i wyobcowany, ale musi mieć w sobie trochę pychy. - Nie ma dziennikarstwa bez narcyzmu. Dziennikarz myśli, jestem mądrzejszy od zwykłych ludzi. Bóg, los, pretenduje mnie do oświecania innych - zauważył Szczygieł.
Mariusz Szczygieł zaczął pisać w 1986 roku, jednak dopiero niedawno zorientował się, co daje Mu pisanie. - "Gottland" jest o mnie, nie o Czechach, to znaczy o Czechach też, ale nie tylko. Podświadomie wybrałem takie tematy, które mi coś dały. Wentylowałem tą książką swoje problemy - stwierdził Szczygieł.
Szczygieł wspominał także o Jerzym Lovellu, papieżu polskiego reportażu. Jego reportaże poruszały problemy społeczne, a nie jednostkowe, np. seks przedmałżeński, niepracujące żony. Był to syntetyczny reportaż. Według niego reporter wkraczał do życia ludzi i dokonywał diagnozy, był edukatorem. Stosował łopatologię, wątpił w inteligencję czytelników. Opisywał problem, a następnie go komentował. Dziś się już tak nie pisze.
Mariusz Szczygieł w swoim reportażu "Gottland" zderzył ze sobą dwie historie - dzień z życia lekarki zajmującej się poparzeniami oraz czeskiego chłopca, który się podpalił i zginął. W szkole nikt go nie lubił, był popychadłem. Posadził sobie pod oknem słoneczniki, gdy mu wyrosły, koledzy je pocięli nożami. Zostało to opisane w reportażu nie na samym początku, tylko trochę później, by czytelnik zdążył zaprzyjaźnić się z bohaterem i zaczął mu współczuć.
- Reporter ma kochać szczegóły. Natomiast ja nie denerwuję się niepotrzebnie, nie lubię tracić energii na nieistotne rzeczy - wyznał Szczygieł. - Niech każdy sobie interpretuje moje książki jak chce. I sztuki na ich podstawie niech będą, jakie są. Cieszę się, że wiem, jak reżyserzy odbierają moje książki. Każdy, nawet najgorszy spektakl jest dla mnie przygodą - dodał.
Powinno się prowadzić rozmowę tak, by bohater reportażu miał wrażenie, jakby rozmawiał z kuzynem, z kimś z rodziny. Szczygieł doradzał, by nie unosić się stylistycznie w swoich tekstach. Nie ma to być prostackie, ale powinno być bliskie życia. Przede wszystkim należy używać prostego języka. Nie mówimy "pojazd uderzył w drzewo", lecz: "toyota roztrzaskała się na stuletnim dębie". Jeśli chce się napisać dobry reportaż, trzeba myśleć o nim tak, jakby robiło się film dla Hollywood. Zaczynam od jakiejś sceny, a potem akcja się rozwija. Co więcej, trzeba pisać metodą striptizu, powoli dozować informacje. Po co zdradzać wszystko od razu? Można się bawić z czytelnikiem. Należy dać czytelnikowi do myślenia, coś uwypuklić, w innym miejscu go przestrzec.
Przy tworzeniu reportażu trzeba zastrzegać, że to nasz tekst, nie bohatera i będzie napisany po naszemu. - To wy jesteście twórcami swojego tekstu. Nie znaczy to, że trzeba zrobić bohaterowi reportażu "koło pióra". Tekst jest inny niż opowieść bohatera - podkreślił Szczygieł. - Autoryzujemy wypowiedź, nie cały tekst - dodał. Jeden z bohaterów chciał przeczytać cały tekst przed drukiem. Nie zgodził się z ani jednym słowem w tym tekście. I Szczygieł napisał to na koniec reportażu. Trzeba negocjować z bohaterami.
Mariusz Szczygieł opowiadał także o tym, jak wpadł na pomysł jednego z rozdziałów swojej książki "Niedziela, która zdarzyła się w środę". Zaczął zastanawiać się, z jakimi problemami zgłaszają się ludzie do Rzecznika Praw Obywatelskich, na co się skarżą. Tak powstał "Poczet pokrzywdzonych w III RP". Bohaterami są różne osoby - m.in. pan uznany za zmarłego, rencistka, która skarży się na użycie niepokojącej pieczątki, pani, która czekała 19 lat na telefon czy wypożyczający książki w bibliotece UJ.
Mariusz Szczygieł przyniósł na spotkanie kilka książek, w tym swoje najnowsze dziecko - jak określił dwutomową "Antologię polskiego reportażu XX wieku". Swoją premierę będzie miała już 5 marca. Antologia zawiera sto najciekawszych reportaży opublikowanych w latach 1901-2000. Szczygieł opowiedział, jak powstawało to niezwykłe dzieło.
Szczygieł wspominał przy okazji o polskim reportażu, który jest nazywany na świecie grande reportage. We Francji czy w Niemczech reportaż stanowi połączenie publicystyki z newsem, czyli to taki "kotlet schabowy". Nasze reportaże natomiast mają świetne recenzje na świecie.
Warsztaty były bardzo pouczające. Można było dowiedzieć się wiele ciekawostek na temat sztuki reportażu, o tym jak pisać dobrze i jakich błędów unikać. Te 3 godziny minęły w mgnieniu oka, a temat nie został wyczerpany. Miejmy nadzieję, że jeszcze będzie okazja do spotkania z Mariuszem Szczygłem na podobnym spotkaniu.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?