Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Niebezpieczna metoda" - potencjał ogromny, film nudny

Marcin Stachacz
Marcin Stachacz
Piękno, twarz, słodycz, miód, ciało, miłość. Ciekawe co na ten spis skojarzeń powiedziałby Freud?

Pewno, że w młodości wycierałem się jednym ręcznikiem z rodzicami, co spowodowało u mnie poważne problemy z seksem. W sumie, może w moim przypadku tłumaczyłoby to jego sporadyczność. Ale nieważne. Mnie po owym potoku wyrazów, wypływających nieświadomie z mego umysłu, w wyobraźni pojawia się Keira Knightley. I to zawsze. Zdradzam wam to nie bez kozery. Mianowicie jestem po seansie „Niebezpiecznej metody” Davida Cronenberga. I mam pewne obawy, wobec mej miłości do Jejpiękności Keiry…

Możecie się śmiać, ale poważnie Keira Knightley to jedna z mych filmowych muz. Cenie ją nie tylko za urodę, ale głównie za ogromny talent, który niewątpliwie posiada… Powiedzmy. No sami przyznajcie, że bardzo pasują jej wdzianka z poprzednich wieków. Często jest obsadzana w rolach kobiet, które ubierały gorset nie tylko do sypialni, i których „współczesnymi” nazwać nie można. I do twarzy jej w tym. Może urodziła się w złej epoce, a wy od razu bezpretensjonalnie ją krytykujecie. Tak, krytykujecie. Wszędzie pełno narzekań na to, że „gra jedną miną”, „beztalencie”, „szczupła i płaska” itd. Nawet nie mam zamiaru reagować na te oszczerstwa. Mogę zrozumieć, że nie dla każdego może wydawać się pociągająca fizycznie, ale proszę was, spójrzcie tylko na jej twarz. Ona rekompensuje całą resztę malutkich niedociągnięć „stwórcy”. Narzekanie na jej wagę, albo mały biust jest jak powiedzenie, że malutki piesek rasy Golden retriver jest bezużyteczny, bo robi bałagan, obślinia poduszki i robi kupkę na nowym dywanie. Pytam, co z tego!? Jego słodkość nie podlega żadnej
dyskusji. I na tym chciałbym zakończyć kwestię urody mej dziewczyny. Przejdźmy do czegoś bardziej związanego z tematem. I z moimi miłosnymi obawami…

Nie słuchałem nikogo, kto twierdził, że Keira to słaba aktorka. Po prostu dla mnie, pasowała do każdej roli, w której ją widziałem. Bardzo lubię np. „Pokutę” i fragment, gdzie nurkuje w fontannie i drugi, gdzie uprawia seks ze swoim ukochanym (nie ze mną, z filmowym partnerem) w pozycji opartej o ścianę. Ale mniejsza o to. Mówimy dziś o „Niebezpiecznej metodzie”, gdzie słońce mego życia, delikatnie mówiąc, mogła „podać rękę” swym krytykom… Prawdę mówiąc, mogła podobać się tylko w dwóch scenach: ponownie nurkowania, tyle że tym razem w stawie i podczas „pejczowania” jej pośladków na łóżku. Kto widział, będzie wiedział, o które fragmenty chodzi. Kto nie widział, a chce zobaczyć, to na pewno zapadną mu one w pamięci i będzie chciał do nich często wracać, a kto zastanawia się, czy zobaczyć… to cały film odradzam, scenę w łóżku - polecam.

„Niebezpieczna metoda” to według moich kryteriów film nudny. Potencjał tematu, który wziął na warsztat David Cronenberg jest ogromny. Psychologia, psychoanaliza, starcie dwóch wielkich postaci nauki: Freuda i Junga, zdrada, kompleksy, zagadki umysłu, można by tak długo wymieniać, co mogłoby być fundamentem tej fascynującej historii. Teoretycznie fascynującej, bo w „Niebezpiecznej metodzie” nic z tych rzeczy nie znajdziecie. Co wam zostanie, to tylko ckliwy melodramat, z wyraźnie przeeksponowaną grą Keiry, przez co jej bohaterka Sabina, zamiast intrygować, raczej rozśmiesza (mam nadzieję kochanie, że wybaczysz mi te słowa). Piszę o niej, bo to jeden z dwóch pierwiastków „kładących” film na łopatki. Drugim z nich jest scenariusz. Na koniec filmu do głowy przychodzi niepokojąca myśl w stylu: „co jest? To wszystko?

Czyżby pierwowzór był za długi i producent zaczął naciskać na twórców i zaciął się przy wymawianiu słów: to wyciąć, to do kosza, to skrócić, to jest nieważne, o ten fragment też wytnij”. Poważnie, tak to wygląda. W sumie nie wiem, czy tak było, ale zakładając hipotetycznie że tak, to bym go zrozumiał. Chciał ratować widzów skracając film, aby ci nie zapadli w śpiączkę, lub co gorsza, nie opuścili sali przez Keirę. Cóż, próbował, chciał dobrze, ale prawda jest taka, że i tak mu się nie udało. Ale kasę na rozczarowanych widzach i tak pewnie zarobił. Ja fragmentami czułem naprawdę ciężkie powieki, zamykałem je również, gdy na ekranie pokazywała się postać Sabiny Spielrein (Keira Knightley przyp. aut.).

Tym, którzy wyszli wcale się nie dziwię. Ten film wielce mnie rozczarował. Na tyle, że nie mogę przypomnieć sobie tytułu, który zrobił to bardziej niż właśnie „Niebezpieczna metoda”. Moje oczekiwania były tak duże, ponieważ amatorsko interesują mnie zagadnienia psychologii i psychoanalizy. No i zagadnienia ciała, wiecie kogo… Co mi się w nim podoba? Zdjęcia, trochę jakby sterylne i czyste, jednak bardzo staranne i oddające pewien „niebezpieczny” klimat chorej nieświadomości. Z aktorów mą uwagę przykuł jedynie Michael Fassbender, wcielający się w postać Junga. Jako jedyny był w stanie mnie do siebie przekonać. Viggo Mortensten (Freud) był zachowawczy i nijaki. Na rany Chrystusa! Tam grał również sam Vincent Cassel! Ale nawet nie pamiętam już kogo… Ale może to właśnie wina scenariusza, który nie pozwolił do końca oddać np. relacji jakie panowały między Frudem a Jungiem. Ograniczyło się to jedynie do kilku przydługich scen i do czytania swoich listów. Szkoda, mogły z tego wyjść naprawdę interesujące kreacje aktorskie. Największe pole do popisu miała, często dziś o niej wspominam, Keira Knightley. Tylko co z tego wyszło, zobaczcie sami… To będzie „niebezpieczne”, gwarantuję.

Moja ukochana piękność położyła film. Chyba moja miłość nie minie i nie popadnę w depresję. Nie chcę szukać psychoanalityka. Jeszcze przypadkiem bym się dowiedział czegoś dziwnego, np. tego, że nie można myśleć o kimś, kogo zna się jedynie z ekranu „swoja dziewczyna”, bo to świadczy o niedorozwinięci umysłowym i fizycznym. Ja się czuję dobrze, niech ona dokładniej wybiera scenariusze i nie przesadza z szacowaniem swych umiejętności aktorskich. W zawodzie, który się wykonuje trzeba znać swoje ograniczenia. Dobrze, że owa teza nie dotyczy miłości, dlatego o nas mogę być spokojny. Czekam na kolejny twój film.
Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto