Pijaństwo jako takie było zawsze, jest i będzie. Wprowadzane przez kolejne rządy tak zwane programy do walki z alkoholizmem, od komuny po dziś dzień są pretekstem do tworzenia stowarzyszeń, komitetów i innych szlachetnych instytucji, które za cel swej działalności stawiają walkę z pijaństwem. Najbardziej zorganizowaną formę walki z tym zjawiskiem wykazuje jak zawsze państwo. Państwo utrzymuje monopol na produkcję, państwo reguluje ceny wzwyż, żeby osiągać odpowiedni dochód z tejże produkcji.
Państwo tworzy też narzędzia w postaci – a to znaczków, a to akcyzy, a to innych form niebotycznego zysku przypisane każdemu litrowi. Państwo organizuje izby wytrzeźwien dla tych, którzy mają ochotę demonstrować swe pijaństwo publicznie, głośno i na oczach władzy mundurowej.
Poza tym z plagą pijaństwa walczą dzielnie wszelkiej maści komitety i stowarzyszenia. Dostają one na tę walkę solidne pieniądze, bo taki walczący z pijaństwem działacz musi przecież z czegoś żyć. Biegają też za publicznie pijacymi mundurowi, którzy jednak nie mają kogo łapać, bo pouczona przez reklamy telewizyjne młodzież trąbi z papierowej torebki. A z takiej jak wiadomo alkohol wycieknie i zostaje sama coca-cola.
I nareszcie - jest coraz liczniejsza grupa walczących z alkoholizmem na własny rachunek, którzy całe to zło podsuwane przez Państwowy Monopol Spirytusowy usiłują wyżłopać do dna. Żeby wreszcie opróżnić wszystkie flaszki.
Ostatnim, ale też najbardziej poważnym aspektem walki z alkoholizmem są jednak skutki działalności coraz liczniejszej rzeszy pijaczków. Posługują się oni bowiem nie tylko pięściami i butami we własnych domach, ale i przyrządami twardymi, z czego najbardziej spektakularne wyczyny przypadają na pijanych kierowców.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Żaden monopol, żadne stowarzyszenie i żaden komitet nie przywróci życia zabitym przez pijaków. Państwo płaci za leczenie, odszkodowania i wszelkie okołowypadkowe koszta. Państwo ma na to pieniądze ze sprzedaży alkoholu, ale nie tylko. Również niepijący w jakiejś formie płacą frycowe. Żeby dalej nie przynudzać, przechodzę do ostatecznego pytania: Czy coraz więcej ludzi mających samochody zaczyna chlać, czy też odwrotnie - coraz więcej pijaków kupuje samochody, bo to nie taki znowu drogi towar? Tego bowiem nasze państwo ani za komuny, ani teraz nie przewidziało. Widać po parkingach osiedlowych, że przewidywanie przyrostu samochodów na jeden pijacki łeb było w założeniach niezwykle skąpe. Tymczasem naród się bogaci, rośnie w siłę koni mechanicznych, a z przyzwyczajeń nabytych "na piechotę" nie rezygnuje. Tak więc to nie samochód powoduje, że kierowca pije. To pijacy mogą kupować samochody, bo nikt im w tym nie przeszkodzi.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?