Nie będę zajmować się samą fabułą „Nocy żywych Żydów”. Wydawca zadbał o jej streszczenie w ogólnie dostępnych notkach prasowych; również prasowe recenzje mniej lub bardziej szczegółowo odniosły się do jej treści. Postaram się natomiast opisać odczucia, które towarzyszyły mi w czasie lektury.
Igor Ostachowicz dowiódł tą książką, że jest mistrzem słowa i budowania odpowiedniego nastroju. Mit o tabliczce, jaką rabi Loewe miał włożyć do ust Golemowi, orwellowski pokój 101, kabalistyczne podróże dusz rodem z Zimlera, wreszcie wizje walki dobra ze złem rodem z Nieśmiertelnego. To wszystko złożyło się na wybuchowy koktajl, doprawiony czarnym humorem i szyderstwem z polskich fobii, który to koktajl potrafi uderzyć do głowy każdemu czytelnikowi.
Oczywiście, Ostachowicz nie korzysta z tych wszystkich legend w całości; wycinając z każdej z nich jakiś element, wiąże to w jedną dość spójną
całość. Efekt, jak już pisałem, jest powalający! Mimo że nie przepadam za tego typu literaturą, to książkę Ostachowicza połknąłem jednym tchem. Konstrukcja książki jest pozornie chaotyczna.
Wraz z narratorem przechodzimy od świata względnie rzeczywistego do wizji wręcz nierealnych, na pograniczu hipnozy i widzeń narkotycznych. Czytelnik zastanawia się, czy jest to nadal jawa czy carrollowski sen o nierealnym świecie, a nakreślone postacie nie ułatwiają rozwiązania tej zagadki.
Oto mamy szaloną anorektyczkę, która ucieka od rzeczywistości w świat wirtualny, mamy bezmyślnych, prymitywnych neonazistów o pragnieniach i ambicjach neandertalczyków, wreszcie mamy tytułowych Żywych Żydów - duchy, które łakną współczesnego świata i są łase na to, co nam wszystkim ofiarowuje współczesny konsumpcjonizm.
Pojawia się tajemniczy ZZ, w którym rozpoznajemy diabła o dantejskiej fizjonomii, który wykorzystując media pragnie zapanować nad światem. Środkiem do celu ma być właśnie rozgromienie resztek Żywych Żydów. Tylko ten symbol może skupić wokół ZZ odpowiednią rzeszę pomagierów i zwolenników.
W tym właśnie miejscu trudno oprzeć się skojarzeniu z postaciami z polityki, które właśnie szukają wspólnego wroga, łatwo identyfikowalnego „innego”, na którym można skupić nienawiść tłumów. Jeśli taki był cel Ostachowicza, to zakończenie książki nie nastraja optymistycznie. Zło nie triumfuje, ale czy można powiedzieć o zwycięstwie dobra?
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?