Od kilku dni media rozpisują się o przypadku o. Krzysztofa Mądla. Jezuita został ukarany przez przełożonych. Media łączą ten fakt z wywiadem udzielonym przez niego i krytyką biskupów i księży, którym nie szczędził ostrych słów. Duchownemu zdarzyło się w ostatnim czasie dopiec swojemu współbratu z sąsiedniej prowincji zakonnej. O. Aleksander Jacyniak SJ, bo o nim mowa, wygłosił w archikatedrze warszawskiej sławetną homilię, w której mówił o tajemniczych zgonach w związku z katastrofą smoleńską. Jak się później okazało, krążąca po prawicowych forach lista, która posłużyła za źródło wiedzy kaznodziei, zawiera nazwiska osób, które nawet w Smoleńsku w dniu tragedii nie były. Chodzi między innymi o dziennikarza TVN, który zmarł po ciężkiej chorobie, co uznano za przejaw działalności "seryjnego samobójcy". "Aleksander Jacyniak, mój współbrat, rozpoczął nowy rozdział w historii zakonu. W warszawskiej katedrze wygłosił kazanie, w którym prawie nic nie powiedział o Bogu, a dużo o spiskach i skrytobójczych mordach" - pisał Mądel.
Wcześniej krytykował abp Hosera i ks. Oko. To wystarczyło, by wciągnąć go na sztandary księży kombatantów, represjonowanych przez polski Kościół. Jego popiersie stanęło obok postumentu ks. Bonieckiego i ks. Lemańskiego.
Czytaj także: Ojciec Krzysztof Mądel opowiada, co wydarzyło się w Nowym Sączu
Wbrew pozorom jednak sprawa o. Krzysztofa jest bardziej skomplikowana i okazuje się, że wypowiedzi jezuity zbiegły się w czasie, a może nawet były przyczyną bójki, do której miało dojść między nim a jego współbratem w Nowym Sączu. Na stronie "Gościa Niedzielnego" można przeczytać list, jaki socjusz prowincjała skierował w tej sprawie do jezuitów. Wynika z niego, że o. Mądel nie porozumiał się ze swoim prowincjałem. Rozmowa, do której doszło 17 sierpnia, miała zakończyć się opuszczeniem przez niego pokoju przełożonego.
Media, nie zważając na okoliczności błyskawicznie wydały wyrok. Nagłówki mówiły o "kolejnym kneblu w Kościele", a "Wyborcza" uznała nawet, że sankcja wobec duchownego to efekt wywiadu, jakiego udzielił gazecie. Wczorajsze informacje były już bardziej stonowane i np. Katarzyna Kolenda-Zaleska wspomniała w "Faktach" TVN o bójce, w której miał brać udział o. Krzysztof. Ton materiału nadal jednak zawierał podtekst: "Kościół zamyka usta".
W poważny konflikt z przełożonymi o. Mądel wszedł już w 2006 r., gdy na łamach serwisu tezeusz.pl domagał się lustracji w zakonie i stanął w obronie diakona Andrzeja Miszka, założyciela Tezeusza, który został przeniesiony do Wrocławia (ostatecznie opuścił Towarzystwo Jezusowe). Mądel również musiał opuścić dom zakonny w Krakowie. O. Krzysztof Dyrek SJ skierował go do Kłodzka. Później trafił do Nowego Sącza.
Sprawy o. Mądla, ks. Lemańskiego i ks. Bonieckiego są różne, choć budzą bardzo podobne skojarzenia. Wszyscy trzej duchowni zostali przez przełożonych ukarani i w zasadzie tyle zbieżności. Ksiądz Boniecki nie miał większych problemów z podporządkowaniem się władzom zakonnym (wszak sam był kiedyś prowincjałem). Ksiądz Lemański korzystał z prawnych możliwości odwołania ciążącego na nim dekretu ordynariusza.
Artur Sporniak z "Tygodnika Powszechnego" uznał decyzję prowincjała za słuszną. "Ojciec prowincjał nie mógł nie zainterweniować w takiej sytuacji. Natomiast nie ma to bezpośredniego związku z ostrym piórem księdza Mądla. Powód jest poważniejszy. Reakcja była konieczna" - powiedział. Jeżeli informacja o pobiciu jest prawdziwa zgodnie z kan. 1336 Kodeksu Prawa Kanonicznego jezuicie może grozić nawet wydalenie ze stanu duchownego.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?