Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obama kontra Clinton. To jeszcze nie koniec

Redakcja
Wtorkowe głosowania w prawyborach w stanie Indiana i Karolina Północna miały zbliżyć senator z Nowego Jorku do swojego rywala, czarnoskórego Baracka Obamy. Stało się jednak całkiem odwrotnie.

Hillary Clinton przegrała aż czternastoma procentami głosów w Karolinie Północnej, a w Indianie wygrała zaledwie dwoma procentami, co w podziale głosów delegatów oznacza remis. Wybory w Stanach mają to do siebie, że poprzedzają je prawybory, czyli seria głosowań we wszystkich stanach. Liczba oddanych głosów przeliczana jest na ilość delegatów, a ci wówczas muszą zagłosować na tego kandydata na letniej konwencji partyjnej. Tego obowiązku nie mają tzw.superdelegaci, głosują bowiem według własnego uznania. Na ogół popierają kandydata, który ma przewagę nad innymi. Po ostatnim triumfie Obama ma już za sobą 1836 delegatów na partyjną konwencję, czyli brakuje mu już tylko 189 do uzyskania minimum niezbędnego do nominacji na oficjalnego kandydata Demokratów na prezydenta (2025 delegatów). Hillary Clinton zdobyła ich dotąd 1681.

Z prawie 800 superdelegatów - czyli ważnych osobistości w partii, 270 deklaruje na razie poparcie dla Clinton, a 256 dla Obamy, ale reszta jest niezdecydowana i powszechnie oczekuje się, że większość superdelegatów poprze ostatecznie tego kandydata, który zdobędzie więcej delegatów zwykłych.

W praktyce może to wyglądać tak jak w przypadku porażki republikańskiego polityka Mike’a Huckabee’ego, kiedy po zwycięstwie McCaina na Florydzie nikt oprócz byłego gubernatora z Arizony nie miał realnych szans na nominacje z ramienia Republikanów, a mimo to Huckabee nie wycofał swojej kandydatury.

– W zasadzie jest już po wszystkim, nawet jeśli Clinton wygra w pozostałych prawyborach. Superdelegaci czekali na wyniki w tych dwóch stanach, a Obama wyszedł obronną ręką – uważa profesor Larry Sabato, politolog z Uniwersytetu Wirginii.

Nie tylko matematyka wyborcza jest przeciwko senator z Nowego Jorku, również ekonomia. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Hillary Clinton z własnej kieszeni dokłada do kampanii i zadłuża się. W ostatnim miesiącu wydała kolejne sześć milionów ze swojego konta.

Hillary Clinton nie zamierza jednak się poddać. W pierwszym zdaniu swego przemówienia po ogłoszeniu wyników Clinton przypomniała, że nie tak dawno Obama ogłosił, iż wynik w Indianie będzie miał decydujące znaczenie. – I wygrałam w Indianie – podkreśliła była pierwsza dama Ameryki.

A co na to senator Barack Obama? Po wtorkowym zwycięstwie nawoływał do zjednoczenia w partii, która jest zmęczona przedłużającą się walką. Według wielu obserwatorów przemawiał już nie jak kandydat, ale jak zwycięzca. Znamienne jest to, że więcej niż o dalszej walce z senator Clinton Obama mówił o republikańskim kandydacie Johnie McCainie.

Czy zatem Hillary się wycofa i w dobrym stylu pożegna się z kampanią? Wygląda na to, że nie ma wyjścia. Nie będzie już raczej atakować Obamy, skupi się na ociepleniu swojego wizerunku w oczach opinii publicznej i gorąco podziękuje za poparcie i współpracę. Tym bardziej, że w przypadku, gdy Hillary Clinton będzie opóźniać swoją rezygnacje superdelegaci zmuszą ją do tego, popierając Baracka Obamę, aby jak najszybciej zaprzestać bratobójczej walki w Partii Demokratycznej, która będzie musiała za parę miesięcy stawić czoło Republikanom.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto