Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Off Festival w Katowicach. Spotkania z innymi dźwiękami

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
Nie tylko gitary oraz tajemnicze loopy ambientowych czarodziejów, ale i egzotyczne, inspirujące podróże zaplanowane są na przyszły weekend w Katowicach. Jest kilka zespołów, które w nas je zabiorą, i o nich będzie tym razem.

Toro Y Moi

Egzotykę Chaz Budnick mógł mieć od dzieciństwa we krwi, będąc potomkiem Filipinki i Afro- Amerykanina, do tego wychowanym w Południowej Karolinie. Źródeł powolnej aury jego debiutu można by więc szukać w genach naznaczonych nieustającym latem i swobodnym stosunkiem do czasu. Nie bez znaczenia będą też artystyczne związki z indie (założył znany w rodzinnych okolicach zespół The Heist) oraz grającym chwillwave Washed Out. To właśnie z tym gatunkiem Chazwik zbratał się na dobre. Dodajmy magisterium z grafiki i otrzymamy całkiem obiecujący obraz uzdolnionej postaci. A teraz, pozostawiając szufladki i domniemania, dlaczego to Toro Y Moi warto będzie posłuchać? Bo w wymarzonych warunkach będziemy mieli tego dnia leniwie rumieniące się słońce, zieloność drzew nad głowami, drinki z parasolkami w rękach, do których Toro Y Moi może dodać jeszcze więcej soczystej radości, emanującej z migoczących, rozgrzanych, zapętlonych melodii. 23-latek kończy właśnie nagrywać drugą płytę (obie ujrzą więc światło dzienne w tym roku) i w ciągu godziny może się wydarzyć kilka premier. Tak czy inaczej, zapowiada się doskonale chill-outowe popołudnie.

Shearwater

Na zupełnie innym biegunie artystycznym tworzy miłośnik ptaków, Jonathan Meiburg (członek Okkrevil River, o czym być może wiecie) i jego utalentowani znajomi. Muzykę Shearwater można by porównać do krainy łagodności, dziewiczego krajobrazu pełnego harmonijnych i delikatnych brzmień. Jest w niej rzeczywiście coś z miłości do natury, a złożoność i uroda kompozycji zaspokoją oczekiwania wielu odbiorców: szukających prostoty estetyki singer-songwriter, zwolenników ambientowych pejzaży, folkowych elementów (choć te nie są pretensjonalne, nachalne ani przaśne) czy wreszcie mocnych gitar i zdecydowanej rytmiki. Meiburg upiększa wszystko niezwykłym głosem (kojarzy mi się z "Marbles" Marillion). Szykuje się duża dawka emocji.

Dla rozeznania - singiel z najnowszej płyty "The Golden Archipelago"

Pulled Apart by Horses

Post-hardcore to co prawda gatunek zepchnięty gdzieś na marginesy mainstreamu, doświadczenia pokazują jednak, że właśnie poza głównym nurtem jest ciekawie. Kto pamięta ubiegłoroczny Fucked Up, ten wie, że brutalne granie ma szalony potencjał sceniczny i pewnie dlatego pod sceną poniosło wszystkich. Kompletne szaleństwo!

Chłopcy z Pulled Apart by Horses różnią się od charyzmatycznych i specyficznych muzyków z Kanady wyglądem godnym okładki NME, ale niech was to nie zwiedzie. Brytyjczycy zostali ochrzczeni najlepszym zespołem koncertowym na Wyspach przez The Observer - a to całkiem sporo, tym bardziej, że po ostatnim pozytywnym zaskoczeniu Titus Andronicus na scenie (taka średnia liga na płycie, a tymczasem występ rewelacyjny) wierzę w przebłyski i tego typu pogłoski. Poza tym mają tylko jedną, bardzo solidną płytę na koncie, na której słychać i trochę z klasków Fugazi, i ze starego Brand New (od nowego są o niebo lepsi) - w efekcie jest to przemyślana, ciężka, brudna płyta, której miło posłuchać w czasach, kiedy Unwound już nie nagrywa, Fugazi milczy, tęskni się za At The Drive In...

Spróbujcie ich singla: Back to the Fuck Yeah
Należałoby powiedzieć jeszcze o wielu innych zespołach, które zagrają na katowickich scenach już za kilka dni:

O mistrzach i szamanach ambientu - Williamie Basinskim, którego arcydzieła przypominają spacery po starych bibliotekach, są dekonstruktywistyczne i konstruktywne zarazem, grają na emocjach i zmysłach wychodzących poza standardową piątkę; oraz Fenneszu, który operuje na otwartym sercu, z delikatnością, ale zdecydowaniem chirurga tnie rzeczywistość sprzężeniami i niebywałą manipulacją instrumentami. Kto nie przeżył "Endless Summer" i "Venice" w cichości swojego pokoju, ten ma przed sobą wielkie chwile.

Nie mówiłam o duńskim Mew, którzy nie dość, że buszują po wielu muzycznych światach, to wyróżniają się fantastycznymi, wysokimi, męskimi wokalami; o Lali Punie, której chyba nie trzeba przedstawiać - wystarczy rzec, że to Morr Music, że to Niemcy, że to elektronika, że niedaleko "Neon Golden" The Notwist, że to rytmiczne jak Ladytron i subtelne jak stary Royksopp.

Oraz, że zagrają dziesiątki polskich artystów, w tym moi faworyci z Tides From Nebula. Tak, to wciąż jedyny w Polsce zespół post-rockowy na światowym poziomie. I tak, są fantastyczni na żywo.

Bilety na Off Festival, który rusza już 5 sierpnia, dostać można w bileteriach internetowych. Zapraszam na stronę Off Festivalu 2010 po szczegóły.

Do zobaczenia w Katowicach!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto