O złocie jeszcze będzie! Wierszy Gałczyńskiego znałem na pamięć bez liku. A nawet całe poematy. Jakoś same wchodziły mi do głowy, dziś zupełnie siwej, co wcale nie jest jednoznaczne z mądrością. Lubiłem też "Pana Tadeusza", choć nie rozumiem fabuły najsłynniejszej polskiej epopei. Nie pojąłem nigdy, o co w tym wszystkim „biega”, w ogólności, bo oczywiście poszczególne wątki znam doskonale. Tu ucztują, tu zbierają grzyby, polują, romansują, tu tłuką się między sobą, tu z Moskalami. Horrendum! I wkracza Dąbrowski. Zaiste serca się krzepią!
Gadam długo i rozwlekle, co jest moim ulubionym zajęciem, zamiast przejść do sedna sprawy, która łączy Mickiewicza i Gałczyńskiego.
Otóż, autor „Zielonej Gęsi” popełnił był cymelium pod tytułem „Ofiara świerzopa”, gdzie wyznaje z rozpaczą, że przez tegoż świerzopa popadł w neurastenię kompletną.
Po nim legiony badaczy usiłowały przeniknąć tajemnicę „bursztynowego świerzopa” i nie mniej tajemniczej dzięcieliny, pałającej panieńskim rumieńcem. Skłaniano się ku popularnemu chwastowi, gorczycy polnej, zwanej ognichą, o pięknych, gorejących kwiatach. Obecnie raczej należy przyjąć, że był to pospolity rzepak.
Przeżywam podobne rozterki, co poeta, którego jestem wiecznym dłużnikiem, kiedy słyszę o mimozach. Tak, tak! O tych mimozach, tak pięknie i subtelnie zwiastujących jesień w wierszu Juliana Tuwima „Wspomnienie”. Utworze przepięknie ubranym w muzykę i zaśpiewanym przez Czesława Niemena.
Ale zawsze, choć słuchanie tej piosenki sprawia mi, jak tysiącom fanów Niemena, niekłamaną przyjemność, zadaje sobie pytanie: - Jakimi mimozami. Dlaczego mimozami zaczyna się prześliczna polska jesień, złotawa, krucha i miła? Co, u licha, poeta miał na myśli! Przecież mimozy, (prawdziwa nazwa: czułek), wcale nie rosną w Polsce. Nie wytrzymują naszego klimatu. Czyżby licentia poetica?
Nie wytrzymałem i teraz, kiedy serdeczny duch, poeta i rysownik rudzki, Marek W. Judycki obdarował nas wierszem o drzewach, pozwólcie, Mili, że zacytuję:
Jesień
Mgłą szarą i deszczem.
czerwienia i żółcią,
barwami, co jeszcze
wzbogaca je półcień –
opada na ziemię
stubarwna snu szata
i liśćmi jesieni,
wieńcami oplata
kasztany
złociste,
żółknące już brzozy
i drżące wciąż liście
strachliwej mimozy
Skąd wytrząsnąłeś tę przeklęta mimozę? - zagadnąłem obcesowo Mistrza Marka? Próbował się wykręcać, łgać, lecz w końcu kapitulując przyznał, że dla rymu. „U nas w domu mawiano: trzęsie się jak mimoza! Więc mi pasowało!” Poecie wolno wszytko. I wszystko mu się wybacza!
Z uporem drążyłem temat, dociekając skąd płynie ta fascynacja mimozą. Szukałem nawet w śmietniku jakim jest Internet i znalazłem trop wielce obiecujący. Mianowicie sugestię, że Tuwim mianem mimozy określał powszechnie znaną nawłoć.
I to chyba wcale nie tą rodzimą, pospolitą z nazwy Solidago virga aurea - gałązkę złotą, ale tę kanadyjską Solidago serotina, przywleczoną zza oceanu, która panoszy się obecnie w całym kraju wespół z rdestem ostrokończystym (rdestowcem japońskim). Faktem jest, że piękna roślina! Złote wiechy kwiatostanów, wpadające w odcień pomarańczowy stanowią prześliczny widok. Falujące ogromne, złote łany. Wspaniale wyglądają w bukietach, także jesiennych, zasuszonych. I dlatego właśnie nawłoć natchnęła autora „Kwiatów polskich” do poetyckiego zrównania jej z mimozą.
Mimozą, "polską mimozą", niekiedy nazywana bywa także osika, Populus tremula, topola drżąca, której nazwa gatunkowa wywodzona jest od stale drżących liści. Ale to metafora zbyt daleko idąca i zupełnie botanicznie nieuprawniona.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?