Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ohydny nacjonalizm w rocznicę odzyskania niepodległości

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Policja nie wyciągnęła wniosków z zeszłorocznego marszu, ale nie ją bym za to winił. To, że funkcjonariusze patrzyli na demonstrantów 11 listopada jak na przeciwników, jest winą establishmentu.

W ubiegłym roku ogromnie zaskoczył media fakt, że na 210 zatrzymanych w trakcie rozruchów z okazji Dnia Niepodległości aż 92 było niemieckimi antyfaszystami. Gdyby polska policja nie zawęziła pola uprzedniego monitoringu do masy polskich narodowców i zrezygnowała z stereotypowego ich postrzegania można by zapobiec rozróbie i kilku zbrodniom.

W ostatnim polskim 20-leciu żaden z narodowców nikogo nie zamordował, ale zdarzyło się, że po broń sięgał sympatyk Platformy Obywatelskiej. Nikomu z policji nie przyszło do głowy, że zagrożenie nadejdzie z lewej strony. To niebezpieczny przechył. Pobłażliwości dla ekstremizmu lewicy towarzyszy dehumanizowanie chłopców z prawej strony. I nie chodzi bynajmniej tylko o podejrzliwość. Założenie polityczne o złu nacjonalizmu wsiąka w szeregi oddziałów interwencyjnych, które nie żałują wtedy siły dedykowanej wszystkim po kolei z "wrogiego" obozu. Co gorsza, takie założenie doprowadza do dewiacji demokratyczną misję służb porządkowych, które mają umożliwić przejście legalnego zgromadzenia, a nie zapobiegać mu.

Co się zdarzyło tej niedzieli?

Polskie państwo miało tylko jeden sposób na powstrzymanie agresji - taki który ją podsyca. "Policja, by uspokoić maszerujących strzelała bronią gładkolufową i "uspokajała ich" gazem łzawiącym. Kiedy pseudokibice rzucali w policję racami, oni odrzucali w nich tymi racami i tworzyła się reakcja zwrotna, czyli bijatyka". - Grzecznie przyłączyliśmy się do marszu - opowiada jeden z jego uczestników - nagle powstało jakieś zamieszanie. Byliśmy w gronie osób z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. - Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Poczuliśmy gaz, ludzie zaczęli kaszleć. Potem usłyszeliśmy, że musimy się rozejść i zachować spokój. Dziesięcioletni chłopiec mówi o policji, która nagle "zaczęła bić pałami", "bili też dzieci" i "nie patrzyli kogo biją".

Natknęliśmy się na blokady policyjne - słyszymy w relacjach naocznych świadków. - Gdy maszeruje co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób - wyjaśniał gen. Roman Polko - zablokowanie ich może powodować frustrację i wybuch niekontrolowanych emocji ze strony tych, którzy w ogóle tego nie planowali. To igranie z ogniem, tego się nigdy nie robi. Jak na złość policja wpadła na pomysł, żeby podczas blokady czołówki postawić swoje szwadrony w bocznych uliczkach. Tłum mógł więc iść tylko do przodu napierając na mur tarcz.

Polko uważa, że policja była źle przygotowana do osłony Marszu Niepodległości, m.in. dlatego, że nie rozpoznano i nie wychwycono najbardziej agresywnych osób, które chciały zakłócić demonstrację. A jest to jedyna dobra taktyka w takiej masie ludzi. W podobnym tonie wypowiada się specjalista od rozruchów Dariusz Loranty (opinia dla Polsatnews).

Pomóc w nabyciu tożsamości, nie pałować. O wrogości

Członkowie organizacji narodowych nie są immanentnie źli. Czemu pulsuje w tej grupce gniew i bunt? Chłopcy konfrontujący się z policją wypuszczają napięcie - rzecz jasna - nie w tym kierunku co trzeba. Byli marginesem 50. tys. demonstracji, który zdominował transmisję telewizyjną. Dobrze, bo nawet ich należałoby traktować poważnie, choćby tak. Natomiast postawa policji w niczym nie rozwiązuje zasadniczego problemu, którym jest tożsamość.

Znajomy miał okazję być świadkiem zdarzenia, którego bohaterami byli ONR-owcy. Ubrani na czarno mężczyźni w liczbie kilkudziesięciu gromadzili się przed katedrą we Wrocławiu. Niespodziewanie otoczyła ich uzbrojona po zęby policja. Mundurowi zaczęli wykręcać im ręce, rewidować i wsadzać do "żuków". Scenka była szokująca jak na 2010 rok. Kolega dowiedział się w rozmowie z oficerem, że pan Dutkiewicz, prezydent nie lubi narodowców. Ot, tak, arbitralnie.

Rewizje u działaczy, zatrzymywane autokary w drodze na manifestacje, monitoring policyjny nie są zwykłą prewencją w przypadku stowarzyszeń politycznych.

Opisywanie ruchów narodowych w kategoriach wrogości płciowej, etnicznej (wartościowanie polskości) albo politycznej wyraża przerażenie żywotnością i świeżością nacjonalizmu, który miał być dawno temu dobity.

Wrogość do narodowców dobiegała ze wszystkich audycji, w których komentowano na żywo popołudniowy przemarsz. Koszmarne projekcje inteligentów inkrustowały chłopaków z ONR i MW najbardziej wymyślnymi figurami demonów. Jak na "Kino Polska" ogląda się filmy z lat 40. I 50. z Emilem Karewiczem albo Bogumiłem Kobielą w roli głównej, tak można było dowoli nasycić się tą samą narracją w TVN, TVP info czy Polsatnews (niezawodny I. Krzemiński).

Chłopcy z lasu byli w czasach zmiany ustrojowej przedstawiani w tym samym krzywym świetle nie dlatego, że byli nacjonalistami, ale że jako nacjonaliści za bardzo kontrastowali komunistów – internacjonalistów. Z nacjonalizmem w tle nowa władza utraciłaby siłę tkwiącą w anonimowości. Postanowiono się "AK-owców" pozbyć na dobre. Z czasem internacjonalizm wyszedł z mody, a funkcję anonimizowania przejęły kolejne ideologie: indywidualizm i liberalizm.

Działania operacyjne służb wewnętrznych plus nagonka medialna sprowadziły ruch narodowy do podziemia. Do podziemia zeszła nie tylko idea nacjonalizmu, mocno kontrowersyjna ale konstytutywna w myśli europejskiej. Wraz z nią pod powierzchnię powędrowały dylematy tożsamościowe młodych ludzi. Chłopaki - zadymiarze poszukują również męskiej tożsamości w obranych grupach: kibiców, Młodzieży Wszechpolskiej albo ONR. Ich duma jest niebezpiecznym dla dominium kulturowego, politycznego i ekonomicznego przejawem niezależności. Nikt nie przypuszczał, że zdoła przetrwać zadane jej przez politykę dotkliwe ciosy. Przetrwała i odpowiada buntem.
Czy nie lepiej, aniżeli policja i Monika Olejnik , młodych ludzi rozumiał generał Petelicki? Nieżyjący dowódca Gromu wziął w obronę kibiców. - Z podobnych grup tworzy się bataliony spadochroniarskie w Wielkiej Brytanii, ci ludzie mają swój honor i zasady - mówił. Albo była oficer marines zatrudniona jako nauczycielka w jednej ze szkół w Los Angeles, której niekonwencjonalne metody zmieniły życie wyjątkowo trudnych uczniów (film "Młodzi gniewni").

Frazesy płynące z ust osób publicznych w praktyce okazują się - wobec niebanalnego zaangażowania młodych ludzi - puste. W dziennikarzach, politykach i resocjalizatorach nie ma krzty szacunku dla adolescentów. Jeśli chcemy ich zmienić, musimy ich najpierw zrozumieć i szanować. To proste.

Elita obawia się zdemaskowania?

Część intelektualistów zerwała z dziedzictwem przeszłości i jego postaciami, które wyewoluowały w ponowoczesności. Jeśli nacjonalizm nie jest dla tej grupy rzeczywistym problemem, to znaczy, że jedynym prawdziwym powodem niechęci elit do nacjonalizmu jest niepokój o uniwersalną dominację.

Jeden z dziennikarzy TVN - może podświadomie, ale nie bez przyczyny - zadał podczas niepodległościowej nocy pytanie dyrektorowi Instytutu Żydowskiego, Pawłowi Śpiewakowi o pogodzenie się Polaków z panowaniem obcych dynastii. Socjolog był zażenowany. Czy reakcja establishmentu na nacjonalizm jest w rzeczywistości wyrazem obawy o kontrolę nad Polakami, a nie troski o ich kondycję moralną?

Jest jeszcze jeden fenomen w tym marszu 100 tys. ludzi (tę liczbę podał Die Welt). Na fotografiach stale dostrzegam ludzi starych i bardzo młodych. Czy to nie dziwna ironia losu, że pokolenie wzrastające w czasach ostrej konfrontacji nacjonalizmu z komunizmem przekazuje - niezniekształconą i niezakłamaną - pamięć tamtych czasów pokoleniu wnuków, a ci z atencją tę pamięć podejmują?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto