Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olafur Arnalds: uwielbiam grać w Polsce

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
Okładka płyty Olafura
Okładka płyty Olafura Olafur Arnalds
"Uwielbiam tu przyjeżdżać, to jedno z państw, gdzie najchętniej koncertuję. Ludzie są otwarci, ciepli" - mówi w rozmowie z dziennikarką Wiadomości24.pl, Natalią Skoczylas, Olafur Arnalds muzyk i kompozytor z Islandii.

Na deser - zapis mojej rozmowy z artystą, którą odbyliśmy niedługo przed koncertem.

Zacznę od pytania: jak układa ci się twoja kolejna wizyta w Polsce?
- Jest świetnie. Uwielbiam tu przyjeżdżać, to jedno z państw, gdzie najchętniej koncertuję. Ludzie są otwarci, ciepli. Myślę, że entuzjazm publiczności w Polsce wynika z tego, że nie macie tak wielu koncertów jak w Londynie albo Nowym Jorku, więc doceniacie występy i świetnie reagujecie.

To twoje trzecie odwiedziny w kraju nad Wisłą. Jak wspominasz wcześniejsze?
- Były zupełnie inne. W Warszawie grałem przed trzema tysiącami ludzi, występ w Poznaniu był dla bardzo małej publiczności.

A jakie wrażenia wyniosłeś z koncertu przed Sigur Ros?
- Tłum był zachwycony, więc i ja czułem się świetnie, każdy utwór był piękny.

Czytałam na Twitterze, że spędziłeś tym razem kilka dni w Polsce, w Krakowie. Potrzebowałeś wakacji?
- Tak, jestem bardzo zapracowany, było mi to potrzebne. Mogłem zabrać kilkoro przyjaciół, odwiedzić Off Festival. W Krakowie jeździliśmy na rowerach, chodziliśmy po pubach, piliśmy piwo. Odwiedziliśmy też kilka miejsc, między innymi Wawel i Kazimierz.

Czytałam też, że usłyszałeś swoją piosenkę w jednym z pubów na Kazimierzu. Pamiętasz, gdzie to było?
- To było Re. Ale wiedzieli, że tam jestem, więc puścili go specjalnie z tej okazji.

Skoro miałeś okazję być na wczorajszych koncertach, opowiedz o swoich wrażeniach z nich.
- Nie widziałem zbyt wielu koncertów. Całkiem niezły był koncert Handsome Furs. No i oczywiście The National, jeden z moich ulubionych zespołów. Nie byłem na nich z resztą po raz pierwszy.

Nie zawiodłeś się?
- Hmmmm... (śmiech). No dobra, nie byłem. Ale pierwsze trzy, cztery kawałki nie brzmiały doskonale. To zespół albumowy, studyjny moim zdaniem, nie tylko melodie, ale przede wszystkim brzmienie płyty jako całości jest świetne. Występem jako całości nie byłem zawiedziony, później wprawiłem się w nastrój i było naprawdę dobrze.

Czy byłeś zaskoczony propozycją zagrania koncertu w kościele? Jak się czujesz przed tym występem?
- Nie jest to mój pierwszy raz w kościele, gram dość często w takich miejscach. To brzmi i wygląda dobrze, myślę, że tutaj będzie podobnie. Jest znakomite oświetlenie wewnątrz i na zewnątrz kościoła, więc wrażenie powinno być fantastyczne.

Dziennikarze porównują cię z wieloma islandzkimi zespołami i twórcami, kto z nich jest ci najbliższy?
- Myślę, że Johann Johannson. To ten sam gatunek muzyki. Czasem, w pewien sposób, Sigur Ros.
Słyszałeś o tym, że niektórzy porównują twoją płytę "Found Songs" z boskim aktem stworzenia, który trwał w sumie tyle samo - siedem dni.
- Och, pierwsze słyszę. Powinienem w takim razie zrobić osiem utworów by uniknąć insynuacji.

Jak wyglądała praca nad Found Songs?
- To była nie tylko dobra zabawa, ale i wielkie wyzwanie. Zamknąłem się w pokoju na te siedem dni i pisałem, pisałem, pisałem. Powstało wówczas wiele ciekawych pomysłów, które prawdopodobnie nie wpadłyby mi do głowy, gdybym pisał jeden utwór tygodniowo.

Nagrałeś wszystkie instrumenty sam?
- Tak. Pracowałem nad tym bardzo długo i mogę już teraz nagrać wszystko samodzielnie.

Apropo instrumentów, dlaczego porzuciłeś grę na pianinie w pewnym momencie?
- Trudno tak naprawdę powiedzieć, miałem wtedy siedem lat i chciałem grać na perkusji, nudziło mnie pianino. Uczyłem się też grać na gitarze, a w wieku 15 lat wróciłem do pianina.

O jakim instrumencie teraz marzysz?
- O skrzypcach. Znam je już trochę, mam swoje skrzypce, próbowałem na nich grać, ale to bardzo skomplikowane. Żeby grać na nich naprawdę dobrze, trzeba grać na nich wiele lat.

Ale nie boisz się?
- Nie będę na nich grał przed publicznością:) Raczej dla siebie, w pokoju.
Dlaczego na "Found Songs" zrezygnowałeś z elektroniki?
- Miałem w głowie mnóstwo pomysłów, których nie zamieściłem na "Variety of Static", ale nie chciałem ich stracić. Nie pasowała do nich taka elektronika, jak na poprzednim albumie. "Found Songs" to projekt zupełnie inny niż reszta, pojawiają się tu kompozycje stuprocentowo klasyczne, grane tylko na pianinie, których nie zamieściłbym na innej płycie. Ale to chwilowe, na następnej płycie znów powrócę do elektroniki.

Zastanawia mnie ostatni utwór na "Variety of Static" i tekst pojawiający się tam. Jaki właściwie był pomysł na ten utwór?
- Chciałem tam umieścić jakiś głos, ale nie miałem mikrofonu, byłem w trakcie nagrywania, więc spróbowałem wykorzystać głos generowany z komputera. I to był ciekawy efekt, kiedy komputer mówi do ciebie o ludzkich uczuciach, czujesz się dziwnie. To kontrowersyjne, nie do końca zrozumiałe.

Interesujesz się tą tematyką, uczuciami maszyn, sztuczną inteligencją. Myślisz, że może za kilkadziesiąt lat maszyny będą miały uczucia?
- Zacząłem wtedy dużo myśleć na ten temat, maszyna może być w pewnym sensie czymś podobnym do ludzkiego ciała. To wciąż maszyna, sztuczna inteligencja to nie uczucia, ale jeśli mogą mieć inteligencję, to dlaczego nie miałby mieć także uczuć? To dziwne, trudno powiedzieć jak będzie.

A jakie jest tłumaczenie tytułu "Himininn Er Ađ Hyrnja, En Stjörnurnar Fara Ţér Vel"?
- "Niebo spada, ale gwiazdy dobrze wyglądają na twojej sukience". To trochę jak: choć świat się kończy, może wydarzyć się też coś dobrego. A więc to piosenka o nadziei.
Apropo nadziei. Tworzyłeś utwory razem z zespołem Heaven Shall Burn, w części z nich pojawia się w tytule islandzkie słowo "von" oznaczające właśnie nadzieję. Jest tam taki utwór, "Nyfadd Von", który kojarzy mi się bardzo z płytą "Von" zespołu Sigur Ros. Czy to przypadek, czy jest między nimi jakiś związek?
- Nie, nie wiedziałem, że brzmi podobnie, chociaż chciałem go nazwać na początku właśnie "Von" i przypomniałem sobie, że przecież to tytuł płyty Sigur Ros.

Czyj to był pomysł, żeby twoje utwory na płytach Heaven Shall Burn miały tytuły w języku islandzkim?
- Nie był mój, to muzycy Heaven poprosili mnie o ich zatytułowanie.

Jak wygląda twoja praca nad muzyką do baletu? Jak się czujesz w trakcie przygotowań?
- Jestem podekscytowany, wciąż pracuję nad tą muzyką, jestem w połowie, dlatego potrzebowałem wakacji. Muszę to skończyć przed końcem sierpnia, jestem całkiem blisko. Sądzę, że wystarczą mi na to dwa tygodnie.

Kto wpadł na pomysł, żebyś to ty właśnie zrobił tę muzykę?
- Zostałem zaproszony do współpracy przez twórców baletu. To dla mnie ciekawe doświadczenie i nowe możliwości, bo ludzie interesujący się baletem będą mogli o mnie usłyszeć. To szansa na robienie zupełnie innej muzyki.

Czy było w treści tego baletu coś, co cię nim szczególnie zainteresowało?
- To właściwie nie historia, to rosyjska forma baletu nazywana "ballet blanc". Jest tu za to inspiracja podróżą Shackletona w 1909 roku na Biegun Południowy (*stąd tytuł baletu - "Dyad 1909" – przyp.red.), prawdopodobnie była to pierwsza wyprawa człowieka na ten biegun. Podobało mi się to, wiesz, moja muzyka jest chłodna, pasuje mi ten klimat.
Pracujesz w międzyczasie nad nowym albumem. Jaki on będzie?
- Mam na niego pomysł, ale nie jest gotowy, więc wolałbym o nim nie mówić. Tak czy inaczej, ukaże się w następnym roku.

Podoba ci się współpraca z Bardim Johannsson'em?
- Jest świetnie. Zdążyliśmy się już ze sobą zaprzyjaźnić. Jest wymagający, ale to dobrze, bo obaj jesteśmy perfekcjonistami.

Czytałam także o filmie, który twój znajomy nakręcił o tobie. Czy przypadł ci do gustu?
- Jest całkiem niezły i planujemy niedługo wrzucić go na YouTube, żeby każdy mógł zobaczyć go za darmo.

Przyczyniłeś się jakoś do prac nad tym filmem?
- Tak, znam reżysera i zapytał mnie, czy może nakręcić o mnie 25-minutowy film. Zabrałem go w trasę na dwa tygodnie, mieszkał z nami w autobusie, był na każdym koncercie. Każdego dnia przeprowadzał ze mną rozmowy, godzinę, czasem dwie, rozmawialiśmy o wszystkim, nie tylko o muzyce. To bardzo osobisty film. Mam nadzieję, że się spodoba, mi się całkiem podobał.

A jak traktujesz Kiasmos, swój projekt techno? Skąd właściwie pomysł, żeby zająć się tworzeniem tego typu muzyki?
- To tylko projekt, sprawa poboczna, więc będzie wymagał czasu. Jeśli go mam, pracuję nad Kiasmos. W pewnym momencie zacząłem lubić i rozumieć techno, jako nastolatek go nie znosiłem. To nie jest typowe techno, wiesz, nie mamy melodii typowych dla Ibizy, to raczej mroczna i twarda, minimalna muzyka. Janus robił już wcześniej taką muzykę, więc możemy się wymieniać doświadczeniami, uczyć się od siebie. Koncerty są niezwykłe, mam okazję zobaczyć ludzi tańczących, zazwyczaj przecież siedzą i niemalże płaczą.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto