Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Open’er 2017. Rockowe eksperymenty i czarne brzmienia [RELACJA]

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Thom Yorke podczas koncertu w Gdyni
Thom Yorke podczas koncertu w Gdyni
Dwugodzinne widowisko w wykonaniu Radiohead, zjawiskowa Solange oraz sceniczne szaleństwo Royal Blood. Mocny początek tegorocznego Open’era przyniósł wiele muzycznych niespodzianek… i rozczarowań.

Lotnisko Kosakowo pod Gdynią w przypadku obsługi samolotów to spory niewypał (przez nieukończoną budowę wciąż nie jest użytkowane). Jednak okazało się strzałem w dziesiątkę dla Open’er Festival, na którym od 11 lat ląduje dziesiątki tysięcy gości. Zakorkowane ulice, tłumy przy dworcu kolejowym oraz wypełnione po brzegi parkingi. Pomimo tych wszystkich utrudnień przy bramkach prowadzących na teren miasteczka festiwalowego nie było aż tak spodziewanego tłoku.

Zdecydowanie najbardziej oczekiwanym akcentem inauguracji Open’era był koncert Radiohead. Legendarna grupa od lat znajdowała się na liście (do tej pory pobożnych) życzeń gości festiwalu. Thoma Yorke’a z kolegami udało się ściągnąć do Gdyni dopiero po 16 latach od pierwszej edycji imprezy. W ten sposób muzycy wrócili nad polskie wybrzeże – wcześniej występowali w Spocie 1994 r. Po tym koncercie wrócili do Polski tylko raz w 2009 r. na Festivalu Malta w Poznaniu.

Wokalista Radiohead rozkręcał się z każdym kolejnym wykonem. Pod koniec koncertu pląsał po scenie energiczniej, niż nie jedna gwiazdka pop. Jednak Yorke w ogóle nie „aspiruje” do takiej roli, czego dowodem był środowy występ. Dwugodzinny przegląd dyskografii, przeplatany aranżacjami znanych utworów i muzyczną mieszanką stylów. Ku uciesze rozentuzjazmowanych fanów Brytyjczycy zagrali repertuar m.in. z albumu „Ok Computer” (20. rocznica wydania) i „In Rainbows” oraz dwukrotnie wracali na scenę podczas bisów. Mgła tajemniczości, która unosi się nad Radiohead, nie opadła po ich kolejnym koncercie w Polsce. Każdy kolejny utwór był aktem w muzycznym przedstawieniu. Pomimo że zabrakło takich hitów jak „Karma Police” i „Creep”, to nikt z wielbicieli Brytyjczyków nie mógł czuć się zawiedzony.

Wcześniej na głównej scenie zaprezentował się James Blake. Ubrany w bordowy sweter 29-latek większość koncertu spędził przy klawiszach swojego keyboardu, wprowadzając publikę w melancholijny nastrój przeplatany elektronicznymi brzmieniami. Brytyjczyk znany z zamiłowania do łączenia instrumentarium z syntezatorem i mikserem (nie chodzi o stosowany w kuchni), zaserwował skocznej gdyńskiej publiczności ciągnące się w nieskończoność wykony. Muzyczne widowisko zaserwowane przez Blake’a o wiele lepiej sprawdziłoby się na scenie w namiocie, gdzie łatwiej o chwilę o specjalny klimat w festiwalowym szaleństwie.

Dlatego Blake mógłby spokojnie zamienić się z Solange, której koncert był jednym z najlepszych akcentów pierwszego dnia Open’era. Siostra nieco bardziej medialnej Beyonce Knowles przeniosła publiczność do czarnych przedmieść z lat 70. Fryzury afro, moda z czasów disco i zjawiskowa choreografia. Solange udowodniła, że w temacie R&B ma wiele do zaoferowania. Dla 31-letniej piosenkarki trzymającej się raczej z dala od głównego nurtu to był pierwszy koncert nad Wisłą – przed kilkoma laty nie doszedł do skutki jej występ na OFF Festivalu w Katowicach. Podobnie jak jej siostra, Solange przyjechała do Polski z scenicznym widowiskiem – stylizowana na retro scenografia, wykonania piosenek okraszone tańcem oraz pełen zespół instrumentalny. Amerykanka utrzymała również świetny kontakt z publicznością, schodząc do swoich fanów przy barierkach. Solange okazała się tak samo kapryśna, jak jej siostra. Obydwie podczas koncertów w Polsce nie wpuściły na początek koncertu fotografów.

W scenie pod namiotem było znacznie więcej akcentów z czarną muzyką. W Gdyni z bardzo ciepłym przyjęciem spotkał się Michael Kiwanuki. Czarnoskóry wokalista z pogranicza folku i soulu zmieniając co chwilę gitary w rękach skutecznie oczarował gości Openera. Nie zabrakło melancholijnych momentów, jak i szalonego podrygiwania przy nieco dynamiczniejszych kawałkach m.in. „Black Man in a White World”. Brytyjski muzyk nie potrzebował scenicznych fajerwerków czy choreografii do zaskarbienia sobie uwagi festiwalowiczów. Ostatnim akcentem na scenie pod namiotem był występ hiphopowego duetu Rae Sremmurd. Zwłaszcza nastoletnia publika nie kryła zachwycenia, kiedy artyści ściągnęli koszulki i z raperskim zwyczajem nie szczędzili gardeł, również na wulgaryzmy. W przeciwieństwie do pozostałych artystów, do rozbujania publiki wystarczyły im sample puszczane z laptopa.

Również w duecie na scenie Openera zaprezentowali się muzycy z Royal Blood. Gitarzysta Mike Kerr i perkusista Ben Thatcher rozgrzali publiczność do czerwoności. Rockowa dwójka coraz mocniej szarpiąc za struny i uderzając w bębny podnosiła temperaturę koncertu pod główną sceną. Ciężkie brzmienia spotkały się w Gdyni z bardzo ciepłym przyjęciem. Royal Blood to jeden przykładów na openerowy awans – po trzech latach koncertu na scenie pod namiotem trafili na sam festiwalowy szczyt. W środę na lotnisku Kosakowo nie zabrakło również polskich akcentów, jak występ Natalii Przybysz oraz Sorry Boys.

Inauguracja tegorocznego Open’era obfitowała w wiele muzycznych uniesień, a to dopiero początek. W czwartek fani rocka ostrzą sobie zęby na Foo Fighters i The Kills, a nieco młodsza publika na rapera G-Eazy i piosenkarkę M.I.A.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Open’er 2017. Rockowe eksperymenty i czarne brzmienia [RELACJA] - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto