Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opera Leśna w Sopocie: w hołdzie dla Franka Sinatry

Redakcja
Stanisław Soyka i Sławomir Uniatowski śpiewają piosenkę z repertuaru Franka Sinatry.
Stanisław Soyka i Sławomir Uniatowski śpiewają piosenkę z repertuaru Franka Sinatry. Krzysztof Krzak
W grudniu ubiegłego roku minęła setna rocznica urodzin jednego z najbardziej znanych i popularnych piosenkarzy i aktorów, zdobywcy Oscara, Franka Sinatry. I to wydarzenie było impulsem dla koncertu "Tribute to Frank Sinatra".

Premiera tego wielkiego widowiska muzyczno - estradowego odbyła się w niedzielę, 24 lipca 2016 roku, na scenie renomowanej Opery Leśnej w Sopocie. I nawet jeśli jednym z powodów stworzenia "Tribute to Frank Sinatra" była chęć - jak to mówią niektórzy złośliwcy - "dania zarobienia" artystom (a tym się przecież nie przelewa), to jeśli przy okazji powstaje rzecz godna słów najwyższego uznania - niech gadają. Autorzy tego porywającego, a momentami artystycznie zniewalającego spektaklu, którym jest przede wszystkim Filip Siejka, autor aranżacji wszystkich wykonywanych przez wokalistów i dyrygent 15-osobowej orkiestry im towarzyszącej. Nazwisk innych twórców trudno szukać w dostępnych źródłach pisanych, ale pewnie nie mieli tu wielkiego pola do popisu, bowiem wszystko odbywało się zgodnie ze schematem: piosenka, gadka konferansjera, znów piosenka lub dwie, znów konferansjer wychodzący z prawej strony sceny (patrząc z punktu siedzenia widowni), w odróżnieniu od artystów pojawiających się na deskach Opery Leśnej ze strony lewej. A skoro już o konferansjerze mowa: był nim niezrównany Piotr Bałtroczyk. Ten "wieśniak spod Olsztyna", jak sam siebie nazwał, z charakterystyczną dla siebie swadą i humorem opowiadał o bohaterze koncertu, wyciągając z jego życiorysu co smaczniejsze i sensacyjne kąski, takie jak cztery małżeństwa, skłonność do nadużywania alkoholu i wybujałego życia towarzyskiego, związki z mafią (Sinatra był włoskiego pochodzenia), a nawet rzekome zauroczenie Montgomerym Cliftem, partnerem z filmu "Stąd do wieczności", za rolę w którym Frank Sinatra otrzymał Oscara. Bałtroczyk błyskotliwie odnosił życie Sinatry do swojego własnego, a robił to w sposób budzący salwy śmiechu publiczności zgromadzonej w sopockiej Operze Leśnej.

Najważniejsi jednak w koncercie "Tribute to Frank Sinatra" były piosenki, które pochodziły z repertuaru bohatera koncertu: te specjalnie dla niego stworzone, jak i te, które "podprowadził" on innym wykonawcom, jak choćby słynny "New York, New York", którego pierwszą wykonawczynią była Liza Minnelli. I tu trzeba od razu powiedzieć, że do wykonywania Frankowych piosenek Siejka zaangażował grono w większości przednich artystów. W większości - bowiem znaleźli się w tym gronie wykonawcy chyba "z łapanki", bowiem ich nazwiska nie widniały na plakatach rozwieszonych w Trójmieście. Mowa tu o Agnieszce Włodarczyk i Dariuszu Kordku, którzy po amatorsku wykonali duet "Something Stupid". W przypadku Włodarczyk można było odnieść wrażenie, iż jedynym powodem jej pojawienia się na scenie był chęć zaprezentowania obcisłej sukienki z odsłoniętymi plecami i długim trenem. Pytanie, dlaczego chciała to zrobić na koncercie muzycznym, a nie na pokazie mody, gdzie strój i zalotne uśmieszki wystarczą? Daleko wymienionym wyżej do pozostałej "obsady" widowiska "Tribute to Frank Sinatra". Najbliżej Kordek i Włodarczyk mieliby do Łukasza Zagrobelnego. Druga z pań występujących w koncercie, Katarzyna Cerekwicka, potwierdziła, iż jest jednym z najciekawszych żeńskich głosów na polskiej estradzie i jej jedynym problemem jest brak godnego jej warunków głosowych repertuaru, piosenek na miarę "As Time Goes By" czy "Moon River" lub choćby "Killing me sofly". Odkryciem Sinatrowego koncertu jest niewątpliwie Sławomir Uniatowski, znany z programu "Idol" i współpracy z Marylą Rodowicz i Sztywnym Palem Azji. Dysponujący świetnie brzmiącym, aksamitnym barytonem artysta doskonale dawał sobie radę tak w solowych popisach, jak i w duecie ze Stanisławem Soyką. Grzegorz Turnau zaskoczył słuchaczy interpretacją "Something" zespołu The Beatles, którą Sinatra też włączył do swego repertuaru. Zaś popis geniuszu wokalnego dał Kuba Badach, który sztandarową piosenkę Sinatry "My Way" (ponoć najczęściej śpiewaną w USA podczas pogrzebów) zaśpiewał tak, że jej oryginalny wykonawca mógłby popaść w kompleksy. Badach udowodnił też, że jak się jest profesjonalistą i umie się śpiewać, to nawet nie najlepsze nagłośnienie i problemy z odsłuchami nie są w stanie przeszkodzić w stworzeniu dzieła wokalnego.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto