Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opublikowano listę Rosenbluma

Tomasz Mazur
Tomasz Mazur
Okładka książki.
Okładka książki. Lista pana Rosenbluma
Refleksję nad przeczytaną książką zaczynam z reguły od wyliczenia powodów, dlaczego warto wziąć ją w ogóle do ręki. Dlaczego warto zajrzeć do "Listy pana Rosenbluma" Natashy Solomons?

Powód pierwszy. Powieść jest debiutem, już dziś świetnie zapowiadającej się młodej brytyjskiej pisarki, obecnie doktorantki studiów z poezji XVIII wieku. Każdą wolną chwilę Natasha Solomons poświęca pisaniu, gdzieś w zacisznym skrawku wiejskiego ogrodu.

Powód drugi. "Lista pana Rosenbluma" debiutowała na półkach księgarni w Polsce w tym samym czasie, co w dziesięciu innych krajach. Może drobnostka, ale nie jest to zbyt częste zjawisko i do mnie w zupełności przemawia.

Powód trzeci. Książka pełna jest kontrastów. Najlepszym przykładem niech będzie tytułowy pan Rosenblum - niemiecki Żyd, za wszelką cenę usiłujący zostać angielskim dżentelmenem.

Powód czwarty. Po jej przeczytaniu, chyba już wiem, co należy zrobić, aby uzyskać zaszczytne miano angielskiego dżentelmena. Ba! Spełnić nieco ponad 110 warunków. Czy ktoś pomyślałby o codziennym kupowaniu marmolady, odsłuchiwaniu prognozy pogody w stacji BBC czy noszeniu idealnie skrojonych ubrań? Pewnie nie.

Powód piąty. Zupełnie odmiennego znaczenia nabierają pojęcia restrukturyzacja czy transformacja przedsiębiorstwa, tym samym cienka staje się linia (pewnie cieńsza od nitki) dzieląca dywany od spadochronów.

Powód szósty. Każda strona tekstu pełna jest serdeczności, życzliwości, wyrozumiałości, rodzinnego ciepła i chyba prawdziwej miłości. Nudne, mdłe? W żadnym wypadku. W połączeniu z gamą nieprawdopodobnych pomysłów, sugestii i rozwiązań, powstaje literacki majstersztyk.

Powód siódmy. Wspomniane wcześniej warunki, przybierają wielokrotnie charakter zasad, które każdy, nie tylko wytrawny dżentelmen, stosować powinien. Mnie szczególnie utkwiła w pamięci zasada sześćdziesiąta czwarta - "prawdziwy Anglik, żeby nie wiem co, nigdy nie traci głowy w chwili kryzysu".

Powód ósmy. W całej gamie "dżentelmeńskich" zachowań słychać wołanie o pozostanie sobą, bez względu na miejsce, status społeczny, pochodzenie. Dostrzeżemy to zwłaszcza w postępowaniu żony Jacka Rosenbluma, Sadie. Pamięta o obchodach szabatu, przestrzega zasad kaszrutu, nie zapomina o tych, którzy odeszli. Stara się być po prostu żydówką.

Powód dziewiąty. Bo jest to powieść o ciągłym dążeniu, osiąganiu czegoś niemożliwego, przekraczaniu pewnych granic standardowych zachowań. Chcesz mieć własne pole golfowe? Nic bardziej prostszego.

Powód dziesiąty. Najlepiej posłuży za niego fragment listu pana Rosenbluma: "Dziś wieczorem widziałem błędny ognik. Miałem świadomość, że to tylko kula fluorescencyjnego światła, ale chciałem, żeby było to coś magicznego albo mistycznego". Taka właśnie jest powieść Natashy Solomons. Magiczna.

Przyznaję, dawno nie czytałem książki, przy której uśmiech gości na twarzy od pierwszej do ostatniej strony. Otwieram na stronie trzydziestej, potem kartkuję, zamykam. Po kilku godzinach wracam, otwieram na stronie setnej, znów kartkuję. W tej książce można utonąć.

"Lista pana Rosenbluma"
Natasha Solomons
Dom Wydawniczy Rebis, 2010

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto