Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pasza - wspomnienie o Pawle Karelinie

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Już jutro oficjalne rozpoczęcie Pucharu Świata w skokach narciarskich. Jak co roku, Kuusamo powita zawodników arktycznym mrozem, silnym wiatrem i ciągle sypiącym śniegiem. Niby nic szczególnego, jednak ten sezon będzie inny niż pozostałe.

Jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie przed startem rywalizacji najlepszych skoczków świata. Prawdopodobnie nie jestem w tym osamotniony. Wielu kibiców również czuje pustkę, jaka będzie towarzyszyła im przez te kilka miesięcy. I chyba długo nas nie opuści, ciągle przypominając nam kogo zabraknie na belce startowej. Czy (a jeśli tak, to kiedy) przyzwyczaimy się do tego, że Adam Małysz już nie pokaże więcej swojego „atomowego” odbicia, Andreas Kuttel nie rozśmieszy kibiców przed telewizorami, a Michael Uhrmann zamieni narty na chorągiewkę trenera? W końcu, czy przyzwyczaimy się do braku w stawce jednego z najbardziej obiecujących zawodników, który był jedyną nadzieją Rosjan na medal olimpijski w Soczi? Kto by pomyślał, że również i Pawła Karelina zabraknie w Pucharze Świata. Zabraknie, bo odszedł z tego świata.

W przeciwieństwie do wymienionych wcześniej skoczków, „Pasza” (jak nazywali go pieszczotliwie koledzy z reprezentacji) nie planował odstawienia nart w kąt. Wiązał wielkie nadzieje z nadchodzącym sezonem. Czuł, że nadchodzi ten moment, w którym pokaże światu pełnię swojego talentu i możliwości. Jego kariera skończyła się szybko. Za szybko - na jednej z autostrad w okolicach jego rodzinnego miasta Niżnego Nowogrodu.

Karelin debiutował w Pucharze Świata w sezonie 2007/2008, mając siedemnaście lat. Przed jego rozpoczęciem z rosyjskiego sztabu dochodziły głosy, że właśnie nadchodzi jeden z największych rosyjskich talentów. Już wtedy mówiono o nim, jako o przyszłym mistrzu świata, który miał być gwarantem wielu sukcesów reprezentacji Rosji na najważniejszych imprezach. Chłopak z charakterem, ciężko doświadczany przez całe swoje życie, silny psychicznie, nie mający żadnego respektu dla rywali. Słowem, Dmitrijowi Wasiljewowi rósł silny konkurent w konkursach indywidualnych i równorzędny partner w konkursach drużynowych. Choć wtedy jeszcze nie imponował wynikami, zdołał zająć miejsce w pierwszej dziesiątce jednego z konkursów - w Bischofshofen uplasował się na 9. pozycji. Sezon zakończył jako 32. skoczek świata.

Kolejne dwa sezony to jedno wielkie pasmo niepowodzeń Rosjanina. Można było odnieść wrażenie, że Karelin zamiast „przeć do przodu”, cofał się w rozwoju sportowym. Dość powiedzieć, że wtedy za sukces uznawano jego awans do finałowej trzydziestki. Jedynym miłym akcentem było - szczęśliwie wywalczone - dziewiąte miejsce w konkursie Mistrzostw Swiata w Libercu na dużej skoczni. Skakał słabo, nie wierząc, że cokolwiek może się udać. Nikt już nie mówił o nim, jako o wschodzącej gwieździe skoków. Bardziej porównywano go do jego kolegów z reprezentacji, którzy, podobnie jak on, nie wznosili się ponad przeciętność.

Przełom nastąpił w sezonie 2010/2011. Po sześciu latach pobytu w Rosji w roli trenera reprezentacji ze stanowiska odszedł znany niemiecki szkoleniowiec Wolfgang Steiert. Jego miejsce zajął Aleksander Swiatow. Prawda jest taka, że w trakcie jego pracy dwudziestolatek skakał najlepiej w karierze. Nie był to, rzecz jasna, błysk na miarę Adama Małysza sprzed dziesięciu lat. Mimo to, szczególnie w pojedynczych występach, Paweł dawał jednoznacznie do zrozumienia, że jest na dobrej drodze do tego, by skakać na najwyższym poziomie i zrealizować pokładane w nim nadzieje. Przykładem tego niech będzie choćby drugie miejsce wywalczone w noworocznym konkursie w Garmisch-Partenkirchen. Ponadto w Planicy pobił swój rekord życiowy, lądując na 208 metrze. Druga część sezonu nie była może tak rewelacyjna jak pierwsza, jednak już wtedy można było mieć nadzieję, że drzemie w nim ogromny talent. Najważniejszą kwestią było jednak to, by ten śpiący talent obudzić.

Lato (podobnie jak zima) było w wykonaniu Karelina najlepsze w karierze. W inauguracyjnych zawodach na skoczni w Wiśle-Malince przegrał tylko z Thomasem Morgensternem. Oprócz tego jeszcze trzy razy plasował się w czołowej dziesiątce konkursów Letniej Grand Prix. Mimo że Aleksander Swiatow opuścił szeregi sztabu szkoleniowego Rosjan (jego miejsce zajął Aleksandr Ariefjew), „Pasza” postanowił trenować z nim indywidualnie. Pomny doświadczeń z poprzedniego sezonu być może uznał, że warto zostać przy tym, co do tej pory zdawało egzamin.
Nie wszystko jednak szło po myśli jednego z największych talentów rosyjskich skoków. Na początku października doszło do kontrowersyjnej decyzji Aleksandra Uwarowa (prezesa Rosyjskiej Federacji Skoków Narciarskich i Kombinacji Norweskiej), który wykluczył go z dwóch ostatnich konkursów LGP. Tłumaczył to rzekomą kontuzją Karelina. Sam zainteresowany wszystkiemu zaprzeczył, dodając, że nie rozumie zachowania Uwarowa.

Paweł Karelin swój ostatni skok w oficjalnych zawodach oddał 30 sierpnia 2011 roku. Wiadomość o jego śmierci była ciosem dla całej sportowej Rosji, a także fanów skoków narciarskich na całym świecie i samych skoczków. – Śmierć Pawła Karelina to dla całej rodziny skoczków narciarskich ogromny szok! – napisał na swojej stronie internetowej Kamil Stoch. – Znałem Pawła bardzo dobrze. Często rozmawialiśmy razem na skoczni i utrzymywaliśmy dobry kontakt. Był fantastycznym zawodnikiem i dobrym kolegą. Zawsze uśmiechnięty i gotowy do rywalizacji o najwyższe miejsca. Aż trudno uwierzyć, że już nigdy Go nie zobaczę – dodał.

Paweł Karelin zmarł 9 października 2011 r. w wieku dwudziestu jeden lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto