Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłsudski, Mościcki, Śmigły-Rydz i kult jednostki w II RP

Tomasz Osuch
Tomasz Osuch
Dziewczynka (Hanna Zawadzka) recytuje wiersz przed popiersiem Józefa Piłsudskiego, listopad 1935 rok.
Dziewczynka (Hanna Zawadzka) recytuje wiersz przed popiersiem Józefa Piłsudskiego, listopad 1935 rok. Autor nieznany, domena publiczna, WikiCommons
Ich portrety zdobiły ściany państwowych urzędów, pisano o nich wiersze, śpiewano piosenki - przywódcy Polski z okresu międzywojennego otoczeni byli nie mniejszą czcią niż ich odpowiednicy zza zachodniej czy wschodniej granicy. Jak naprawdę wyglądał kult jednostki w II Rzeczypospolitej?

Dziś jedynym już państwem, w którym z niezwykłą pieczołowitością i - trzeba przyznać - równie niezwykłą skutecznością realizuje się ideę kultu jednostki, jest Korea Północna. Jej kolejni przywódcy są w swym kraju traktowani niczym bogowie, a dzieci od najmłodszych lat uczą się w szkołach o ich "wielkości", dobroci i nadzwyczajnych, nadnaturalnych wręcz zdolnościach.

Kult jednostki, jak widać, szczególnie mocno obecny w krajach charakteryzujących się autorytarnymi systemami rządów, który ogromne piętno odcisnął chociażby na komunistycznej Rosji, miał swoich zwolenników także w międzywojennej Polsce. Za przykład pierwszorzędny posłużyć tu może postać Józefa Piłsudskiego.

O ile jednak w wypadku państw totalitarnych, jak hitlerowskie Niemcy czy frankistowska Hiszpania, kult jednostki służyć miał celom propagandowym i chorym ambicjom dyktatorów, o tyle w odradzającej się polskiej państwowości pełnić miał raczej rolę spoiwa, cząstki wspólnej narodu. Wódz miał jednoczyć wokół siebie masy społeczeństwa tak przecież różnorodnego, w dodatku przez pokolenia podzielonego zaborczymi granicami.

Marszałek Piłsudski miał być w zamierzeniu orędowników jego wielkości i poniękąd podług własnej woli, przewodnikiem Polaków po nieznanych jeszcze wtedy ścieżkach niepodległości, wyznaczać kierunki i - co ważniejsze - formy rozwoju, a wreszcie - w czasach pełnych anarchii i politycznego chaosu - pełnić miał funkcję strażnika interesów państwa i narodu.
Dziadka wojsko kocha,
Z dumą patrzy w Niego,
Nie boi się ani trocha
Wroga zdradzieckiego
Wojnę sobie chwali,
"Zawsze będziem zwyciężali,
Kiedy Dziadek z nami"

Wiersz Artura Oppmana, recytowany często przez młodzież w okresie międzywojennym, doskonale oddaje nastawienie społeczeństwa polskiego do zwanego wówczas dobrotliwie "dziadkiem" Józefa Piłsudskiego.

Marszałek Piłsudski, jako Naczelnik Państwa i wódz naczelny Wojska Polskiego, a przede wszystkim ojciec polskiej niepodległości, cieszył się wielkim i zasłużonym szacunkiem. Nie można mu było bowiem odmówić, w chwili odzyskania przez Polskę wolności, ogromnych zasług dla narodu, wtedy od blisko dwóch wieków uciemiężonego przez siły trzech wielkich mocarstw.

Choć jest w tym stwierdzeniu zapewne wiele przesady, odnieść można wrażenie, że Józef Piłsudski był przez naród czczony niemal jak istota boska. Już za życia stawiano mu pomniki, jego imieniem nazywano ulice, a pieśni o nim wybrzmiewały z ust maszerujących żołnierzy. Nie sposób byłoby dziś doliczyć się wszystkich tytułów i honorów, jakimi został obdarowany w wolnej już Polsce.Co prawda, już po śmierci Marszałka, ale fakt ten wart jest odnotowania, Sejm II RP uchwalił 7 kwietnia 1938 roku ustawę "o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego, Pierwszego Marszałka Polski", w której czytamy m.in.:

Art. 1. Pamięć czynu i zasługi JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO, Wskrzesiciela Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu, po wsze czasy należy do skarbnicy ducha narodowego i pozostaje pod szczególną ochroną prawa.
Art. 2. Kto uwłacza imieniu JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO, podlega karze więzienia do lat 5.

Także po śmierci Piłsudskiego, w 1935 roku w życie weszło zarządzenie ministra spraw wojskowych wprowadzające "ujednolicenie tytularne Zmarłego Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego we wszelkiego rodzaju służbowej korespondencji wojskowej..."

Zgodnie z nowym przepisem, żołnierze Wojska Polskiego winni się byli wystrzegać stawiania przed tytułem zmarłego Marszałka wyrażenia "ś.p.", a przy pierwszym wymienieniu w tekście Piłsudskiego należało używać pełnego tytułu "Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski".

Innym przejawem mniej lub bardziej powszechnego uwielbienia Piłsudskiego było huczne świętowanie jego urodzin i imienin. Tradycje te zresztą kultywowane są w różnej formie do dziś. Dopiero jednak śmierć Marszałka przyniosła prawdziwy rozkwit jego kultu. Uroczystości żałobne odbyły się w kilkudziesięciu polskich miastach, nad grobem Piłsudskiego pochylił się cały naród.

Bliscy mu politycy i działacze społeczni starali się utrwalić wizerunek Piłsudskiego jako wielkiego męża stanu i ojca polskiej niepodległości, starając się zresztą pamięć o swoim Komendancie przekuć w mit. Był wśród nich doktor nauk prawnych gen. Roman Górecki, zasłużony legionista, później minister przemysłu i handlu, który tak pisał tuż po śmierci swojego mentora:

Najukochańszy nasz Wódz, Największy Człowiek, jakiego Polska w ciągu dziejów wydała - odszedł na wieczność. Odszedł od nas Pierwszy Żołnierz Polski, niestrudzony Bojownik wolności, przez wieszczów narodu wyśniony, który wskrzesił Polskę do bytu niepodległego po wiekowej niewoli...

Zabiegi, mające na celu umocnienie narodowej pamięci o Naczelniku, trwały nieprzerwanie do momentu wybuchu II wojny światowej. W niegasnącym wciąż świetle Piłsudskiego próbowali ogrzać się także jego protegowani oraz osoby związane z obozem sanacyjnym. Działo się tak w przypadku Ignacego Mościckiego, który z namaszczenia Marszałka właśnie, po sejmowym głosowaniu, 4 czerwca 1926 roku zaprzysiężony został na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Ignacy Mościcki przyjął pierwszą godność w państwie niejako przez przypadek. Piłsudski, do którego naturalnie należało ostatnie słowo w sprawie prezydenckiego kandydata, miał już upatrzonych kilku potencjalnych pretendentów do tej zaszczytnej funkcji i nie było wśród nich Mościckiego. Jego kandydaturę przedłożył premierowi Kazimierzowi Bartelowi ówczesny minister robót publicznych prof. Witold Broniewski. Premier zaś niezwłocznie podsunął kandydaturę Mościckiego Piłsudskiemu, który miał zareagować: Ignaś? A to bardzo dobra myśl.Nowego prezydenta oraz nadal sprawującego faktyczną władzę w państwie Piłsudskiego od lat łączyła serdeczna przyjaźń. Sam Mościcki zwykł o sobie mawiać "najstarszy Piłsudczyk". Jak napisał o Mościckim w biografii mu poświęconej Sławomir M. Nowinowski, w jego osobie skupiał się nie tylko majestat Rzeczypospolitej, ale całe dziedzictwo państwowej legendy Marszałka.

Nieznany dotąd szerszym warstwom społeczeństwa, nieuwikłany w polityczne spory skromny naukowiec, dzięki swojej doskonałej aparycji, szybko stał się ulubieńcem opinii publicznej. Jak zapisał ambasador Francjii, Leonie Noel - był to piękny, rasowy okaz Polonusa z mlecznobiałą czupryną i takimż wąsem jakby żywcem z dawnych wieków we współczesność przeniesiony...

Kult kolejnego przywódcy narastał. Nawet sam Piłsudski, próbując utrwalić znaczenie prezydenckiej funkcji, odnosił się do Mościckiego z należytym szacunkiem, przestrzegając wszelkich norm protokolarnych.

Na korzyść głowy państwa działała także cała państwa tego urzędnicza machina. Przykładowo Poczta Polska wydała aż 9 serii znaczków z podobizną prezydenta Mościckiego, przy czym warto zwrócić uwagę, że jego poprzednikom poświęcono zaledwie po jednym znaczku.

Nie bez znaczenia było też miejsce zamieszkania prezydenta. Mościcki, tuż po zaprzysiężeniu, zajął wraz z rodziną okazałe komnaty Zamku Królewskiego w Warszawie. Było to wyrazem osobistej woli samego Piłsudskiego. Chciał on w ten sposób umocnić prestiż sprawowanej przez jego przyjaciela funkcji.Świetną dla Mościckiego okazją do zdobycia jeszcze większej rzeszy wielbicieli były dożynki w Spale, które - o czym warto przypomnieć - po raz pierwszy zorganizował w 1927 roku właśnie "Ignaś".

Prezydent Mościcki nie stronił od licznych podróży po kraju, które po latach wspominał z rozrzewieniem:

Wszędzie przed chatami wsi były wystawione stoliki przykryte białym obrusikiem, na których znajdował się chleb i sól. Oboje zaś gospodarze, stojąc przy stoliku, kłaniali się z godnością. Przy przejeździe przez wioski często byłem zatrzymywany przeciągniętą taśmą przez drogę, jedynie po to, żeby mi wręczyć parę haftowanych ręczników. Raz zostałem zatrzymany przez dwie dziewczynki (...) podeszły do samochodu, pocałowały w rękę, a gdy pogłaskałem je przyjaźnie po głowach, wybiegła matka z chaty i rzuciła mi się wprost na szyję, pocałowaliśmy się wzajemnie, bez zamienienia słowa.

Prezydent Mościcki darzony był szczerą i jak widać gorliwą sympatią społeczeństwa. Pomagała mu w tym zapewne konstytucja marcowa, która nakładała na głowę państwa niemal wyłącznie funkcje reprezentacyjne. W tych natomiast Mościcki odnalazł się doskonale, patronował licznym wydarzeniom kulturalnym i przedsięwzięciom naukowym, regularnie brał udział w uroczystościach Jasnogórskich, nie stronił też od kontaktów z przedstawicielami najróżniejszych wyznań i religii.Innym narzędziem utrwalania kultu Mościckiego była literatura. W 1932 roku nakładem Instytutu Propagandy Państwowotórczej ukazała się książka znanego w okresie międzywojennym publicysty, historyka teatru i krytyka literackiego Henryka Cepnika poświęcona życiu i działalności prezydenta Mościckiego. Jedno zdanie charakteryzujące bohatera tej publikacji wystarczy, by ukazać jej iście propagandowy charakter:

Uczony światowej słąwy, znany daleko poza granicami Ojczyzny ze znakomitych prac naukowych i wynalazków; entuzjastyczny miłośnik swego kraju, pragnący dlań najświetniejszej przyszłości; troskliwy i zapobiegliwy gospodarz Państwa, któe chciałby widzieć na szczytach potęgi i wielkości, przy tym człowiek o charakterze nieskazitelnym i jak łza czystym, umyśle niepospolitym, ogarniającym szerokie widnokręgi spraw i zagadnień, sercu głęboko czystym i szlachetnym - Prezydent Mościcki, demokrata w najistotniejszym i najpiękniejszym tego wyrazu pojęciu i zrozumieniu, jest jakby spełnieniem idealnego postulatu filozofów starożytnych, któzy marzyli o tym, aby na czele państw stali wielcy myśliciele i uczeni.

Także przy okazji imienin i urodzin prezydenta, które to wydarzenia podniesiono do rangi uroczystości państwowych, w prasie pojawiały się okoliczne peany na cześć Mościckiego. W piśmie "Płomyk" z 26 stycznia 1937 roku, na kilka dni przed imieninami "Ignasia", ukazał się m.in. wierszyk:

...A dziś jest pierwszy luty i Polska w chorągwiach stoi
na szarych, ponurych domach czerwień i biel zakwitła,
Obywatele! Baczność! Odkryć przed Zamkiem głowy
Mocno bijącym sercem będziemy Włodarza witać.Niezwykle hucznie obchodzono w 1936 roku dziesięciolecie prezydentury Mościckiego. 3 czerwca - dzień głównych uroczystości ogłoszony został dniem wolnym od pracy. Do organizacji obchodów powołany został w stolicy 100-osobowy Naczelny Komitet Ogólnopolski Uczczenia Rocznicy. Specjalna msza św. w katedrze warszawskiej, defilada wojskowa, spotkania z młodzieżą, pochody, akademie to tylko niektóre z form podziękowania Mościckiemu za 10-letnią posługę państwu.

Od chwili śmierci Piłsudskiego w 1935 roku, Mościcki przejął na siebie ciężar reprezentacji kraju, stał się najbardziej chyba popularnym politykiem. Otrzymał też nieco większe uprawnienia dzięki nowej ustawie zasadniczej - tzw. konstytucji kwietniowej.

Powoli jednak na piedestał polskich władz sanacyjnych wychodził Edward Śmigły-Rydz - zaprawiony w bojach legionista, ulubieniec Piłsudskiego. Miał on się później okazać ostatnim Wodzem Naczelnym II Rzeczypospolitej, ostatnim jej Marszałkiem i ostatnią, niespełnioną niestety, nadzieją.

Mianowaniu Rydza na stanowisko Inspektora Generalnego Sił Zbrojnych nie towarzyszyło tyle kontrowersji, ile wywołało nadanie mu buławy marszałkowskiej. Awans, będący wynikiem politycznego porozumienia nowego Wodza z prezydentem Mościckim, choć w pewnym sensie także wyrazem woli Piłsudskiego, spotkał się z krytyką nawet w obozie sanacyjnym. M.in. gen. Dąb-Biernacki ironizował, że Rydz mógłby równie dobrze zostać hetmanem.

W umacnianiu wizerunku Śmigłego jako "najznamienitszego ucznia Komendanta Piłsudskiego" propagandziści przeszli samych siebie. Jak napisał zmarły w 2009 roku wybitny historyk Paweł Wyczorkiewicz, sztuczna legenda Śmigłego nie była w stanie zastąpić autentycznej charyzmy Piłsudskiego, rozpoczęto więc urzędowe szerzenie i utrwalanie kultu "Wielkiego Marszałka".Jeszcze zanim Śmigły otrzymał z rąk Mościckiego buławę marszałkowską, starano się niejako urzędowo zwiększyć jego znaczenie w hierarchii władzy państwowej. 15 lipca 1936 roku premier Felicaj Składkowski wydał taki oto okólnik:

Zgodnie z wolą Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego zarządzam co następuje: Generał Rydz-Śmigły, wyznaczony przez Pana Marszałka Józefa Piłsudskiego, jako Pierwszy Obrońca Ojczyzny i pierwszy współpracownik Pana Prezydenta Rzeczypospolitej w rządzeniu państwem, ma być uważany i szanowany jako pierwsza w Polsce osoba po Panu Prezydencie Rzeczypospolitej. Wszyscy funkcjonariusze państwowi z prezesem Rady Ministrów na czele okazywać mu winni objawy honoru i posłuszeństwa.

Po latach sam autor powyższych słów przyznał, że dość "niezręczne" i "niecelowe" zarządzenie wynikło z niedokładnego zrozumienia życzenia Mościckiego.

Na uboczu politycznych sporów i niedomówień, nieustannie i z wielką determinacją realizowano kult nowego przywódcy. W urzędach państwowych zawisły portrety Marszałka, a na ulicach polskich miast pojawiły się plakaty z jego wizerunkiem. Na jednym z nich, stojąc wśród generałów, obserwować miał podniebną defiladę dziesiątków samolotów, które świadczyć miały o potędze polskiego lotnictwa. Był to jednak zwykły fotomontaż.Do programów szkolnych, obok wierszy o Piłsudskim, dodano odpowiednie utwory o Śmigłym:

Nikt nam nie zrobi nic,
Nikt nam nie weźmie nic,
Bo nas prowadzi Śmigły,
Marszałek Śmigły-Rydz.

Niestety rzeczywistość miała okazać się bardziej brutalna. Na trzy miesiące przed śmiercią, w marcu 1935 roku Józef Piłsudski zwrócił się do prezydenta Mościckiego - jak się dziś wydaje - w nieco proroczych słowach:

Będziesz miał, Ignacy, cztery lata spokojnej pracy - co dalej nie ręczę. Polecam ci Śmigłego na kierownicze stanowisko, nie jest tak lotny jak Sosnkowski, ale możesz na nim zawsze polegać.

Jak się okazało po czterech latach, we wrześniu 1939 roku, na Śmigłego nie można było do końca liczyć. Jak to ujął Wojtek Duch w swym artykule o dość wymownym tytule "Upadek Marszałka...", Edward Rydz-Śmigły z herosa, którym się stał w ciągu kilku lat stał się prawie nikim w ciągu zaledwie kilku tygodni. I niech słowa te będą przestrogą dla wszystkich "wielkich" tego świata.

Wybrana bibliografia i inne źródła:
Andrzej Garlicki, Józef Piłsudski 1867-1935, 2008
Sławomir M. Nowinowski, Prezydent Ignacy Mościcki, 1994
Wojtek Duch, Upadek Marszałka. Marny koniec Rydza-Śmiegłego, 2012
historia.org.pl; zst.tarnow.pl; wikipedia.org

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto