Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PiS idzie na wojnę. Na Brukselę!

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
W odpowiedzi na ponaglenia Komisji Europejskiej w sprawie zdjęcia blokady Trybunału Konstytucyjnego Sejm przyjął uchwałę w sprawie obrony suwerenności Polski. Jest to zasadniczy zwrot w stosunkach naszego kraju z Unią Europejską.

W odpowiedzi na ponaglenia Komisji Europejskiej w sprawie zdjęcia blokady Trybunału Konstytucyjnego Sejm przyjął uchwałę w sprawie obrony suwerenności Polski. Jest to zasadniczy zwrot w stosunkach naszego kraju z Unią Europejską – i tak dalekich od ideału. Dotąd polegały one na tym, że pretensje Brukseli o naruszanie ładu konstytucyjnego, sprecyzowane w opinii Komisji Weneckiej z 11 marca, Warszawa kwitowała twierdzeniem, że polegają one na nieporozumieniu. Kierują je pod adresem władz polskich urzędnicy KE nieświadomi, jak się w Polsce rzeczy mają, albo – co gorsza - wprowadzani w błąd przez mściwych polityków opozycji niemogących pogodzić się z utratą władzy. Teraz w tych błądzących we mgle eurokratach dostrzeżono wrogów, z niewiadomych przyczyn celowo szkodzących Polsce.

W przemówieniu wygłoszonym w piątek, 20 bm. w Sejmie – w przeważającej mierze poświęconym piętnowaniu niepatriotycznej postawy i innych grzechów głównych opozycji – premier Beata Szydło „dawała odpór” przede wszystkim Komisji Europejskiej reprezentowanej przez jej pierwszego wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa. Zauważając, że „niektóre instytucje europejskie podejmują działania przeciwko Polsce” i gromiąc polityków Platformy, PSL i Nowoczesnej, że informacje o tym przyjmują „z uśmiechami na twarzy”, polska premier ogłosiła z mocą: Polska jest państwem suwerennym. Ten komunikat był skierowany nie tyle do niepatriotycznej opozycji, co do aroganckich europejskich biurokratów. Dalej oświadczyła, że Polska nie toczy sporu z UE, a polski rząd nie prowadzi z instytucjami unijnymi żadnych negocjacji, prowadzi dialog na takich samych zasadach, jak inne państwa. Jeszcze bardziej zaskakująca była konkluzja rozgorączkowanej oratorki: „ Dziś to nie Polska ma problem z reputacją i autorytetem, ale Komisja Europejska”.

Beata Szydło zarzuciła KE, że prowadząc dialog w władzami Polski, trzymała w zanadrzu wcześniej przygotowaną opinię. Miała tu niewątpliwie na myśli przede wszystkim własną, podobno czterdziestominutową rozmowę z Fransem Timmermansem, w której – według informacji uzyskanych przez „Rzeczpospolitą” - godziła się na daleko idące ustępstwa; proponowała m.in. stopniowe wprowadzanie do TK sędziów wybranych przez PO i przyjęcie przepisów, wedle których obecny skład TK zostałby uznany za uprawniony do orzekania. Wyraziła też gotowość do publikacji dotychczas nieopublikowanych orzeczeń Trybunału oraz rezygnacji z zasady podejmowania decyzji w TK większością dwóch trzecich głosów. Timmermans był ponoć z wyników rozmowy zadowolony. Ale jest to relacja jednej strony. Zapowiedź ogłoszenia niekorzystnej opinii może świadczyć o tym, że Timmermans nie był jednak z tej rozmowy przesadnie zadowolony a polski rząd wiązał z tym zadowoleniem przesadne nadzieje. Stąd wielkie rozczarowanie unijnym „ultimatum” i nieukrywana złość, której dobitny wyraz dał niezastąpiony w takich przypadkach nasz minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, wyzywając Timmermansa od zdrajców i kłamców. Ze swej strony twierdził, że Polska od wielu miesięcy zachowywała się odpowiedzialnie i konstruktywnie, prowadząc dialog z Komisją Wenecką i Komisją Europejską.

Przemawiając w Sejmie, premier Szydło nawiązała do uzyskanych w przeddzień informacji medialnych o projekcie opinii KE, której ogłoszenie miało nastąpić w ciągu kilku dni, o ile władze w Warszawie nie podejmą istotnych kroków w kierunku rozwiązania kryzysu wokół TK. Zostało to odczytane, nie bez racji, jako ultimatum, zaś dla obozu rządzącego stało się kamieniem obrazy godzącym w suwerenność Polski. - Jak to jest? - pytała Beata Szydło. - Rozmawiamy, jest dialog, a opinia jest wcześniej przygotowana? Komu na tym zależy? - Dzisiaj mogę powiedzieć, że w Komisji Europejskiej jest coraz więcej tych, którym zależy na rozbiciu Unii Europejskiej, a nie na tym, żeby ona się rozwijała”. Zaskakująco stanowcze stanowisko KE przypisała naciskom politycznym wywieranym na nią przez opozycję. Polska premier domagała się od „Europy” szanowania polskiej suwerenności, wyborów i tradycji; oświadczyła, że nikt poza państwem polskim nie może rozwiązać sporu dotyczącego TK; zapewniła, że polski rząd nigdy nie będzie ulegał żadnemu ultimatum i nigdy nie pozwoli, by Polakom była narzucana wola kogokolwiek; „będą decydowali Polacy” - podkreśliła. O podważanie polskiej suwerenności oskarżyła także opozycję, która "podburza Komisję Europejską do działań przeciwko polskiemu interesowi".

Do meritum zastrzeżeń KE wysuwanych, jak nieoficjalnie wiadomo, w przygotowanej do publikacji opinii premier Szydło ustosunkowała się w dalszej części obrad w kilku słowach: „Będzie orzeczenie, będzie druk, nie ma orzeczenia, nie ma druku”. Chodziło jej oczywiście o druk orzeczenia TK z 9 marca, które zgodnie ze stanowiskiem obozu rządzącego nie jest orzeczeniem, gdyż zostało wydane bezpośrednio na podstawie Konstytucji z pominięciem procedury przewidzianej w ustawie „naprawczej” z 22 grudnia ub. roku. Czyli na wschodzie – bez zmian. Jest to czytelna zapowiedź, że w zasadniczym sporze o rolę Trybunału Konstytucyjnego żadnych ustępstw nie będzie. Tyle że taka postawa sprawdzała się w stosunkach z bezbronną, bo rozproszoną i niepewną własnego stanowiska, opozycją, podczas gdy tym razem takie samo przesłanie zostało skierowane pod adresem władz Unii Europejskiej, mających nieporównanie większe możliwości politycznego oddziaływania na rozwój wydarzeń w Polsce. Wprawdzie władzom tym, na czele z Komisją Europejską, wcale nie zależy na zaognianiu sporu z Polską, bynajmniej też nie zamierzają zastępować suwerennego państwa polskiego w rozwiązywaniu problemu Trybunału Konstytucyjnego, jak twierdzi Beata Szydło, ale najwidoczniej uznały, że dalsze przeciąganie „dialogu”, polegające na powtarzaniu – z jednej strony – że nic się nie stało, demokracja ma się dobrze a z drugiej – że jednakowoż łamana jest konstytucja, mnożą się ustawy, których konstytucyjność jest mocno wątpliwa – jest niemożliwe.

Rządząca od ponad pół roku prawica ma rację, kiedy przypomina Unii Europejskiej, że ma do uporania się z wystarczająco wielu trudnymi problemami, jak kryzys migracyjny, walka z terroryzmem czy groźba Brexit-u, ale wcale to nie znaczy, że powinna dać sobie spokój z Polską. W Brukseli mogą dojść do wręcz przeciwnego wniosku - że właśnie Polska stała się jeszcze jednym problemem, zagrażającym spójności Unii.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto